Dynia z mordą stała na blacie w kuchni.
Matju wszedł i aż się zapowietrzył.
Mat: Ooooo! Dynia!!!!
Ja: Tak, to dynia Zuzi.
Mat: To bąbak!
Ja:?
Zuza: To wampir...
Mat: Bąpir?
Zuza: Tak, bąpir, yyyy... znaczy wampir.
Mat: Nieeee. To PUMPKIN!
Ja: Bardzo dobrze, to pumpkin czyli dynia, brawo.
Mat: Pumpkin pumpkin pumpkin!
Zu zabrała dynię do szkoły. Matju zorientował się poniewczasie.
Mat: Mamoooo! Gdzie jest pumpkin? Nie ma pumpkina!
Po nocnym kryzysie Matju zdrowieje w oczach. Nabrał przyspieszenia i zaczyna szaleć. Nadal ma gorączkę, ale już nie pawiuje. Odwołałam przedszkole do końca tygodnia i zastanawiam się teraz czy to było dobre posunięcie... Młody odzyskuje siły w takim tempie, że zaczynam się obawiać kolejnych pięciu dni spędzonych z nim w domu.
7 komentarzy:
babak, hahha
He he, ja po tygodniu z Kajtkiem się sama rozchorowałam, a po dwóch zapragnęłam popełnić samobója. Bo on ewidentnie się już znudził domem. A ja jeszcze nie ;)
w dobrym kierunku idzie edukacja Twojego dziecka :) cieszę się, że mu lepiej,u mnie, po dzieciach, padł mąż- szlag by to trafił...
yyy on jeszcze zaraza wiec lepiej ze zostanie. no, niestety nie dla Ciebie. .. czaders z niego :)
Paulina, współczuję :/ U nas jeszcze nikt nie zdradza objawów, chociaz to się może kluć przez parę dni chyba?
Masakra te jelitówki, chyba wolałabym porządną infekcję górnych dróg oddechowych albo grypę.
Kaja, leki bierz to może wyzdrowiejesz ;)
no jelitówki to najgorsza opcja:/ ale teraz ma odpornosc na długi czas;D
Prześlij komentarz