Ciepło, ciepło, gorąco... Długi weekend czas zacząć. W cieniu 33 stopnie. Wokół nagrzane mury.
Nadmiar dziecięcej energii groził wybuchem, więc wyszliśmy powypasać stado na betonie.
Przy okazji zorientowaliśmy się, że Ania zdecydowanie wyrosła z trójkołowego rowerka.
Mateusz chce biegać za siostrami i jest ciężko sfrustrowany koniecznością siedzenia w wózku.
Ania potrafi się bujać sama, chociaż nikt jej tego nie uczył. Inteligentna bestia :)
Matju protestował przeciw czapce. Nie dziwię się, gdyby ktoś mi kazał nosić czapkę w upale, też bym protestowała.
Obserwował dziewczynki brykające na placu zabaw i od czasu do czasu próbował wyrwać pasy z wózka.
Jeszcze rok temu bardzo cierpiałam w upały, a teraz mogę się godzinami wygrzewać na słońcu jak jaszczurka ;) Dobrze mi z tym.
Przed nami jeszcze 7 wolnych dni, podczas których trzeba będzie zagospodarować dzieciątka. Patrzę na te ściany dookoła, nagrzane jak patelnia, i w głowie mam tylko "ratunku...". Oczywistym rozwiązaniem jest gdzieś pojechać, nad wodę, do lasu. Wszystko pięknie, tylko przy trójce małych i malutkich dzieci każda wycieczka przypomina, za przeproszeniem, burdel ogarnięty pożarem. Do zabrania kontener rzeczy - picie, jedzenie, pieluchy, chusteczki, słoiczki, woda do mycia, krem od słońca, torby na pawia (dzieci z upodobaniem wymiotują w samochodzie), zapasowe ubranka, hulajnogi albo rowery, zabawki, wózek i Bóg wie co jeszcze. Koordynacja drzemek i posiłków Matju (nie zaśnie byle gdzie, nie zje byle czego i byle kiedy). Zorganizowanie starszym zabawy. Mamo pić, jeść, siku, kupę, poczytaj, pośpiewajmy, daj mi, popatrz, wytrzyj. I tak dalej.
Wszystko w sumie błahostki, ale skumulowane w takim stężeniu, że zmieniają przyjemność w bezlitosną, nerwową harówę.
A kiedy już wszystko się skończy, każda napotkana osoba będzie mnie pytać - "I jak, odpoczęłaś sobie?". Ależ oczywiście. Jak jasna cholera ;)
8 komentarzy:
A ja w tych dniach gratuluję sobie pomysłu zamieszkania na dwudziestoletnim osiedlu z wielkiej płyty - chociaż drzewa zdążyły urosnąć :D
Tak... Och, drzewa... Już niemal zapomniałam jak wyglądają. Przez płot mogę sobie popatrzeć bo jeszcze kilka ocalało przed wycięciem.
He, he I tak Cię podziwiam, że ogarniasz te najpilniejsze potrzeby przy trójce małych dzieci :-)
buahahahahah.
to fakt. Jak ja się wybieram na plac zabaw na sąsiednim osiedlu to jak już tam dotrę mam wrażenie, że wyszłam na Giewont (hmmm:P) i jedyne czego pragnę to powrót do chłodnego pomieszczenia. W przeciwienstwie do Ciebie nie umiem się spokojnie wygrzewać w słońcu (mam wyrywającego się i kręcącego Toma na rękach. Kładę go na kocu-ryk, na trawie-ryk, o wózku już pisałam;))
Tom ściąga czapkę notorycznie, muszę więc uważać jak go mam na plecach żeby czapki nie zgubić.
U nas jest las, drzewa, łąka ale ja tam sama nie dotrę w tygodniu. Zresztą moje dzieci się nudzą siedząc na kocu i bawiąc się tym czym bawią się w domu. Zbieranie kwiatków-nuda, podziwianie przyrody-nuda. Przydałoby się poprzelewać wodę z kubka do kubka ale gdzie to brać ze sobą 2 litry wody.
Hela też wyrosła z trójkołowca ale z uporem jeździmy, no bo jak inaczej.
super wyglądasz tak poza tym:)))
w temacie lasów i łąk :
http://tinypic.com/view.php?pic=xfxn3d&s=6
;P:P
Normalnie to ja też nie posiedzę na słonku, ale teraz mam Małżonka w domu i Małżonek dzielnie i czynnie uczestniczy w tzw. życiu rodzinnym ;) Więc on zabrał Matju z wózkiem do domu, a ja zostałam z dziewczynkami. One są samopilnujące się, więc matka może siedzieć na ławeczce albo robić cokolwiek innego :)
Gośka, tobie się należy nagroda specjalna, ja nie wiem jak Ty to wszystko znosisz. W porównaniu z Tobą to ja mam relaks i luz...
I dziękuję za komplement :)
Ostatnio usłyszałam od jednej z sąsiadek - "Och, ale pięknie wyglądasz, nie poznałam cię..." :P
Fotka na łonie przyrody - cudnaaaa :) Ja też tak chcę! :)
zapraszam:))
chętnie bym połaziła z kimś niestety majówkę spędzam sama:/
Prześlij komentarz