A największą aktualnie porażką jest ssaczy instynkt Ani - potwornie silny. Jak zasypia to chce ssać wręcz desperacko. Smoczka nie chce (załamana już się poddałam i jednego kupiłam), nie wie co z nim zrobić.
Nie byłoby to zupełnie żadnym problemem, gdybym nie musiała wychodzić z domu, tutaj na każde zawołanie jest cyc i już. Ale wychodzić muszę i każdy spacer czy wyprawa do sklepu jest niefajnym przeżyciem. W chuście jak zaczyna być śpiąca, zaczyna się szamotać, wić i krzyczeć. Trwa to czasem i 20 minut, jak się zmęczy to zasypia. W wózku to samo. Wyobrażacie sobie jaki to stres? Do tego jeszcze Zuzia, która ucieka, wyłazi na ulicę, szarpie mnie bo chce iść w innym kierunku niż wskazany przez mamę,. płacze, krzyczy (bunt dwulatka trwa i trwa, czy on kiedykolwiek mija?)...
Do domu niemal codziennie wracam z płaczem z bezsilności i wścierwiona jak sto diabłów.
Wycieczka do centrum handlowego albo do znajomych czy rodziny - to samo.
Najchętniej położyłabym się do łóżka i wstała za jakieś 10 miesięcy.