sobota, 11 lutego 2012

Mommy rhapsody :P

Uśmiechłam się :)




Is this the real life
Is this just fantasy?
Caught in a landslide
No escape from reality
Open your eyes
Look up to the skies and see

I'm just a mom
I need no sympathy
Because I do it all
On the go
Poopy pants, runny nose
Kitchen, kids and laundry
Everything is dirty
No sleep, no sleep.

Momma, I puked in the van (great!)
Momma, there's gum stuck in my hair
I just pushed Lucy down the stairs (she's bleeding)
Momma, where did I come from?
Better ask your daddy that when he gets home

Momma, oooooooh
I don't wanna die 
Well, you should have thought of that before you broke my lamp!

I smell a little bit of poopy in the van
Sarah move, Sarah move
Get your butt in the Durango
Daddy's coming home late, better fix a hot plate NOW!

Fettuccini
Ravioli
Fettucini
Ravioli
Fettucini Alfredo
Magnifico!

I'm just a poor boy can I have some money please?
What do I look like? Money doesn't grow on trees!
Maybe if you ever picked up your things!

Party at Stevie's house will you let me go?
Joshua, we will not let you go!
Let me go!
Joshua, we will not let you go!
Let me go!
Joshua, we will not let you go!
Let me go!
Will not let you go!
Will not let you go!
Let me go!
No, no, no, no, no!
Oh mamma mia, mamma mia, let me go!
If you ask me one more time I'll scream!
I'll scream!
I'll scream!

So you think I don't care if you stay up and cry?
So you think I don't need any sleep tonight?
Oh, baby
Please just go to sleep baby!
Just gotta get out
Just gotta right out of here

In the end it's worth it
Wouldn't change a thing
In the end it's worth it
In the end it's worth it to me

Gotta wash the kids' clothes

Duża Siostra i Mały Brat

Zuzia lubi Mateo i chętnie się nim zajmuje. Jestem z niej dumna :) Młody też cały się rozpromienia, kiedy widzi siostrę :)


piątek, 10 lutego 2012

Dieta ach dieta

Rozszerzam dietę Najmłodszemu. Proces ten przechodzę po raz trzeci, więc stracił sporo ze swej ekscytującej świeżości. Wali mnie na odlew realizmem: usyfione śliniaki, usyfione ubranka, marchewka w oczach i uszach (nie tylko dziecka, o nie...), setki złotych wyrzucone do kosza (słoiki drogie, nigdy nie wiadomo czy i ile zje i ile się zmarnuje, ale ugotowanego przeze mnie nie zje na pewno).
Trzyma mnie przy życiu świadomość, że każdy dzień przybliża mnie do upragnionej wolności, pozornej wprawdzie, bo macierzyńska smycz przytrzyma mnie do końca życia, ale zawsze lepsza pozorna wolność, niż żadna. Już za kilka miesięcy Najmłodszy będzie zostawialny na kilka godzin w towarzystwie Taty/Babci/niani oraz zapasu żarcia. Alleluja. Tak więc cierpliwie wtykam do paszczy łyżeczkę z pomarańczową paciają, wiedząc, że każda porcja to krok we właściwym kierunku :)

Prezes na razie współpracuje chętnie; najbardziej kompatybilny jest z owsianą kaszką:


W skupieniu bada miskę, nie wiem co w niej takiego fascynującego, ale zajęła go na dobre 10 minut:







A ja trenuję bycie ZEN. Polega to z grubsza na wyćwiczeniu zdolności zadeptania każdej niepożądanej myśli, która śmie wykiełkować. Żadnych fantazji, żadnych rozmów ze sobą, snucia wizji, żadnych światów równoległych. Czysty i żywy realizm. Odwracanie swojej uwagi od siebie. Wyciskanie przyjemności z każdej chwili, choćby to miała być tylko kilkuminutowa rozmowa z sąsiadką, szklanka coli i fajna piosenka w tv albo duperele wyklikane na Allegro. I do wieczora, spokojnie przeżyć kolejny dzień.
Sama jestem ciekawa na jak długo starczy mi sił :)

czwartek, 9 lutego 2012

Za długo w domu

Nie ja tym razem, tylko Średnia... Kilka dni przesiedziała w domowych pieleszach z powodu choroby i zaczyna wymykać się spod kontroli. Dziś, bez szczególnego powodu dała wyraz swoim negatywnym emocjom - ugryzła Najstarszą do krwi. Najstarsza zawyła jak syrena przeciwmgielna i, co należy jej policzyć na plus, nie odgryzła się natychmiast, tylko o incydencie poinformowała Instancję Najwyższą. Czyli mnie.
Jak zobaczyłam krwawy siniec na jej ramieniu, też dałam bez skrępowania wyraz swoim negatywnym emocjom, skutkiem czego, miejmy nadzieję, Średnia nigdy już nie poważy się na taki czyn ;)

Niech już się skończą choroby i niech te dzieci sobie pójdą... (ciche westchnienie pełne rezygnacji)


Poprawiacz humoru ;) Jak się wie o czym to, humor poprawia się jeszcze bardziej :P

środa, 8 lutego 2012

Zęby

Mateusz definitywnie rozpoczął akcję "zęby". Boże, miej mnie w swojej opiece. Młody piszczy, wyje i ani na chwilę nie schodzi z rąk. Źle sypia, co chwila się budzi. Jęczy, płacze, szarpie się. Gryzie wszystko, łącznie ze mną. Ratunku.

Humor poprawiam sobie jak mogę, ot na przykład zakupiłam nowe, wymarzone pantofelki ;) Nie wiem czy to nie głupio na stare lata śmigać w glanach w kwiatki, ale co tam... Niech mnie w nich pochowają :P


Dałam sobie przekłuć pępek:


Może to kryzys wieku średniego? Ech starość nie radość ;)

Życiowa nauka ;)



Pocieszające ;P Tego jednego nie mogę sobie zarzucić - nigdy w życiu nikogo nie słuchałam i zazwyczaj robiłam to, co mi przyszło do głowy. Najzabawniejsze, że, doświadczywszy różnych różności, w zasadzie niczego nie żałuję ;)

wtorek, 7 lutego 2012

I po ptokach

Wszyscy jesteśmy chorzy. Mateusz, oprócz przeziębienia i ząbkowania dostał gratis zapalenie spojówek.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Ania powiedziała...

Ania: Mamusiu, ja nie lubię chłopców.
Ja: ???
Ania (precyzująco, spoglądając na Mateusza):  Lubię tylko malutkich chłopców, dużych nie lubię...

Cóż mogę dodać, trudno odmówić temu rozumowaniu słuszności, z dużymi chłopcami bywają różne kłopoty... ;)








;)

Mróz

Zaprawdę powiadam Wam... jak nie urok to sraczka. Obudziłam się dziś rano, wystawiłam nogę z łóżka i w gołą stopę użarł mnie mróz. No, prawie mróz. Bo 19 stopni było w domu a dla mnie to niemal Syberia ;)
Gdzieś pękła rura i całe osiedle pozbawione zostało ogrzewania i ciepłej wody...
Nie dorobiłam się jeszcze elektrycznego grzejnika, więc zastartowałam dwa palniki gazowej kuchenki, coby chociaż w jednym pomieszczeniu temperatura nadawała się dla istot żywych. Kluskowi znowu zwisł glut do pasa, a tak już było dobrze. Starsze potomstwo zostało odstawione do placówek szkolno-wychowawczych, na szczęście. Zresztą one są zimnolubne, wyhodowały sobie solidną warstwę izolacyjną ;)
Patrzyłam ze zgrozą jak z minuty na minutę termometr nieubłaganie pokazuje coraz mniej i mniej. W szczytowym momencie w mieszkaniu było 13 stopni. Na szczęście w tej chwili usunięto usterkę i kaloryfery znowu działają, ufff.

W międzyczasie upchnęłam Kluska u kochanej, niezawodnej sąsiadki (dzięki Jej i oby żyła wiecznie!) i pogalopowałam do fryzjera, dać upust wewnętrznemu pędowi do poprawy wizerunku :) Mróz, nie mróz, ale dbać o siebie trzeba :P
Nowy wizerunek całkiem mi się podoba :)



niedziela, 5 lutego 2012

Ten dziwny moment...

... kiedy umierając z głodu stoisz przy kuchennym blacie, na jednym ręku piastując wrzeszczącego i wijącego się potomka, a drugą grzebiesz w talerzu z obiadem, usiłując jak najszybciej dostarczyć sobie chociaż część posiłku do ust. Bez użycia sztućców. Bo dzidziuś płacze, a ty sobie wredna matko kałdun napychasz.