sobota, 28 lipca 2012

Wielkie nadzieje

Dziś rano spakowałam dziewczynkom ubrania. Małżonek zabrał torby, hulajnogi, materac do spania i wywiózł obie panny do dziadków na co najmniej cztery dni.
Mateo, ząbkujący i pozbawiony towarzystwa wył cały dzień, łaził za mną i łapał mnie za nogi, kompletnie uniemożliwiając jakiekolwiek skoordynowane działanie. Pocieszałam się myślą, że na pewno jutro będzie lepiej, bo nie ma 2/3 moich dzieci i jakoś uda mi się ogarnąć. Zaczęłam przygotowywać pokój dziewczynek pod ustawienie biurek, które zamierzamy dla nich zakupić. Ustawiłam sobie kilka zaległych książek na półce, z wiarą, że uda mi się przeczytać chociaż kawałek którejś z nich. Planowałam sobie to i tamto. Potrzebuję odpocząć, bo chwilowo jestem psychicznym wrakiem.
Jak zwykle moje wielkie nadzieje rozj***ły się w zderzeniu z rzeczywistością. Przed chwilą zadzwonił Mąż, w nie najlepszym nastroju, oznajmiając, że Zuzia ma 39 stopni gorączki... Właśnie wszyscy wracają do domu a ja usiłuję się oswoić z myślą, że moje cztery dni względnego spokoju zamienią się w nie wiadomo ile dni piekła, kiedy dzieci pozarażają się nawzajem.
Chęć do życia uszła ze mnie cichutko.




środa, 25 lipca 2012

Matka Karmicielka

Na wyspie Nami, w Korei, stoi taka oto rzeźba, apologia Macierzyństwa ;) To, wypisz wymaluj, ja za kilka lat :P






Rozbrajające, czyż nie? :D
Fotki znalezione w necie :)

wtorek, 24 lipca 2012

Teatrzyk Rodzinny przedstawia: Ser

Wczesny wieczór. Mąż zabiera dziewczynki na zakupy.

Ja: Dopisz do listy ser żółty. "Królewski" jest najlepszy.
Mąż: OK.

Późny wieczór. Mąż szykuje kolację dla dzieci.

Mąż: Co chcecie zjeść?
Ania: Poproszę zapiekankę z serem KUREWSKIM.

Kurtyna. Oklaski.

Krok naprzód

Matju od kilku tygodni chodził, trzymany za rączki, a wczoraj wykonał pierwszy, malutki, samodzielny krok. :) Od razu klapnął na pupę, ale był z siebie bardzo zadowolony :)
Prowadzam go po mieszkaniu, zgrzytam zębami na ból zgiętych pleców, ale trwam w zachwycie - te małe pierożkowate stópki, drepczące chwiejnie, tłuste paluszki, zaciśnięte na moich dłoniach i ten zniewalający, zaśliniony, dwuzębny uśmiech specjalnie dla mnie :) Czasem dobrze być MAMĄ :)
Dziewczynki rozwijały się zupełnie inaczej. Zdumiewające - trójka dzieci tych samych rodziców, wszyscy hodowani w niemal ten sam sposób, a tak różni.

niedziela, 22 lipca 2012

Pożytek z lektury

Upieram się przy zdaniu, że warto czytać wszystko. Nawet z chłamowych książek da się wyciągnąć coś pożytecznego. Ot na przykład teraz - właśnie skończyłam słynną trylogię "Fifty Shades". Książki były, łagodnie mówiąc, kiepskie, prymitywne jak konstrukcja cepa, a na dodatek robiły się gorsze i gorsze z każdym rozdziałem, ale było w nich coś, co przytrzymało mnie do końca. Może dawka pierwotnych, przaśnych, pastewnych i  harlequinowych emocji, jak w "Zmierzchu" (zresztą te książki zaczynały żywot jako fanfiki "Zmierzchu" właśnie). Lubię proste smaki ;) A może moja sympatia do ulubionego języka (czytałam po angielsku i sporo się nauczyłam ;)).
Jaki pożytek z tej lektury? Oprócz całkiem mile wytraconego czasu i zasobu nowych słówek? Otóż powieści te są subtelnie faszerowane odniesieniami do muzyki klasycznej, dzięki czemu miałam okazję przypomnieć sobie to, o czym dawno zapomniałam...

:

... i zachwycić się czymś, czego nie znałam do tej pory:



Najbardziej kojące Requiem jakiego zdarzyło mi się słuchać. Chciałabym takie na moim pogrzebie. Oczywiście, jeśli nie zdecyduję się na mix Armina Van Buurena :P

Skurczony świat

Cytat z mojej aktualnej lektury do kotleta:


"Z uwagi na to, że świat pacjenta ogranicza się do pokoju, w którym leży, oraz niezmiennej listy czynności, zaczyna on przywiązywać ogromną wagę do tej niewielkiej liczby rzeczy, jakie mu jeszcze pozostały. Gdzie jest mój sok pomarańczowy? Pielęgniarka obiecała mi szklankę soku pomarańczowego już pół godziny temu i w dalszym ciągu go nie ma! Wściekłość, frustracja, prawdziwa gorycz. Czy zabrałeś mojego Time'a? Na pewno położyłam go na stoliku a teraz go tam nie ma! (...) Wcale mnie to nie dziwi, ponieważ zdają sobie sprawę, że ich świat powoli się ulatnia i mogą jedynie trzymać się z uporem tych kilku pozostałych przedmiotów i wydarzeń jak rozbitek, który gdzieś na środku morza nie chce puścić koła ratunkowego."
Jonathan Carroll "Całując ul"

Ten fragment błyska mi w głowie kiedy...
... wpadam w szał bo któreś z dzieci wylało niechcący mleko na podłogę.
... zaczynam się trząść z lęku i furii, bo młody śpi, a starsze robią hałas, który mógłby go obudzić a wtedy będzie ryk.
... młody usmaruje jedzeniem siebie i otoczenie, wywróci kosz ze śmieciami, wypatroszy szufladę.
... listonosz przyjdzie nie o tej porze co zwykle, nie zastanie mnie w domu i zostawi awizo, więc muszę potem stać godzinę na poczcie.
... nie dostanę maila/smsa na którego miałam nadzieję, bo ktoś jest zajęty.
... szukam czekolady i nie ma...
Długa, długa lista drobiazgów, które w moich oczach urastają do monstrualnych rozmiarów. Prawdziwa złość, frustracja, często rozpaczliwe łzy.To się właśnie dzieje, kiedy świat zawęża się do czterech ścian domu.
Od trzech dni nie miałam okazji opuścić mieszkania.
Gdzie moje koło ratunkowe? Zaczynam tonąć :( Duszę się.