Ku pamięci zamieszczam kilka fotek, na których widać mój 36-tygodniowy brzuchol (twarz, jako że nie jestem fotogeniczna, strategicznie zasłoniłam gustownym kapeluszem). Widać również fontannę przy Arkadii i brykającą Zuzię (pod koniec sesji miała kompletnie mokre buty i włosy :)
sobota, 7 czerwca 2008
wtorek, 3 czerwca 2008
Promyk nadziei:)
A może to nie cholestaza... Właśnie sobie przypomniałam a następnie potwierdziłam w ogólnodostępnych źródłach (dzięki Najwyższemu za internet;) że podwyższony poziom transaminaz i bilirubiny (tak, jak to ma miejsce u mnie) występuje przy głodówkach (zwiększone obciążenie wątroby). Zważywszy na moją mocno przegiętą dietę cukrzycową (niska podaż węglowodanów, chudnięcie, ketoza) może sie okazać że tu tkwi przyczyna wątrobowych kłopotów. A moja ginka, jak nieraz miałam okazję sie przekonać, dmucha na zimne i woli rozpoznać chorobę tam gdzie jej nie ma niż coś przeoczyć. Z jednej strony to dobrze ale z drugiej... niekoniecznie. Przysparza mi to stresów :)
No nic, za tydzień badania i wszystko się wyjaśni. Póki co będę sobie zapodawać zwiększone dawki ziemniaków, dżemu a może nawet mleka :) No i zobaczymy czy moje teorie mają ręce i nogi czy tez okaże się ze nadzieja matką mądrych inaczej :)
No nic, za tydzień badania i wszystko się wyjaśni. Póki co będę sobie zapodawać zwiększone dawki ziemniaków, dżemu a może nawet mleka :) No i zobaczymy czy moje teorie mają ręce i nogi czy tez okaże się ze nadzieja matką mądrych inaczej :)
poniedziałek, 2 czerwca 2008
Cholestaza
Niestety, to chyba nie była moja paranoja... Dziś odebrałam wyniki prób wątrobowych. Są nieznacznie powyżej normy (bilirubina, AST i ALT, fosfataza alkaliczna jest nawet w normie). Jednakowoz ginekolog prowadząca rozpoznała cholestazę :( Mam przez tydzień brać leki wątrobowe dostepne bez recepty, nastepnie zrobić kolejne badania. Jeśli wyniki będą gorsze to wtedy bezwzględnie do szpitala:( Jestem w panice, nie wiem co wtedy zrobić z Zuzią, bo moja mama zapowiedziała, ze ona się nie zwolni z pracy a na teściów nie mogę liczyć:( Może sie to jakoś rozłoży w czasie i nie położą mnie do szpitala przed końcem roku szkolnego, potem mama będzie już mogła przyjechać...
Do tego mam stosować ścisłą dietę wątrobową. OK, tylko założenia tej diety kłócą się zasadniczo z założeniami diety cukrzycowej... Boję się zjeść cokolwiek, a głodzić się też nie mogę - głodówka pogarsza stan wątroby i powoduje skoki poziomu cukru :(
Szczerze mówiąc jestem załamana.
Do tego mam stosować ścisłą dietę wątrobową. OK, tylko założenia tej diety kłócą się zasadniczo z założeniami diety cukrzycowej... Boję się zjeść cokolwiek, a głodzić się też nie mogę - głodówka pogarsza stan wątroby i powoduje skoki poziomu cukru :(
Szczerze mówiąc jestem załamana.
niedziela, 1 czerwca 2008
Kolejne atrakcje?
Obawiam się, ze do pessara i cukrzycy dojdzie mi coś groźniejszego - cholestaza. Paskudna, ciążowa choroba wątroby, której mechanizm wpływu na dziecko nie jest dokładnie znany, ale efekty mogą być co najmniej bardzo nieprzyjemne.
Jako że przedwczoraj stwierdziłam u siebie podstawowy objaw cholestazy - swędzenie skóry nasilające sie w nocy, natychmiast dostałam ataku paniki. Młoda od rana mało sie ruszała (jak zwykle - dziecko mi sie uaktywnia po południu i wieczorem, ale spanikowany człowiek nie mysli logicznie). Od rana chodziłam i się trzęsłam, w końcu przyszło mi do głowy, że coś z tym należy zrobić, cokolwiek, bo siedzenie w domu w niczym mi nie pomoże. Zapakowałam Zuzę do wózka i udałam sie do LIMu w celu wyżebrania skierowania na próby wątrobowe. Udało mi sie to załatwić w miarę sprawnie. Ponadto mój kochany mąż wyszedł wcześniej z pracy, zabrał mnie z przychodni i zawiózł na Żelazną na ktg.
W szpitalu po odczekaniu zaledwie godzinki (to chyba zasługa kartki wiszącej na drzwiach "z powodu braku miejsc wstrzymuje się przyjęcia pacjentek aż do odwołania") położyli mnie pod ktg i Kluska od razu zaczęła wariować :) Zapis był prawidłowy, potem miła i energiczna pani doktor zbadała mnie, zrobiła usg, sprawdzajac przepływy i oznajmiła ze wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Wczoraj pojechaliśmy na badanie krwi, wyniki będą w poniedziałek. Staram się o tym nie myśleć. Może okaże się, że to tylko moja paranoja.
Przy okazji obserwacja - przejście od stacji metra Centrum do Mariotta przez podziemia pod dworcem to wyprawa wymagająca bicepsów Pudziana, bo na schodach brak jest podjazdów dla wózków (może gdzieś są jakieś podjazdy, albo nawet i winda, ale tak dokładnie schowana, że nie umiałam znaleźć, i chyba nie tylko ja). Dobrze, że Zuza chodzi, wystawiałam ją z wózka przed schodami, potem w jedna rękę wózek, drugą trzymałam dziaciaka. Ale widziałam tez kilkanaście akcji z wózkami pełnymi niechodzących dzieci - matki dzielnie dźwigały całość.
Jako że przedwczoraj stwierdziłam u siebie podstawowy objaw cholestazy - swędzenie skóry nasilające sie w nocy, natychmiast dostałam ataku paniki. Młoda od rana mało sie ruszała (jak zwykle - dziecko mi sie uaktywnia po południu i wieczorem, ale spanikowany człowiek nie mysli logicznie). Od rana chodziłam i się trzęsłam, w końcu przyszło mi do głowy, że coś z tym należy zrobić, cokolwiek, bo siedzenie w domu w niczym mi nie pomoże. Zapakowałam Zuzę do wózka i udałam sie do LIMu w celu wyżebrania skierowania na próby wątrobowe. Udało mi sie to załatwić w miarę sprawnie. Ponadto mój kochany mąż wyszedł wcześniej z pracy, zabrał mnie z przychodni i zawiózł na Żelazną na ktg.
W szpitalu po odczekaniu zaledwie godzinki (to chyba zasługa kartki wiszącej na drzwiach "z powodu braku miejsc wstrzymuje się przyjęcia pacjentek aż do odwołania") położyli mnie pod ktg i Kluska od razu zaczęła wariować :) Zapis był prawidłowy, potem miła i energiczna pani doktor zbadała mnie, zrobiła usg, sprawdzajac przepływy i oznajmiła ze wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Wczoraj pojechaliśmy na badanie krwi, wyniki będą w poniedziałek. Staram się o tym nie myśleć. Może okaże się, że to tylko moja paranoja.
Przy okazji obserwacja - przejście od stacji metra Centrum do Mariotta przez podziemia pod dworcem to wyprawa wymagająca bicepsów Pudziana, bo na schodach brak jest podjazdów dla wózków (może gdzieś są jakieś podjazdy, albo nawet i winda, ale tak dokładnie schowana, że nie umiałam znaleźć, i chyba nie tylko ja). Dobrze, że Zuza chodzi, wystawiałam ją z wózka przed schodami, potem w jedna rękę wózek, drugą trzymałam dziaciaka. Ale widziałam tez kilkanaście akcji z wózkami pełnymi niechodzących dzieci - matki dzielnie dźwigały całość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)