sobota, 6 grudnia 2014

Czytanka

Why mothers are really exhausted.

Dobre, dobre. Rzeczywiście trudno wytłumaczyć, czym mama może się zmęczyć, toć siedzi cały dzień w domu. Mój osobisty Mąż miewał takie wątpliwości i bardzo dawno temu owszem, wyrażał je czasem, ale szybko go oświeciła a)jego Mama (mam naprawdę świetną teściową) b) kilka popołudni spędzonych sam na sam z dziećmi ;)

BTW. Matju dzisiaj stłukł lustro w nowiutkiej szafie u dziewczynek. 
Meliska, oj, potrzebuję meliski:


środa, 3 grudnia 2014

Keep smiling




True story.

Cytat na dziś

"In the end there doesn’t have to be anyone who understands you. There just has to be someone who wants to."
Robert Brault

Dokładnie, tylko i aż tyle. Paradoks miedzyludzkiej niemożliwości.
W nocy mam za dużo czasu na myślenie.

Bezsenność jest chyba jednym z najbardziej dojmujących życiowych utrudnień. Dla mnie, śpiocha, który potrafił gnić w pościeli do południa (Boże, jak to było dawno), jest wyjatkowo przykra. Dziś byłam nawet wdzięczna Matju, że płakał w nocy i trzeba było po niego pójść, potem długo kołysać, tulić i uspokajać. Przynajmniej miałam coś do roboty, zamiast leżeć, patrzeć w sufit, bać się nie wiadomo czego i czekać nie wiadomo na co.
Kiedy przysnęłam nad ranem, zadzwonił budzik. Dzień dobry, kieracik czeka. Przyklejamy na pysk radosny uśmiech i jechane.




3.28


Długa, niemiłosierna noc.

wtorek, 2 grudnia 2014

Człowieczy los

Mijam ten mural  co najmniej raz w tygodniu i zawsze obiecuję sobie, że mu zrobię zdjęcie. Do tej pory mi się nie udało, ale za to znalazłam w necie :)


IMO genialny.

Rześko

Po porannej rundce do przedszkola i z powrotem oficjalnie stwierdzam, że:


Ale słoneczko świeci ładnie, więc dramatu nie ma. Nawet lubię taką bezśnieżną, suchą, słoneczną i pizgającą złem zimę kontynentalną. Niech będzie nawet -30, tylko bez tego mokrego, lepkiego paskudztwa. Śnieg to opresja.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Wieczorynka

Spożywam rocznicowe wino. Spożyłam już ilość wystarczającą, żeby przestać się wzruszać przy muzyce. Niech zabrzmi więc. Do wina, jak też do wszystkiego innego, pasuje Damien :)



Jutro kieracik od nowa, ale póki co...


Swoją drogą "Mroki" świetna książka. Polecam, acz trudno dostępna.

Okoliczność

Wieczór. Gorączkowo stukam w klawiaturę, termin zwany potocznie dedlajnem sie zbliża. W głowie wirują wszystkie rzeczy które powinnam i o których zapomniałam więc tym bardziej powinnam. Dzieci co chwila przybiegają z żądaniami albo z płaczem, bo ktoś komuś coś. Od dwóch dni nie miałam czasu się uczesać. Jedną reka układam listę zadań na jutro. Mateusz krzyczy. Ania krzyczy. Zu znowu włączyła telewizor przy odrabianiu lekcji, chociaz już dwa razy kazałam jej wyłączyć. Stukam w klawiaturę, w oczach obłęd, ręka nerwowo drga.
Otwierają się drzwi wejściowe i słyszę gromki głos Męża: "Honeeeyyyy I'm hooomeeee, chodź tu!"
Myślę "pewnie chce żeby wnieść zakupy, jak to możliwe, że dorosły facet nie jest w stanie wnieść toreb z zakupami do domu bez pomocy, no kurwa co to jest..." Z ust wyrywa mi się wściekłe " NO CO?!!!". Idę do przedpokoju, kapiąc jadem na podłogę.
Na to Mąż równie głośno, radośnie i z samozadowoleniem "GRZECZNIEJ KOBIETO BO NIC NIE DOSTANIESZ!" i wyciąga bukiet kwiecia. Trochę mnie zatkało.
Nagle doznałam olśnienia, o, to dzisiaj, 13 rocznica ślubu cywilnego ;)
Podziękowałam ładnie i zajrzałam do torby z zakupami, bo wiecie, kwiatki kwiatkami ale jakieś konkrety by się przydały. O, jest! Butelka czerwonego wytrawnego. Dobry mąż, ludzki pan. Wie o co chodzi, w końcu to już trzynaście lat ;)


Definitywnie

Zima. Dziś rano termomentr pokazywał -3 stopnie. "Nie tak źle" - pomyślałam sobie. Nie wzięłam jednakowoż pod uwagę tzw. "czynnika chłodzącego wiatru", który w języku language nazywa się ślicznie "windchill" ale i tak wolę swój własny termin: "wypiździewo". Wziąwszy pod uwagę wypiździewo, jak poinformowało mnie spokojnie radio, dzisiejsza odczuwalna temperatura w Warszawie to -15 stopni.
Co oznacza, że dotarliśmy do momentu w roku, kiedy to należy zacząć ubierać dzieci w dodatkowe warstwy. Ma to pewne implikacje:

1) małe dzieci (vide: Matju) często nie znoszą dodatkowych warstw (rajstopki, wierzchnie zimowe spodnie, dodatkowa ciepła bluza, grube rękawiczki). Jest im niewygodnie więc
2) ubieranie trwa całą wieczność, bo dzieciaka najpierw trzeba złapać i, wyrywającego się oraz płaczącego, wbijać na siłę w odzież, więc
3) wyjście gdziekolwiek to męka, proces należy zaczynać o 30 minut wczesniej, dotarcie do celu na czas nie jest bynajmniej oczywiste a w dodatku
4) przez całą drogę trzeba wysłuchiwać jęków że niewygooodnieee, nie mogę chooodzić, nieee chcęęęę, chcę do doooomuuuu oraz wycia, że
5) zimnoooooooooo, mamooo jest mi ziiimnooooo, a kiedy wsiadamy do autobusu lub wchodzimy do pomieszczenia, że gorąąącooo, mamo jest mi gorąąąco i mnie mdliiiii.




niedziela, 30 listopada 2014

Niedobór słów


Jak miło byłoby się jutro nie obudzić.

[edit] Dziś nawet quiz internetowy "jakim żywiołem jesteś?" przejrzał mnie na wylot. Oto wynik:
"Twoim żywiołem jest PRÓŻNIA."
"Sprawiasz wrażenie wyczerpanego człowieka. To, że świat jest niesprawiedliwy to nie Twoja wina. Musisz bardziej uwierzyć w siebie. Masz ogromną wartość! Musisz być tego świadomy. To nie jest śmieszne. Musisz wyjść z tej pustki. Musisz! Znajdź swój cel i dąż do niego!"

Gdybym miała na to siłę, zaczęłabym się śmiać.