piątek, 21 września 2007

Bebelulu

Mój drugi przystanek na chustowej trasie - Bebelulu.
Kiedy Zuzia miała dwa miesiące, a moze nawet mniej, przytłoczona macierzyństwem zapragnęłam ułatwić sobie życie i wreszcie kupić jakąs chustę. Padło na Bebelulu - łatwo dostępne, cena nie zabójcza, piekne wzory. Nabyłam Lulu w piękne, sraczkowate prążki a' la stonka ziemniaczana;). Pełna nadziei rozpoczęłam próby chustowania i... habemus klapam, mówiąc słowami mego ulubionego publicysty:) Zuza zapadała się w głąb chusty, głowe miała przygiętą do klatki piersiowej, pasek wrzynał mi się w ramię, te cholerne sznurki przeszkadzały, zaszyty ogon ograniczał możliwości regulacji i Zuza wisiała mi w okolicach biodra nawet przy maksymalnie podciągniętym pasku (chuda wtedy byłam;)... Wprawdzie, jako dziecko mocno naręczne, nie prostestowała przeciwko układaniu w chuście i próbom noszenia, nawet próbowała tak zasypiać ale mnie było niewygodnie, to nie było to.
Przypuszczam że teraz okiełznałabym bez wiekszych trudności narowistą Lulu i może nawet polubiłabym ją:) Ale wtedy wydawało mi sie to zadaniem ponad siły. Sprzedałam złośliwą chustę na Allegro.

Długo, długo potem, między jedną a drugą chustą wiązaną dałam się skusić na Hamalu. Miłe zaskoczenie - była o niebo lepsza i łatwiejsza w obsłudze. Ale miałam do niej zastrzeżenia - rozbestwiona już byłam wygodą chust od Marty czyli Oppamamy i przeszkadzało mi w Hamalu niewygodnie (wg mnie) uszyte ramię. Poza tym te sznureczki, iście szatański pomysł, plątały mi się, dyndały i przeszkadzały, no i zaszyty na końcu ogon jakoś mi nie pasował. Jako że materiał był śliczny - zielono- różowe paseczki, postanowiłam się jej nie pozbywać tylko doprowadzić do stanu używalności. Hamalu została bezlitośnie rozpruta, pozbawiona sznurków i metalowych szlufek i wreszcie zrekonstruowana jako normalna chusta kółkowa na pływających kółkach. Bez udziwnień. I w takiej postaci używam jej do dziś, bardzo sobie chwaląc.

Jakiś czas potem nabyłam Kangalu:) Chciałam spróbować:) Jako że kupowałam przez internet, wybierałam rozmiar na oko. Jestem kobitą o dośc dużych gabarytach, wzdłuż i wszerz;) więc na wszelki wypadek wzięłam XXL.
Kiedy kurier przyniósł mi chustę, dysząc z niecierpliwości zaczęłam ją przymierzać, wsadziłam Zuzę i... khm khm, zwisła mi w połowie uda:P
Pojechałam wymienić na XL ( w sklepie firmowym bardzo miła obsługa:). Przymierzyłam w domu - Zuza zwisła poniżej biodra i mocno protestowała. Zadaniem wymiany na L obarczyłam siostrę:) Przymierzyłam - no wisi dalej, chociaz juz zdecydowanie mniej. Do tego materiał (jakby denim czy coś) wrzynał jej się pod kolanka. I kolejne "ułatwienie" - chusta była zszyta na ramieniu. Moim zdaniem bez sensu, o wiele wygodniej nosi sie w pouchu kiedy wierzchnią połę chusty wywija się na ramię, wtedy dziecko jest lepiej (blizej) zamocowane do noszącego. Rozprułam oczywiście.
Forma poucha bardzo mi odpowiadała, doksonała rzecz na szybkie akcje typu "mama usiłuje gotować a dziecko ryczy". Albo na wnoszenie po schodach.
Jednak i ta chusta w końcu znalazła na Allegro nowa właścicielkę:)

czwartek, 20 września 2007

Po co nosić dzieci?

Tekst ten popełniłam onegdaj w celu zupełnie innym niz umieszczenie na blogu, ale jako że pierwotny cel chwilowo sie rypnął, a blog chustowy jest stosownym miejscem, postanowiłam go tu wkleić.

Dlaczego nosić?

Najważniejsza z odpowiedzi na to pytanie jest zarazem najprostsza – bo dzieci tego potrzebują.

Do harmonijnego rozwoju potrzebują bliskiego, fizycznego kontaktu, dotyku, ciepła, znajomego zapachu i bicia serca, uspokajającego kołysania. Nosząc noworodka i niemowlaka budujemy jego poczucie bezpieczeństwa i zaufanie do świata.

W niektórych szpitalach stosowane jest tzw. „kangurowanie” wcześniaków czyli bezpośredni kontakt (skóra do skóry) matki/ojca z dzieckiem. Wcześniaki kangurowane rozwijają się szybciej a ich stan fizyczny jest lepszy. Istnieją chusty zalecane w szczególności dla wcześniaków i noworodków (chusty elastyczne).

Noszenie to również doskonałe rozwiązanie dla rodzicow adoptujących dzieci – pomaga nawiązać bliski kontakt emocjonalny.

Dzieci noszone szybciej sie rozwijają. Dziecko w chuście porusza się razem z rodzciem, jest kołysane, opuszczane (kiedy np. klękamy czy kucamy), podnoszone (kiedy wstajemy) itd. Dzięki temu stymulowany jest błędnik, maluchy szybciej zaczynają pełzać, raczkowac i chodzić, lepiej utrzymują równowagę.

Noszony maluch zbiera doświadczenia: odczucie ciepła, zimna, zapachy, dźwięki, światlo, cień... Mnóstwo doznań, które dla nas są tak oczywiste ze niezauważalne, ale dla niemowlęcia stanowią ważną bazę dla późniejszych badań świata wokół.

Dzieci noszone szybciej się usamodzielniają- to nieprawda ze nosząc malucha uzależniasz go od siebie! Kiedy potrzeba bliskości jest zaspokojona dziecko nie musi walczyć o uwagę rodziców, może się zająć ciekawszymi sprawami;)

Noszenie pomaga przy dolegliwościach takich jak kolki czy bóle brzuszka.Ciepło ciała i ruch działają jak łagodny, kojący masaż. Noszenie pomaga rownież przy ząbkowaniu, i nawet przy zwykłej infekcji – pozycja pionowa albo półleżąca z główką nieco wyżej niż reszta ciała pozwala udrożnić nos, a bliskość mamy łagodzi złe samopoczucie malucha.

W chuście można wygodnie i dyskretnie karmić piersią (sama tego jeszcze nie próbowałam, niestety, ale na pewno przy nastepnej okazji spróbuję :). Przy odrobinie wprawy można to robić nawet w ruchu! Nie trzeba szukać ustronnego miejsca, ławki, zasłaniać się pieluchą, odwracać bokiem i znosić ciekawskich spojrzeń.

Nosząc dziecko w chuście jesteś wolna – możesz zajmować się domem, sprzątać, gotować, wieszać pranie, zajmować się starszymi dziećmi, a kiedy maluch zaśnie – masz czas dla siebie zamiast nadrabiać domowe obowiązki.

Możesz wejść tam gdzie nie wjedzie wózek – niestraszne już są wysokie krawężniki, schody czy komunikacja miejska. Chusta równie dobrze sprawdzi się na plaży i w lesie, co w restauracji lub w muzeum:)

Niechustowe, ale cudne - z pozdrowieniami dla wszystkich miłośników kotów;)

No musialam, po prostu musiałam to wkleić dla szerszej publiczności;) Uwielbiam ten tekst:) Ściągnęłam go bardzo dawno temu z forum Gazety.
"Zaslyszane na sympozjum naukowym.

Rektor:
1. Bierzemy kota (nie za starego)
2. Przygotowujemy pajdę chleba (nie musi byc swieży, raczej nie bułka)
3. Smarujemy pajdę masłem (nie margaryną) może być grubo
4. Przywiązujemy pajdę do kota
Ważne: pajda musi znajdować się na grzbiecie kota, częscią suchą stykać sie z jego grzbietem
5. Całość zrzucamy z wysokiego drzewa, ewentualnie balkonu.
Wnioski:
A. Kot zawsze spada na cztery łapy.
B. Posmarowana kromka chleba spada zawsze masłem na dół
Napęd antygrawitacyjny gotowy.


Tydzien pózniej:
Drogi kolego P.
ponieważ do testów używam sporych rozmiarów kocura , zakupiłem chleb okrągły, aby pajda byla stosunkowo jak największa i użylem masła xxx; aby efekt był jak najbardziej okazały zrzuciłem kota z 4 piętra i :
kot ledwo przeżyl bo spadł na cztery łapy i 2 z nich sobie zwichnąl - napęd antygrawitacyjny nie zadziałał, a przyczyną tego jest fakt, że w trakcie lotu wygłodniały kocur zlizał powłoke antygrawitacyjną czyli masło.
I teraz nasuwają sie pytania:
1. czy jeśli zaknebluję tego kota, to czy z fizycznego punktu widzenia nic się nie zmieni?
2. skoro kot po upadku zwichnał 2 łapy to czy można go stosować w kolejnych próbach (wszak jeden z warunków brzmi: - kot spada zawsze na 4 łapy)


Szanowny S:

1. Proponuję przed eksperymentem nakarmić kota.
2. Kot nadal powinien spaść na 4 łapy, z uwagi na fakt, że je nadal posiada. Zwichnięte, ale posiada.
3. 4 pietro to trochę za dużo. Obiekt badań może się popsuć na dobre w razie niepowodzeń.


P:
- ok. teraz mi Pan pomógł. Ale i tak pewnie kot zliże masło. A może go usztywnię aż po kark kijem?

S:
- prosze posypac solą. Znaczy się masło, nie kota...

P:
- nie, bo moze to zepsuć powłokę antygrawitacyjną - tzn. zmieni jej molekułę.

S:
- myślałem o tym. Fakt. Tylko czy kij przymocowany do karku nie zmieni struktury kota? Czy to nadal kot, czy już kot z kijem? bo kot z kijem może nie spadać na 4 łapy.

Z:
- pozwolicie panowie ze się wtracę. Mam w domu 3 koty, postaram się sprawdzic (w sposób bezbolesny dla kotów), czy ta teoria ma jakiekolwiek szanse bytu. Generalnie jest OK, ale praktyczne wykorzystanie kotów może być
trudne – sam sposób montażu kotów jest trudny - wymysliłem cos takiego: łaczymy 3 koty brzuchami - tak że łapami się oplataja - przez to otrzymujemy kotowalec o rozstawie łap 120°, miedzy koty wkładamy kij od szczotki (odpowiednio skrócony). Wynik: koty powinny lewitowac na malej wysokosci, kij nabiera dużych obrotów, po
zamontowaniu na kijku zębatki i podpięciu do tego generatora mamy małą elektrownię o napędzie antygrawitacyjnym.

P:
- co do elektrowni - jest mały problem - kij musi być oblepiony ziemią, a do kotów przymocowane kromki chleba z masłem, oczywiscie masłem w kierunku kota - to po to aby rotujace koty nie opadały na rdzeń. Ale reszta zdaje się
gra...

S:
- można inaczej - wziąć mercedesa (starego, żółtego z zatartym silnikiem), odkręcić koła, a do podwozia przymocować 40 wypreparowanych kocich grzbietów. Można spróbować z żywymi kotami, jednak wycie stada wsciekłych powiązanych kotów na pewno miałoby negatywny wpływ na komfort jazdy. Należy również wymontować kierownicę i zainstalować joystick. Będzie to sterowanie tzw.
"fly by wire".
Drogi są dwie - albo po dwa zewnętrzne grzbiety w każdym nadkolu będą posiadały nogi i specjalny napęd elektryczny po wychyleniu drążka przez kierowcę obróci odpowiednio prawe lub lewe grzbiety z siłą proporcjonalną do nacisku na drążek. Inne wyjście to ukrycie w
nadkolach dużej ilosci kromek chleba swobodnie opuszczanych z nadkola. Co Panowie na to?


Z:
- albo jeszcze: bierzemy garść ziemi, oblepiamy ją masłem i owijamy nią kota - od spodu. Potem smarujemy wierzch kota masłem, posypujemy delikatnie ziemią i naciągamy kolejnego kota, i tak dalej i tak dalej... Jak przekroczymy masę krytyczną - będziemy mieli czarną dziurę.


Genialne, doktorze Z!"

środa, 19 września 2007

Prosty plecak - sukces;)

Dziś (wiekopomna chwila!) udało mi sie wykonać prosty plecak, z którego byłam zadowolona (rzadkość;). Nawet wygodnie mi było, w sam raz żeby pokrzątać sie po domu.
Udało mi sie poprawnie i bez wysiłku zaplecaczyć tylko dlatego że Zuzia już nie stawia oporu przy wiązaniu, cierpliwie znosi wszystkie poprawki i dociągania, nie prostuje nóg, nie próbuje schodzić... Tamten etap chyba mamy szczęśliwie za sobą, ufff, co za ulga:)
Chyba zacznę praktykować wiązania mniej chustochłonne - do takiego plecaka na przykład wystarczyłby rozmiar 4, a na krótsze chusty łatwiej zebrać fundusze;)

wtorek, 18 września 2007

Didymos - tak naprawdę od tego się zaczęło

http://www.didymos.de/index_d.htm

To firma od której wszystko się zaczęło. Zarówno w skali globalnej (pierwsza firma chustowa na świecie - od 1972 roku) jak i lokalnej (pierwsza firma chustowa o jakiej się dowiedziałam, będąc jeszcze we wczesnej ciąży).
Doskonałe chusty, produkt z wyższej półki. Ponad 50 wzorów, 3 rodzaje splotu (zwykły, indio, żakard), przepiękne, nasycone kolory. Znakomita, przejrzysta i pięknie wydana instrukcja, papierowa i DVD. I niebotyczne ceny... To chyba najdroższe chusty na świecie:)
Zanim zaszłam w ciążę słyszałam troche o chustach, tym wspaniałym nowym/starym wynalazku, cudownym remedium na trudy macierzyństwa;)
Kiedy natknęłam się w internecie na stronę Didymosa oczarowała mnie wizja jaka tam przedstawiono - mama wolna i szczęśliwa, kolorowa jak motyl; dziecko usmiechnięte, spokojne i zadowolone. Wiązania wydawały mi się kosmicznie skomplikowane (teraz się z tego śmieję:) Ale nie to mnie zniechęciło - po prostu kliknęłam na kolor który najbardziej mi się spodobał (Katja - jakżeby inaczej;) i zobaczyłam cenę. Tu zaczęły sie wątpliwości - jak mam wydać 500 zł na coś, czego nie wiem czy będę używać? Kompletnie mnie dobiła koniecznośc zamawiania z zagranicy, jakies przelewy zagraniczne, horrendalne opłaty... Odpuściłam.
I z perspektywy czasu pluję sobie w brodę. Bo gdybym wtedy nie pożałowała 25 złotych na durny zagraniczny przelew, to być może pierwsze miesiące mojego macierzyństwa nie byłyby takie jakie były.

Instrukcję Didymosa uważam za idealną (w przeciwieństwie do wizualnie ładnej, chociaz przegadanej i nadmiernie skomplikowanej instrukcji Hoppa). Jedno wiązanie na stronie, przejrzyste opisy, wyraźne zdjęcia, przydatne porady. Do tego DVD. Wiązania zaprezentowane na prawdziwych dzieciach, nie lalkach.

Teraz jestem szczęśliwą posiadaczką 3 Didymosów:

Lars



Rozmiar 7 (5,20m)
Z naturalnie kolorowej, niefarbowanej bawełny. Kolor miał być oliwkowozielony. Na TBW przeczytałam, że kolor Larsa jest zupełnie inny niż na stronie producenta, więc nie oczekiwałam zbyt wiele. I słusznie... Po otwarciu pudełka oczom mym ukazała sie chusta w paski. Ciemnoszare i ecru:P
Na rachunku producent przezornie dopisał, że kolor po kolejnych praniach będzie coraz bardziej intensywny.
Po pierwszym praniu - o cudzie! - faktycznie, Lars zzieleniał.
Po kolejnym znowu zmienił kolor na ciemnoszary/ecru... Chociaz przy odrobinie dobrej woli można w nim zobaczyc cień koloru oliwkowego w tonie ogólnowojskowym.

Nie przeszkadza mi to, bo chusta jest świetna. Niezbyt gruba, ale nie wrzyna się w ramiona. Po praniu mocno się kurczy i podczas noszenia stopniowo powraca do swojej właściwej długości. Jedyną rzeczą jaka mi odrobine utrudnia wiązanie jest "śliskość" materiału - kiedy wiążę BWCC z chest beltem, tenże chest belt ma tendencję do samoluzowania. Jednakowoż nie jest to coś czemu nie umiałabym zaradzić:)

Katja



Rozmiar 5 (4,20 m)
Ja wiem, ze to najpopularniejszy kolor Didymosa, że w Niemczech ponoć pełno tego na ulicach. I co z tego? Piękne, kolorowe paski, zachwyciłam sie od pierwszego wejrzenia.
Moją Katję mam z drugiej ręki - kupiła ją dla mnie na e-bayu Kasia - Donkaczka z chustoforum, której w tym miejscu składam publiczne wyrazy wdzięczności:)
Taki rozmiar starcza mi na prosty plecak (rzadko wiążę bo niezbyt lubię), siodełko na krzyż, pojedynczy x. Oczywiście proste siodełko również, i prawdopodobnie kangur - tego akurat nie próbowałam.

Lisa

Rozmiar 2 (2,70m)

Moj najnowszy nabytek z didymosowej strony sonderpreise czyli przeceny: http://www.didymos.de/shop-php/tuecher/sonderangebote.php
Właśnie godzinę temu kurier przybył z przesyłką:). Swoją drogą - genialna firma. Zamówiłam w sobotę rano a we wtorek po południu mam chustę w domu. Wysyłka nie jest tania - 9,5 euro, ale w porównaniu z cenami innych niemieckich producentów i sprzedawców chust to istna taniocha (np. Hoppediz życzy sobie za wysyłkę pocztą(!) 12 euro, sklep Tragemaus (sprzedający m.inn. chusty różnych firm) chyba nawet więcej... itd.)
Poprosiłam mailem o instrukcję angielską zamiast niemieckiej. Dostałam obie:) i nikt nie kazał mi za to płacić:) (Porównanie - w firmie Hoppediz instrukcja niemiecka jest bezpłatna, za angielską - 4 euro extra).

Długośc 2,70 wystarczy mi tylko na proste siodełko i plecaczek na jedno ramię (taki "afrykański;)


Cechą szczególną Didymosów wydaje się być kurczenie w praniu i rozciąganie do właściwej długości podczas noszenia. Ale zaobserwowałam to tylko na nowych chustach. Moja Katja jest mocno używana, "broken in" jak to mawiają na TBW, i nie kurczy się tak bardzo. Poza tym nowe Didymosy są paskudne w dotyku - szorstkie jak pokutna włosiennica;) Po pierwszym praniu to wrażenie mija, chusta staje sie mięciutka, splot zbity, gęsty.
Wyjątkiem od tej reguły był Lars - miękki już w pudełku:)

Marzą mi się kolejne cudeńka... Ostatnio musiałam sprzedać moje różowe indio (chlip chlip;) i chętnie bym nabyła indio hemp czyli chustę bawełnianą z domieszką włókien konopnych. Podobno jest bardzo cienka jak na ten typ chusty (czysto bawełniane indio sa mięsiste, takie "kocykowe") i malo rozciągliwa. Mogłaby się sprawdzic przy mojej ciężkiej Zuzinie.
Kolejnym typem jest Red leaves - chusta żakardowa z motywem liści: po jednej stronie czerwone tło i pomarańczowe liscie, po drugiej pomarańczowe tlo i czerwone liście... Przepiękny wzór na jesień:)
Ech, rozmarzyłam się...

Didymosy w Polsce można kupić np. na
http://www.gugu-gaga.pl/index.php?option=com_frontpage&Itemid=1
i to w cenie baaardzo przystępnej jak na tę firmę. Polecam.

poniedziałek, 17 września 2007

Chusty Które Miałam

Noszę od ponad roku, więc trochę szmat się nazbierało. Kilka z nich znalazło już nowy dom

Hoppediz Nairobi



Hoppediz Casablanca:



Oprócz nich były jeszcze 2 Hoppy - Cairo i krótka Antiqua.

Z żadnym z powyższych czterech nie wytrzymałam zbyt długo. Nosiło mi się niezbyt wygodnie, trzeba było uważnie wiązać, często poprawiać... Środek chusty wyglądał na luźniej tkany niż brzegi, podczas noszenia środek się rozciągał, a brzegi wrzynały mi się w ramiona. Ogólnie mówiąc - nie, dziękuję:)
Aczkolwiek kolory ma Hoppediz przepiękne, soczyste, żywe. Bardzo kuszące. Jednakowoż piąty raz nie dam im szansy;)

Didymos indio:



Z tą chustą najtrudniej było mi sie rozstać... Przepiękny wzór, delikatny, różowy kolor. Miękka, mięsista, delikatna. Ach... Ale to akurat model indio ze 100% bawełny, baaardzo rozciągliwy. Przy dźwiganiu moich 16 kilo wiercącego się szczęścia czasem czułam pewien dyskomfort.

Była jeszcze Haumea, Bali Baby Breeze:



Chusta z bawełny ale splot zwykły, nie skośnokrzyżowy. Bardzo cieniutka, znakomita na upały. Ale dla mnie była aż za cienka, wymagała dokładnego wiązania, pracochłonnego rozprostowywania na ramionach. Bardzo cienka, przewiewna, doskonała na upał. Ogon zaszyty w kieszonke do kórej można było upakować zwinięta chuste, robił się z niej poręczny pakiecik.

Amazonas Lollipop 5,10 m.



Tkana skośnokrzyzowo, cienka, dosyć wygodna. Piękne, soczyste kolory :) Brak zaznaczonego środka, instrukcja kompletnie do kitu (choziaz to w sumie nieważne, w sieci jest tyle instrukcji ze mozna sobie poradzić).

Poza wymienionymi wyżej była jeszcze na przykład Bebelulu Lulu - moja pierwsza chusta, którą nabyłam jak Zuza miała coś ze 2 miesiące. Bardzo skutecznie zniechęciła mnie do chustowania, była narowista;) i strasznie trudna w obsłudze. Dziecko przy próbach umieszczenia w chuście łamało mi się na pół:) Na długo dałam spokój.

Była Bebelulu Kangalu. Twardy materiał, za głęboka kieszeń, Zuzy tyłek zapadał się w głąb a chusta piłowała ją pod kolankami. Poza tym przedziwna rozmiarówka - mam 183 cm wzrostu, ważę ponad 80 kilo. Próbowałam w związku z powyższym rozmiar xxl, potem xl a w końcu l, ale we wszystkich Zuza wisiała mi poniżej biodra, okropnie sie przy tym wkurzając. Może dam szansę rozmiarowi m? Kolor Paisley wygląda niezwykle apetycznie, mlask:)

oto ja

Dzień dobry. Mam na imie Ewa i jestem chustoholiczką :)
Mam wiele zainteresowań, ale większość z nich, na przestrzeni ostatniego roku, została wyparta z kretesem przez CHUSTY do noszenia dzieci:) Kupuję, wypróbowuję, obserwuję...
Na rodzinnym blogu mąż nie pozwala mi pisać o moich obsesjach, więc zaczynam tutaj:)