sobota, 30 lipca 2011

Deszcz


"O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny..."

To nic, że jest, kurde, lipiec.

Wyglądam przez okno, patrzę na tę szarą, zachlapaną, betonową nędzę; patrzę w lustro i wcale nie lepiej. I mam ochotę zwiewać z biletem w jedną stronę, byle dalej. Zostawiając za plecami przede wszystkim samą siebie i swoje delirium. Wyczyścić się, zresetować, sformatować, ulepić na nowo, inaczej, piękniej i godniej.


O.O

Dziś miałam ostatnie badania i ostatnie usg. 37 tydzień 3 dzień a Wewnętrzny waży 4040g. Średnica główki - 10 cm (ratunkuuuu). Wszystkie pomiary na granicy normy albo poza skalą :/ Do tego łożysko w III stopniu, dużo wód i na szybkie rozpakowanie wcale się nie zanosi...
Gdybym tak mogła zasnąć i obudzić się już po wszystkim :)

Babcia umknęła, dzieci wiszą na mnie i strasznie mnie wkurzają ;) Od babcinej troskliwości i cierpliwości zmieniają się w rozwydrzone, rozwrzeszczane, rozkapryszone i żądne posług potwory. Przywrócenie ich do stanu normalnego zajmie kilka dni i sporo nerwów ;)

piątek, 29 lipca 2011

W oczekiwaniu

Torba teoretycznie spakowana, ale co chwila przypomina mi się że czegoś brakuje. Dawno nie rodziłam i wyleciało mi z głowy co przy tej okazji się przydaje :)
Babcia dzielnie trwa na posterunku, pojedzie dopiero jutro (założę się, że z przyjemnością się oddali, bo dziewczyny mocno jej dały w kość ;) ) Już zapomniałam jakie to błogie, cudowne uczucie - nic nie musieć... Trwam w pościeli, albo piastując na kolanach laptopa, albo podsypiając. Raj. Mam wszystko podane pod nos :) Babcia gotuje pyszności i cierpliwie znosi ataki wnuczek. Małżonek coraz bardziej mobilny, dzielny i samodzielny, nie wymaga pomocy a wręcz sam już pomaga.  Życie nabrało pozorów normalności i chwilowo przestało przygniatać.
Ja mogę sobie oklapnąć i inkubować w spokoju :) Do jutra, znaczy się, bo kiedy Babcia nas opuści, stery przejdą z powrotem w moje ręce i skrzydełka mi niechybnie i natychmiastowo opadną :)

Jutro ostatnie usg. Czekam z drżeniem serca.

Wprawdzie postanowiłam nie jeść, ale mam słabą silną wolę ;) Wyglądam więc mniej więcej tak:


czwartek, 28 lipca 2011

Rozpadam się

Nie, to nie oznacza bynajmniej, że Wewnętrzny wybiera się na świat :) Po prostu wczorajsza wizyta u gina wykazała nadmiernie się rozchodzące spojenie łonowe. Boli od dawna, jak w każdej poprzedniej ciąży, ale starałam się nie zwracać na to uwagi ;) Za to kiedy się dowiedziałam, że coś jest nie tak od razu zaczęło boleć o wiele bardziej ;) Ojoj ;)
Taki urok matki dużych dzieci. Niestety, jeśli rozpad będzie postępował, grozi mi nawet gips po porodzie, co już lekko zwarzyło mi humor.Najgorsze, że nic nie mogę zrobić, żeby zminimalizować ryzyko, mogę jedynie zrezygnować z przesuwania cięższych rzeczy, żeby uniknąć przemieszczania się kości względem siebie. Mogę się rozlecieć nawet leżąc plackiem z nogami do góry, a tego na pewno nie zamierzam praktykować, niech się dzieje co chce, już mi coraz bardziej wszystko jedno.
Samo badanie było na tyle bolesne, że ledwie wstałam z fotela, a podróż autobusem do domu (na stojąco, bo kto by tam zwracał uwagę na brzuchatkę kwitnącą obok, skoro za oknem tyle fascynujących rzeczy ;P ) okazała się nie lada wyzwaniem. Powinnam być bardziej bezczelna i się upomnieć o miejsce, ale, kurczę, nie umiem :/ Dopóki jestem w stanie utrzymać pion, będę stać i w pokorze cierpieć ;)
W nocy, jak zwykle, każdy przewrót na bok=pobudka, jęk, następnie wykulanie się z łóżka, kolejny jęk, wycieczka do łazienki (Wewnętrzny skompresował mi pęcherz do rozmiarów śliwki ;) ), powrót do łóżka i próby zaśnięcia, uwieńczone powodzeniem, albo i nie.
Okazało się ponadto, że w ciągu 4 ostatnich tygodni przytyłam 4 kilo :) Chyba nadmiar pocieszaczy nie robi mi dobrze... Postanowienie - natychmiast, ale to natychmiast przestać jeść! :)

Walkę o dobre samopoczucie najlepiej ilustruje poniższy obrazek:


Idę obejrzeć jakiś durny serial albo coś :)

środa, 27 lipca 2011

Kilka słów prawdy...

... usłyszałam dziś na ulicy od, na oko, sześcioletniego chłopczyka :) Szedł razem z matką, popatrzył na mnie, kiedy ich mijałam i z mieszaniną podziwu oraz szoku wykrzyknął:
"Mamusiu, ale ta pani jest GRUBA!"
LOL
Parsknęłam śmiechem, matka chłopca pięknie się ze wstydu zarumieniła i zaczęła go po cichu opieprzać, co mnie rozbawiło jeszcze bardziej ;)
Bo jakże tu odmówić dziecku słuszności, no jak... ;)) Wszystko się zgadza, zaprawdę powiadam wam ;P Wyglądam jak chodząca kula do zorbingu :P





Gwoli utrzymania dobrego humoru słucham sobie Ala Yankovica i płaczę ze śmiechu :P

38tc

Finisz!
W zasadzie już mogłabym rodzić. Boje się oczywiście. Odetchnę jak będzie po wszystkim, zobaczę swojego zdrowego syna i będę mogła bez pojękiwania usiąść na, za przeproszeniem, tyłku :)
Na razie czekam.


wtorek, 26 lipca 2011

Słońce

Dosłownie i w przenośni - trochę pogody. Z różnych źródeł :)
Przyjechała Babcia, mogę odpocząć. Ktoś mi poda obiad i zrobi herbatę... I dziewczynki są zachwycone.

Te emocjonalne huśtawki są strasznie męczące jednak. W kłębek zwinąwszy się, wydycham nerwy i czekam na następny dołek :) Który, zważywszy na poziom lęku przedporodowego, powinien nastąpić niedługo, co do tego złudzeń nie mam.

Lekko znieczulający podkład muzyczny, przenoszący mnie do lat szalonej i beztroskiej młodości :)

poniedziałek, 25 lipca 2011

bez tytułu

Boję się.
Po pewnej, łagodnie mówiąc, nieprzyjemności, której zupełnie się nie spodziewałam, nie mam ochoty na nic, nie mam siły się zbierać, nie mam nawet chęci próbować. Nie mogę z siebie wykrzesać żadnej myśli, wolny czas zabijam oglądaniem debilnych obrazków. Uciekam od wszystkiego, chowam się po kątach. Płaczę.
I boję się do granic histerii. Bo właśnie dotarło do mnie, że jestem sama. Wsparcia dla mnie nie ma i nie będzie. Nieważna jestem, stanowię wyposażenie lokalu.
Oto ja służebnica pańska. Przez małe "p".