Nie, to nie oznacza bynajmniej, że Wewnętrzny wybiera się na świat :) Po prostu wczorajsza wizyta u gina wykazała nadmiernie się rozchodzące spojenie łonowe. Boli od dawna, jak w każdej poprzedniej ciąży, ale starałam się nie zwracać na to uwagi ;) Za to kiedy się dowiedziałam, że coś jest nie tak od razu zaczęło boleć o wiele bardziej ;) Ojoj ;)
Taki urok matki dużych dzieci. Niestety, jeśli rozpad będzie postępował, grozi mi nawet gips po porodzie, co już lekko zwarzyło mi humor.Najgorsze, że nic nie mogę zrobić, żeby zminimalizować ryzyko, mogę jedynie zrezygnować z przesuwania cięższych rzeczy, żeby uniknąć przemieszczania się kości względem siebie. Mogę się rozlecieć nawet leżąc plackiem z nogami do góry, a tego na pewno nie zamierzam praktykować, niech się dzieje co chce, już mi coraz bardziej wszystko jedno.
Samo badanie było na tyle bolesne, że ledwie wstałam z fotela, a podróż autobusem do domu (na stojąco, bo kto by tam zwracał uwagę na brzuchatkę kwitnącą obok, skoro za oknem tyle fascynujących rzeczy ;P ) okazała się nie lada wyzwaniem. Powinnam być bardziej bezczelna i się upomnieć o miejsce, ale, kurczę, nie umiem :/ Dopóki jestem w stanie utrzymać pion, będę stać i w pokorze cierpieć ;)
W nocy, jak zwykle, każdy przewrót na bok=pobudka, jęk, następnie wykulanie się z łóżka, kolejny jęk, wycieczka do łazienki (Wewnętrzny skompresował mi pęcherz do rozmiarów śliwki ;) ), powrót do łóżka i próby zaśnięcia, uwieńczone powodzeniem, albo i nie.
Okazało się ponadto, że w ciągu 4 ostatnich tygodni przytyłam 4 kilo :) Chyba nadmiar pocieszaczy nie robi mi dobrze... Postanowienie - natychmiast, ale to natychmiast przestać jeść! :)
Walkę o dobre samopoczucie najlepiej ilustruje poniższy obrazek:
Idę obejrzeć jakiś durny serial albo coś :)