wtorek, 1 grudnia 2015

Rota króluje i włada

Wczoraj wirus sponiewierał mnie z dwóch stron oraz przywalił gorączką i łamaniem w kościach.
Dziś lepiej. Znaczy ja lepiej. Rodzina gorzej. Mąż działa tak na 50%, Matju nie zdążył do toalety, a Zu zarzygała zlew w kuchni, z którego dosłownie w tej chwili mój Małżonek (cześć mu i chwała) wyciąga ręcznie niestrawione kawałki kolacji. Bo jak ja próbowałam, to było poważne ryzyko, że dołożę niestrawione resztki mojej własnej kolacji ;)
Innymi słowy - jest zabawnie i rozrywkowo ;)

Tak, to jest to, czego mi dziś trzeba na poprawe humoru:



poniedziałek, 30 listopada 2015

Wielki powrót rota

Ania przywlokła rota ze szkoły. Ona odchorowała w sobotę. Wirus najwyraźniej potrzebuje około dnia-półtora na rozruch, bo ja zachorowałam dziś w nocy.
Leżałam sobie, trzepały mną mdłości i ból brzucha, nie spałam i myślalam...
O tym jak cudownie jest nie musieć wstawać w nocy i - chora czy zdrowa - zasuwać jak niewolnik. Jak błoga jest cisza, która potrwa do 5.30 rano.
O tym, że w ciągu dnia wszyscy pójdą sobie do przedszkola/szkoły/pracy a ja będę mogła zostać sama. W ciszy i spokoju położyć się do łóżka  i spać, albo nie robić nic, tylko skupić się na chorowaniu. Praca chwilowo leży.
Gdyby nie dzisiejsza wizyta księdza po kolędzie, przed którą musze chociaż jeden pokój posprzątać, czułabym się głęboko zadowolona z życia, mimo żołądkowych przykrości. Macierzyństwo zmienia perspektywę, jak koza w starym, żydowskim dowcipie.


[edit] godzina 18.22. Laba się skończyła - dzieci są chore :D Dajcie mi łuk, ja się zastrzelę :D

niedziela, 29 listopada 2015

Zabawa

Należę do tych strasznych rodziców, którzy nie bawią się z dziećmi. Kiedy czytam artykuły o tym, jak cudownie jest "odnaleźć w sobie dziecko" i zająć się beztroską zabawą, zazwyczaj zastanawiam sie czy autor brał jakieś prochy i czy ja też mogłabym trochę dostać. Moje mało udane dzieciństwo zakończyło się dawno temu i wolałabym do niego nie wracać, dziekuję bardzo. Jest tyle dorosłych fascynujących rzeczy, które sprawiają mi frajdę, że nie czuję potrzeby regresji do poziomu lalek i piaskownicy. Próbowałam, ale zasypiam z nudów.
Dzieci mają się bawić z dziećmi, dorośli są dorośli i (jeśli nie chcemy - a JA nie chcę) nie mieszajmy tych dwóch spraw.
Chyba, że...

No właśnie, dziś wyjątkowo dorosłam do mainstreamowych standardów rodzicielskich. Bawiłam się z dzieckiem przez CAŁE 40 MINUT.
Matju zaproponował zabawę w Chorą Księżniczkę. On był rycerzem Ninja, broniącym Księżniczki a ja byłam Chorą Księżniczką. Moja rola polegała na leżeniu w łóżku z zamkniętymi oczami.
Mogłabym się w to bawić codziennie.