sobota, 19 listopada 2011

Terapia kolorem

Nic tak nie poprawia kobiecie nastroju jak zakupy lub nowa fryzura. Kolejnych zakupów już nie dałabym rady usprawiedliwić przed Małżonkiem, a poprawy nastroju trzeba mi nieustannie, jak powietrza, więc padło na fryzurę.
Mąż wspomógł w zbożnym dziele farbowania (za co cześć mu i chwała), bo włosów mam tyle, że starczyłoby na trzy osoby i sama z tym gąszczem nie poradziłabym sobie za nic w świecie.
Kolor - czekoladowy brąz. Wyszedł prawie czarny, co mi szalenie odpowiada. 
Małżonek, zapytany, jak wyglądam, wybucha zupełnie niedyplomatycznym śmiechem ;) ale mnie się efekt całkiem podoba. Może zostanę przy nim dłużej. Doszłam do wniosku, że wyglądam jak skrzyżowanie dziewczynki ze studni w "The ring" z Morticią Addams ;) Bardzo zadowalająco. 


Zbawczy efekt nie utrzyma się długo więc myślę nad kolejnym etapem terapii antydepresyjnej, czyli tatuażem. Drzewo, albo piórko, a może koliber? Kwiatki? Hmm...

Status

Public Notice: 
Due to recent budget cuts, the rising cost of gas, & oil, plus the current state of the economy, the light at the end of the tunnel has been turned off. Have a nice day:)


Taki oto wdzięczny tekst rzucił mi się w oczy na fejsie. Kasiu, pożyczam sobie bo mi pasuje, no pasuje jak ulał, aż nie wiem czy bardziej chce mi się śmiać czy płakać ;)

piątek, 18 listopada 2011

Nieuchronnie...

... zbliża się nieprzyjemność zwana weekendem :) W tym tygodniu urozmaici mi go nadprogramowo zapalenie dziąseł. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, dopóki  o poranku nie zawyłam z bólu jak zwierzę, próbując pogryźć kanapkę.
Czas zapiąć mentalne pasy. Można też ewentualnie zatankować.


Wrzucić zagłuszacz dziecięcych ryków, przy okazji miło prostujący zwoje mózgowe ;)



I coś kojącego dla duszy:

Idę się gdzieś schować ;)

Słit focia

Mat najlepiej się czuje w ruchu. Pojechaliśmy wczoraj do fotografa a potem na zakupy. Młody był zadziwiająco spokojny, w powrotnej drodze usnął i w stanie uśpienia został przetransportowany do domu :)
Słodki chomiczek ;)


Aha, Klusek oficjalnie przeskoczył z rozmiaru pieluch 3 na 4+. Nieźle, jak na trzymiesięcznego bobasa. 

czwartek, 17 listopada 2011

Padaka

Od kilkunastu dni Mateo wstaje około 3-4 rano. Definitywnie. Czasem się po godzince da uśpić na trochę a częściej nie... To, plus nocne pobudki plus dzienne wycie plus bieganina plus fochy dziewczyn zmieniło mnie chwilowo w psychiczny i fizyczny wrak.
Jedynie słuszny podkład muzyczny na tę okoliczność. Wykonanie wprawdzie straszliwe, ale co tam.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Pierwszy ergospacer

Mateusz, osiągnąwszy rozmiary młodej orki, przestał się mieścić w gondoli. Razem z kombinezonem zimowym wchodzi na wcisk i zupełnie nie jest przy tym zadowolony. Podjęłam więc męską decyzję i na drogę do szkoły zapakowałam go dziś w nosidło. Wychodziłam z duszą na ramieniu - rozwrzeszczy się czy nie? Na początku rozglądał się wokół oczami jak pięciozłotówki, potem powieki zaczęły mu opadać i usnął. 


Wyciągnęłam z szafy moją babywearingową kurtkę do zadań specjalnych. Sprowadzona z Rosji, co ma niebagatelne znaczenie, bo dostosowana jest do tamtejszych dzikich temperatur i spokojnie utrzymuje nas w ciepełku  do -20 C. Oboje z młodym byliśmy bardzo lekko ubrani, i przy temperaturze 0 stopni wróciliśmy mocno upoceni. Kurtka ma wygląd nieco, hmmm... awangadrowy, podszyta jest polarem w różowe serduszka (Zuzia jest oczarowana "och, mamo, ależ masz śliczną kurtkę od spodu!"), co mnie średnio zachwyca, ale nie miałam wyboru  rozmiar na słonia był tylko w tym kolorze...
Małemu wystawała na zewnątrz jedynie uszata czapeczka. Budziliśmy wielkie zainteresowanie na ulicy i w szkole.


Sąsiadkę przyprawiłam o atak serca, kiedy wyjrzała przez okno. Zobaczyła mnie bez wózka i doznała szoku - "o mój Boże, Ewa zapomniała wózka z małym!"... Podejrzenie całkiem uzasadnione, zważywszy, że ostatnio jestem tragicznie rozkojarzona.

Integracja międzygatunkowa

Oto Uśmiech Prezesa. Prezes nadal jest głównie łysy, oczy systematycznie mu jaśnieją w kierunku koloru szaroniebieskiego (pewnie po mamusi). Coraz bardziej odstają mu uszy (też po mamusi, niestety, co za ból...). Ale ogólnie prezentuje się całkiem korzystnie.


Logistyka wymaga od nas codziennych wizyt w mieszkaniu sąsiadów. Do rodziny należy tam towarzyski kot. Na początku Mateo był nieco sceptyczny.


Po kilku razach nabrał śmiałości...


...i  jest zadowolony z kociego zainteresowania.


Ja też jestem zadowolona, bo uważam, że dziecko powinno dorastać ze zwierzakami, wylizywać psią miskę i nawdychać się kocich kłaków. Niższy poziom agresji, mniejsze ryzyko alergii.

A na deser - tekst Frustratki. Jako żywo, sama bym lepiej nie napisała.

niedziela, 13 listopada 2011