Od tego się nie wykręcę... Szkoła za dwa tygodnie, dziś natomiast trzeba obskoczyć przedszkole. Nie ominie mnie część artystyczna, czyli przedstawienie. Odsiedzę swoje na krzesełku wbijającym się w ..., modląc się, żeby zaaferowany Matju nikogo nie zaatakował z nadmiaru emocji ;)
Przedszkole już do mnie dzwoniło, żeby się upewnić, że Młody dostanie strój galowy. Jego strój galowy składa się z czarnych, gładkich dresowych spodni i zielonej koszuli w kratę, odziedziczonej po synu sąsiadów. Matju nie znosi koszul. I strojów galowych.
Mam tylko nadzieję, że ja się nie muszę ubierać odświętnie.
O, tak dzisiaj wygladam. Dwie kawy (fuj, nie cierpię kawy) nie pomogły:
środa, 17 czerwca 2015
wtorek, 16 czerwca 2015
Jeśli wiesz co chcę powiedzieć
No muszę, nie wytrzymam.
Trafiłam w sieci na akcję, która mnie poruszyła.
Pojawiło się sporo podobnych tekstów, niektóre bardziej przejmujące, inne mniej. W tym konkretnym potrząsnął mną jeden argument:
"Zabijając się odchodzisz. Ale świat pozostaje. Bez Ciebie będzie bardziej beznadziejny. Bo wszyscy, których znasz będą na zawsze dotknięci Twoim odejściem. Im nie będzie lepiej. Oni nie zrozumieją. Nawet rodziny osób popełniających samobójstwo w dramatycznych okolicznościach cierpią, ponieważ wiedzą jaki psychiczny ból wiąże się z targnięciem na własne życie. Ta świadomość pozostaje z nimi na zawsze. To nie jest tak, że kiedyś zapomną. Wszystkie wspomnienia związane z Tobą będą za każdym razem wracać do jednego punktu. Zawsze będą Cię pamiętać, słysząc o samobójstwie w wiadomościach czy w przypadkowych rozmowach, czytając o nim w książkach czy gazetach. Nawet jeśli wydaje Ci się, że jest bardzo źle, oni zdecydowanie na to nie zasługują."
Potrząsnął mną, ale nie w sposób zamierzony przez autora. Bo ja się nie zgadzam. Nie zgadzam się na to, żeby człowieka u kresu wytrzymałości, cierpiącego i emocjonalnie poszarpanego obarczać dodatkową odpowiedzialnością "bo inni". Zwłaszcza, że czasem ci "zatroskani" inni znajdą czas na rozrywki i zamulanie się przed telewizorem, ale nie znajdą nigdy czasu żeby porozmawiać, albo przez godzinę słuchać jak tylko płaczesz, bo nie masz siły mówić a w głowie mgła. Wszyscy są tacy zajęci. Albo nie wierzą, że spotkało cię to, co cię spotkało, cokolwiek to było. Bo "ileż można się nad sobą użalać", "nie przesadzaj", "wszyscy maja ciężko", "weź pigułkę i się uspokój". Nie wszyscy dostają wsparcie, którego potrzebują.
To czasem skuteczny argument, nie przeczę. I, przyznaję, o to w sumie chodzi. W najgorszych chwilach migała mi jedna myśl - "nie mogę tego zrobić dzieciom". Tyle, że taka myśl to żadne pokrzepienie, ale kolejny kamień do ciężaru, który ledwie wlokłam z dnia na dzień.
Zamiast "oni na to nie zasługują", powiedziałabym "TY zasługujesz na to, żeby żyć. TY jesteś najważniejszy. Żyj dla siebie. Wytrzymaj. Spróbuj. Szukaj pomocy, telefonu zaufania, lekarza, terapeuty. Warto, nawet kiedy wydaje się, że nie ma nadziei i nie ma światła i nie ma nic przed tobą; że to koniec i nic dobrego się nie zdarzy i już nie wytrzymasz. Zdarzy się. Ból minie, i strach, i rozpacz. I bedziesz wolny. Zasługujesz na to."
Człowiekowi w pułapce trzeba dać przestrzeń, a nie ją odbierać.
Człowiekowi w pułapce trzeba dać przestrzeń, a nie ją odbierać.
poniedziałek, 15 czerwca 2015
Co tu fruwa?
Wracamy z Matju z przychodni.
Matju: Mamoooo, chcę na krawężnik.
Ja [rolleyes]: Ok.
Matju [idzie całą wieczność po krawężniku noga za nogą, oglądając dokładnie i z bliska każdego ślimaka i każdą psia kupę]
Matju: Teraz chcę na murek!
Ja [ratunku]: Nieeee, może lepiej chodźmy szybko do domu, jestem głodna i zmęczona i chce mi się pić... Chodź, synku, idziemy.
Matju [ma to gdzieś]: Chcę na murek.
Tuż przy murku rosną kwiatki. Z kwiatka na kwiatek fruwają...
Ja [z wyraźnym smutkiem w głosie]: Och synku, patrz, tu fruwają trzmiele. Lepiej nie podchodźmy do murku, bo mogą cię użądlić!
Matju: Wiolonczele nie gryzą!
Ja [hahaha]: TRZMIELE, to są TRZMIELE, i owszem, żądlą. O patrz, jeszcze jeden TRZMIEL.
Matju: Aha.
Ja: Bo nas pożądlą.
Matju: Dobra. Wiolonczele gryzą. Aha.
Ja: TRZMIELE. Nazywają się TRZMIELE. To jest TRZMIEL.
Matju: Dobra. Gryzą.
Dochodzimy do domu.
Ja: No to jak się nazywają te fruwajce co fruwały na kwiatkach?
Matju: Wiolonczele.
Tadaaaam!
Wielbiciele muzyki poważnej - uważajcie na wiolonczele. Gryzą.
Matju: Mamoooo, chcę na krawężnik.
Ja [rolleyes]: Ok.
Matju [idzie całą wieczność po krawężniku noga za nogą, oglądając dokładnie i z bliska każdego ślimaka i każdą psia kupę]
Matju: Teraz chcę na murek!
Ja [ratunku]: Nieeee, może lepiej chodźmy szybko do domu, jestem głodna i zmęczona i chce mi się pić... Chodź, synku, idziemy.
Matju [ma to gdzieś]: Chcę na murek.
Tuż przy murku rosną kwiatki. Z kwiatka na kwiatek fruwają...
Ja [z wyraźnym smutkiem w głosie]: Och synku, patrz, tu fruwają trzmiele. Lepiej nie podchodźmy do murku, bo mogą cię użądlić!
Matju: Wiolonczele nie gryzą!
Ja [hahaha]: TRZMIELE, to są TRZMIELE, i owszem, żądlą. O patrz, jeszcze jeden TRZMIEL.
Matju: Aha.
Ja: Bo nas pożądlą.
Matju: Dobra. Wiolonczele gryzą. Aha.
Ja: TRZMIELE. Nazywają się TRZMIELE. To jest TRZMIEL.
Matju: Dobra. Gryzą.
Dochodzimy do domu.
Ja: No to jak się nazywają te fruwajce co fruwały na kwiatkach?
Matju: Wiolonczele.
Tadaaaam!
Wielbiciele muzyki poważnej - uważajcie na wiolonczele. Gryzą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)