czwartek, 25 lutego 2016

Prezent dla mamy

Wczoraj zastałam na biurku to arcydzieło:


z notką:


Jeśli na pierwszy rzut oka nie widać, to spieszę wyjaśnić, że to zakładka, wykonana własnoręcznie przez Anię w szkole.
Ania upewniła się, że znalazłam prezent, po czym zaczęła krążyć wokół biurka i nadawać:
- A widziałaś jakie piękne błyszczące brokatowe naklejki? Ja wzięłam najwięcej.
- Prawda, że jest piękna?
- Kto zrobił najładniejszą zakładkę, prawda, że ja?
- Podoba ci się?
- Kto jest najlepszym dzieckiem ze wszystkich?
- Wzięłam najwięcej brokatowych naklejek!
- Widzisz jakie ładne brokatowe naklejki?
- Kto jest najlepszą córką która kocha swoją mamę?

I tak dalej.
Doceniłam, podziekowałam, pochwaliłam, wyraziłam wdzięczność.

Dziś odprowadziłam Matju do przedszkola a po powrocie zastałam na biurku to:



A po drugiej stronie:


Najskuteczniej rozłożyło mnie: "... I ZWRUĆ MI KRETKĘ" !!!

Cóż, łaska pańska na pstrym koniu jeździ ;)
I nie liczę specjalnie na przysłowiową szklankę wody na starość ;)

Nowoczesność

Zu: Dobra, umyję zęby i idę spać, bo moje nogi mają 3% baterii.

środa, 24 lutego 2016

Skąd

Skąd mi się wzięło takie dziecko?:

Ania: Bo jak mi się coś nie udaje, to nie zwracam uwagi i próbuję dalej.

To stwierdzenie nieomal ścięło mnie z nóg. Jest zgodne z prawdą: jeśli Średniej coś nie wychodzi, to owszem, frustruje się, może zapłakać, wściec się, zajęczeć, ale próbuje dalej i nie daje się złamać ani zniechęcić. W odróżnieniu od Zu, która (zupełnie tak samiuteńko jak ja, Zu jest moim klonem pod wieloma względami) najpierw wpada w złość, potem rozpacz i histerię, potem depresję (ja się do niczego nie nadaję, jestem beznadzieeejnaaaa) a potem poddaje się i stwierdza, że to coś, co próbowała zrobić, w sumie nie jest takie strasznie potrzebne. (Na własny użytek nazywam to "zdolnościami adaptacyjnymi". Inni ludzie nazywają to "lenistwem" ;) ale cii, to nie brzmi tak dobrze :D)
Kiedy Średnia dostaje karę, jest zacięta, zawzięta i za wszelką cenę chce pokazać, że kara jej w żaden sposób nie dotyka. "I tak tego nie chciałam!" "Haha, wcale mi nie zależy!" Albo dumny uśmiech i podniesiona głowa w obliczu mega-opierdolu. Zuza i (częściowo) Matju natomiast przejmują się bardzo, czują dużo, potrafią się przyznać do tego co czują i wyrazić to słowami, oraz umieją szczerze przepraszać.
Jak to się stało?

Zadumałam się chwilę nad procesem wychowawczym i jego wpływem na dzieci. Dwie siostry i brat, tak odmienni, a przecież ten sam dom, ci sami rodzice. Te same założenia wychowawcze. Tak bardzo różne efekty.
Przykład, który podałam, jest akurat pozytywny (determinacja w dążeniu do celu to bardzo chwalebna cecha, którą podziwiam). Ale mam i negatywne przykłady, nad którymi na razie wolę się nie zatrzymywać myślą zbyt długo ;)
W każdym razie pociesza mnie trochę fakt, że oprócz mnie są i inne czynniki, które ich kształtują :) Gdybym była w stu procentach odpowiedzialna za ludzików, których wypuszczę w świat, świat mógłby khem khem... ucierpieć ;)