piątek, 10 czerwca 2016

Trauma

Od dwudziestu minut w kuchni rozlega się szloch. Żałosny, pozbawiony nadziei płacz małego chłopca, opuszczonego brzez Boga i ludzi. Rozłzawione kwilenie, niewerbalne błaganie o litość. Desperacki jęk bezbronnej istoty postawionej przed okrucieństwem tak strasznym, że niemożliwym do objęcia rozumem.

To Matju siedzi przy stole nad miską ślicznych, czerwonych, świeżutkich i bardzo słodkich truskawek. Usłyszał, że ma je zjeść.

Taka sama skarga rozbrzmiewa przy kuchennym stole, gdy stawiamy przed Matju kebab z surówką (nie lu-lu-luuubię warzyyyyw, tylko ku-ku-kur-czaaaczeeeek!). Makaron, który choćby stał w pobliżu jakiegokolwiek sosu (tu coś jeeeeest! tu coś jest zie-lo-lo-loooo-neeegoooo!). Stir-fry z kiełkami soi, marchewką i cebulką (zie-loo-neeeee! Nieeeeeeee!). Hamburgera z Makdolca, który zawiera zwyczajne zdechłe makdolcowe parodie ogórka i pomidorka (nie-nie-nieeee chciaaaałem wa-wa-warzyyyw!). Kotleta, który przy nakładaniu na talerz otarł się o surówkę i nosi na sobie dwie nitki marchewki (coś tu jest! nie lubięęęę teee-goooo! Zdeeej-miiij toooooo!). Arbuza (nie lubięęęęęę!). Cisto z wiśniami (nie lubięęęęęę). Tartę z gruszkami i karmelem (co to jeeest?! nie lubięęęęę!). Nie zje nic co przypomina warzywo lub owoc. Bo nie.

Każdemu, kto powie mi, że trzeba go przetrzymać i że konsekwencja, że nie dać nic innego bla bla bla, odpowiedziałabym: wiem. Teoria jest mi znana. Nawet praktyka jest mi znana. Ale konia z rzędem i wycieczkę w tropiki temu, komu uda się wytrzymać dziesiątki minut zwierzęcego wycia nad talerzem zimnego makaronu z jedną, jedyną, straszliwą i traumatyzującą różyczką brokuła.

Ja po dwudziestu minutach robię się gwałtowna i istnieje ryzyko, że pojawię się któregoś dnia w specjalnym, kryminalnym dodatku do SuperExpressu.

PS. W bólu, cierpieniu i hektolitrach łez zjadł dwie truskawki. Resztę zjadłam ja.
I chooj z tym.

Zabawa

Wśród życiowych wirów i podmuchów: zapalenia zatok, makiety skrzyżowania na technikę, kwiatków na zakończenie roku, pracy szczerzącej terminy niczym pitbull bez kagańca, dysleksji, lektur, urodzin, spraw do załatwienia - nie opuszcza mnie ta minimalistyczna perła:


Brzęczy mi w zwojach i każe myśleć.

Żaby zawsze umierają na poważnie. 
A boys, jak to mówią, will be boys.