"Mamo, cemu lezys jak leniuch?!" zapytała z naganą w głosie Ania.
Leżałam na łóżku, usiłując zamknąć na chwilę piekące powieki. Matju piszczał całą noc. W dzień wył. Wyje zresztą nadal, i powyje jeszcze kilka tygodni. Ząbkowanie to straszna rzecz.
Głowa mi pęka, a jest dopiero trzecia po poludniu.
Za dużo weekendu, za dużo rodziny.
Nie lubię tego.
sobota, 26 stycznia 2013
piątek, 25 stycznia 2013
True story ;)
Z dedykacją dla Kasi a propos wczorajszej rozmowy :D Trzymaj się Kobieto Dzielna w Przeciwnościach :*
czwartek, 24 stycznia 2013
Zima
Droga do szkoły prowadzi częściowo przez pole. Wracając dziś, postanowiłam ją uwiecznić dla potomności. Podczas upalnego lata, kiedy będę konać z gorąca, wejdę sobie na ten post i schłodzę się wizualnie. Na pierwszy rzut oka nie widać, że to stolica ;)
A tu za nami po lewej widać kawałek szkoły :)
Śnieżyło przepięknie, Klusiński spał, wokoło cisza. Bezcenne chwile.
środa, 23 stycznia 2013
Ekspedycja polarna
Czyli Mamy Kangurzycy zimowa wyprawa do szkoły.
Ostatnio jakoś tak miło się składało, że ktoś mnie w tym obowiązku wyręczał, ale wiadomo, szczęście nie trwa wiecznie, więc dziś zmuszona byłam podjąć wyzwanie.
Najpierw wybór kluskotransportu. W obecnych warunkach wózek to ostateczna ostateczność, nie mam siły go pchać przez zaspy (część drogi prowadzi przez pole) i nieodśnieżone chodniki . Zostaje tylko nosidło (na to też nie mam siły, ale wolę się fizycznie wypruwać z nosidłem niż z wózkiem).
Następna decyzja - z przodu, czy na plecach. Żeby nieść Matju na plecach musiałabym go ubrać we wszystkie bety, czego on nie lubi. Poza tym nie zmieściłby się do Nubika.
Wyzbyłam się całej babywearingowej odzieży, ale szczęśliwie jestem posiadaczką Męża słusznych gabarytów ;) i w jednej z jego kurtek mieszczę się z Kluskiem bez problemu :)
Odziałam Matju w polarowe spodenki i bluzę, czapkę i szalik. Zapakowałam i ruszyłam. Powoli, jak żółw ociężale... Zatrzymując się co jakiś czas, bo wiecie, nieść z przodu dobre 15 kilo po kopnym śniegu nie jest łatwo ;)
Odzwyczaiłam się już od zdziwionych spojrzeń przechodniów. Jeden pan w przejeżdżającym samochodzie tak się na nas zagapił, że o mało nie wjechał do rowu ;)
Kluś, wbrew oczekiwaniom, zachowywał się przyzwoicie, siedział spokojnie, rozglądał się (trochę mi to utrudniało życie, bo smyrał mnie czapką po oczach i ograniczał pole widzenia;) ) i tylko raz zagaił pytająco: "uła uła?" - w tłumaczeniu: "mamusiu, mogę pochodzić?" Ale kiedy odpowiedziałam że nie uła tylko oppa, nie buntował się specjalnie ;)
Po przespacerowaniu się do szkoły i z powrotem jestem tak wyczerpana, że chętnie zakończyłabym dzisiejszy dzień i wskoczyła w miękką pościel, ale niestety, nie ma lekko.
Dokumentacja fotograficzna:
Ostatnio jakoś tak miło się składało, że ktoś mnie w tym obowiązku wyręczał, ale wiadomo, szczęście nie trwa wiecznie, więc dziś zmuszona byłam podjąć wyzwanie.
Najpierw wybór kluskotransportu. W obecnych warunkach wózek to ostateczna ostateczność, nie mam siły go pchać przez zaspy (część drogi prowadzi przez pole) i nieodśnieżone chodniki . Zostaje tylko nosidło (na to też nie mam siły, ale wolę się fizycznie wypruwać z nosidłem niż z wózkiem).
Następna decyzja - z przodu, czy na plecach. Żeby nieść Matju na plecach musiałabym go ubrać we wszystkie bety, czego on nie lubi. Poza tym nie zmieściłby się do Nubika.
Wyzbyłam się całej babywearingowej odzieży, ale szczęśliwie jestem posiadaczką Męża słusznych gabarytów ;) i w jednej z jego kurtek mieszczę się z Kluskiem bez problemu :)
Odziałam Matju w polarowe spodenki i bluzę, czapkę i szalik. Zapakowałam i ruszyłam. Powoli, jak żółw ociężale... Zatrzymując się co jakiś czas, bo wiecie, nieść z przodu dobre 15 kilo po kopnym śniegu nie jest łatwo ;)
Odzwyczaiłam się już od zdziwionych spojrzeń przechodniów. Jeden pan w przejeżdżającym samochodzie tak się na nas zagapił, że o mało nie wjechał do rowu ;)
Kluś, wbrew oczekiwaniom, zachowywał się przyzwoicie, siedział spokojnie, rozglądał się (trochę mi to utrudniało życie, bo smyrał mnie czapką po oczach i ograniczał pole widzenia;) ) i tylko raz zagaił pytająco: "uła uła?" - w tłumaczeniu: "mamusiu, mogę pochodzić?" Ale kiedy odpowiedziałam że nie uła tylko oppa, nie buntował się specjalnie ;)
Po przespacerowaniu się do szkoły i z powrotem jestem tak wyczerpana, że chętnie zakończyłabym dzisiejszy dzień i wskoczyła w miękką pościel, ale niestety, nie ma lekko.
Dokumentacja fotograficzna:
Ogólny zwis
Niskie ciśnienie, na zewnątrz ciemno, ponuro, zimno i śnieży (śniegu po kolana i niedługo nie da rady przejechać wózkiem), Matju chory, ząbkujący i czepliwie wyjący, pralka się psuje (boję się pomyśleć, co będzie, jak całkiem padnie) a na domiar złego tarczniki zeżarły mi moje śliczne anturium.
Niech mnie ktoś przytuli... :P
W taki dzień, gdybym była sama i nie miała dzieci, usiadłabym przed kompem i grała aż do całkowitego zresetowania mózgu. Bardzo mi tego brakuje. Wzdech.
Proszę, moja ulubiona muzyka z jednej z moich ulubionych gier :) Włączam sobie na pociechę :)
I jeszcze niezapomniane Diablo. Loff loff.
Niech mnie ktoś przytuli... :P
W taki dzień, gdybym była sama i nie miała dzieci, usiadłabym przed kompem i grała aż do całkowitego zresetowania mózgu. Bardzo mi tego brakuje. Wzdech.
Proszę, moja ulubiona muzyka z jednej z moich ulubionych gier :) Włączam sobie na pociechę :)
I jeszcze niezapomniane Diablo. Loff loff.
wtorek, 22 stycznia 2013
Wśród nocnej ciszy
Matka, dręczona podniosłymi myślami na tematy ogólnofilozoficzne i międzyludzkie, zapadła w płytki sen. Obok wiercił się Syn.
Nagle z półsnu wyrwał Matkę czyjś głos. "Misiu, pomóż!". Matka z trudem uchyliła powieki. Nad łóżkiem stał Ojciec, z bardzo niepokojącym wyrazem twarzy. Matkę poderwało. Podążyła za Ojcem do łazienki, gdzie, nie wiedzieć czemu, w wannie stała dygocząca z zimna i snu Córka nr 2. Smrodek, unoszący się w okolicy rozwiał matczyne wątpliwości - dziecinka nie zdążyła do toalety.
Ojciec zajął się opłukiwaniem Córki nr 2 a Matka udała się do pokoju w celu ustalenia skali zniszczeń. Smród uderzył ją jak obuchem. Na górnym łóżku słodko pochrapywała Córka nr 1. Matka fachowym okiem obrzuciła scenę. Do prania: dywan, pościel, mata z łóżka, piżama. Podłoga do wytarcia.
Dziecko zostało umyte, przebrane i położone do gościnnego łóżka.
Tekstylia zostały opłukane i przygotowane do prania.
Logistyką zajął się Ojciec, Matka, olfaktorycznie wykończona, padła.
Dzień jak codzień, noc jak conoc.
Mając dzieci, możesz liczyć na to, że twój umysł, nawet jeśli zabłąka się chwilowo na Parnas, zostanie rychło sprowadzony do właściwego wymiaru.
Nagle z półsnu wyrwał Matkę czyjś głos. "Misiu, pomóż!". Matka z trudem uchyliła powieki. Nad łóżkiem stał Ojciec, z bardzo niepokojącym wyrazem twarzy. Matkę poderwało. Podążyła za Ojcem do łazienki, gdzie, nie wiedzieć czemu, w wannie stała dygocząca z zimna i snu Córka nr 2. Smrodek, unoszący się w okolicy rozwiał matczyne wątpliwości - dziecinka nie zdążyła do toalety.
Ojciec zajął się opłukiwaniem Córki nr 2 a Matka udała się do pokoju w celu ustalenia skali zniszczeń. Smród uderzył ją jak obuchem. Na górnym łóżku słodko pochrapywała Córka nr 1. Matka fachowym okiem obrzuciła scenę. Do prania: dywan, pościel, mata z łóżka, piżama. Podłoga do wytarcia.
Dziecko zostało umyte, przebrane i położone do gościnnego łóżka.
Tekstylia zostały opłukane i przygotowane do prania.
Logistyką zajął się Ojciec, Matka, olfaktorycznie wykończona, padła.
Dzień jak codzień, noc jak conoc.
Mając dzieci, możesz liczyć na to, że twój umysł, nawet jeśli zabłąka się chwilowo na Parnas, zostanie rychło sprowadzony do właściwego wymiaru.
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Chemia rodzicielstwa
"Po kilku godzinach spędzonych z małymi dziećmi tęsknisz za spokojem. Co się z tobą dzieje? Jesteś w stanie regulować mózg dziecka jedynie przez taki okres. Potem sama potrzebujesz wyregulować swoje emocje. W ujęciu neuronauki jesteś biochemicznie rozregulowana. Twój układ regulacji pobudzenia również zostaje wytrącony z równowagi, co nasili uczucie stresu.
Jeśli czujesz się wykończona, zła i bliska wybuchu gdy dziecko zachowa się niegrzecznie, to znak, że jesteś biochemicznie rozregulowana. Zamiast posługiwać się wyższym mózgiem, by wybrać najlepszy sposób reakcji, zostaje uruchomiony system złości, zlokalizowany w niższych ośrodkach mózgowych. Wyższy mózg zostaje zalany przez hormony stresu i w rezultacie tracisz zdolność empatii i jasnego myślenia. Masz ochotę krzyczeć!"
"Jednym z najlepszych sposobów obniżenia poziomu stresu jest spędzanie czasu z życzliwymi osobami dorosłymi."
Oba cytaty pochodzą z książki "Mądrzy rodzice" ("The science of parenting") autorstwa Margot Sunderland. Aczkolwiek książka jest znakomita i uważam, że powinna być dodawana gratis do każdego urodzonego dziecka, nie daje, niestety odpowiedzi na pytanie: co jeśli...
a) nie masz żadnej możliwości odczepienia się od dzieci;
b) osoby dorosłe, do których zwracasz się po wsparcie, pokazują ci plecy.
Jak mniemam, w takiej sytuacji pozostaje nadal sławić błogosławieństwo chemii organicznej, łyknąć pigułkę i ciągnąć swój wózek dalej.
Jakiś czas temu przeglądałam kolorowe pismo dla mam i w oko wpadło mi następujące stwierdzenie: "Opiekując się dwuletnim szkrabem możesz poczuć się zmęczona. Znajdź czas dla siebie: masaż, wizyta w SPA, kawa z przyjaciółką czy chociażby dobra książka poprawią ci nastrój i naładują pozytywnie na kolejne dni." Śmiech przez łzy. Kto to pisze? Narasta we mnie chęć pozwania do sądu redaktorów tych debilnych gazetek, wmawiających kobietom, że macierzyństwo to sama radość wypasiony wózek, pastelowe mebelki i wielce wskazane wizyty w SPA.
Jeśli czujesz się wykończona, zła i bliska wybuchu gdy dziecko zachowa się niegrzecznie, to znak, że jesteś biochemicznie rozregulowana. Zamiast posługiwać się wyższym mózgiem, by wybrać najlepszy sposób reakcji, zostaje uruchomiony system złości, zlokalizowany w niższych ośrodkach mózgowych. Wyższy mózg zostaje zalany przez hormony stresu i w rezultacie tracisz zdolność empatii i jasnego myślenia. Masz ochotę krzyczeć!"
"Jednym z najlepszych sposobów obniżenia poziomu stresu jest spędzanie czasu z życzliwymi osobami dorosłymi."
Oba cytaty pochodzą z książki "Mądrzy rodzice" ("The science of parenting") autorstwa Margot Sunderland. Aczkolwiek książka jest znakomita i uważam, że powinna być dodawana gratis do każdego urodzonego dziecka, nie daje, niestety odpowiedzi na pytanie: co jeśli...
a) nie masz żadnej możliwości odczepienia się od dzieci;
b) osoby dorosłe, do których zwracasz się po wsparcie, pokazują ci plecy.
Jak mniemam, w takiej sytuacji pozostaje nadal sławić błogosławieństwo chemii organicznej, łyknąć pigułkę i ciągnąć swój wózek dalej.
Jakiś czas temu przeglądałam kolorowe pismo dla mam i w oko wpadło mi następujące stwierdzenie: "Opiekując się dwuletnim szkrabem możesz poczuć się zmęczona. Znajdź czas dla siebie: masaż, wizyta w SPA, kawa z przyjaciółką czy chociażby dobra książka poprawią ci nastrój i naładują pozytywnie na kolejne dni." Śmiech przez łzy. Kto to pisze? Narasta we mnie chęć pozwania do sądu redaktorów tych debilnych gazetek, wmawiających kobietom, że macierzyństwo to sama radość wypasiony wózek, pastelowe mebelki i wielce wskazane wizyty w SPA.
Subskrybuj:
Posty (Atom)