piątek, 25 kwietnia 2008

Bebelulu Kangalu

Wzięło mnie i to całkowicie:) Zakochałam sie od pierwszego wejrzenia i nic nie mogłam na to poradzić. Od kiedy zobaczyłam tego poucha w akcji na Dionei i jej Kubusiu po prostu nie potrafiłam się opędzić od mysli o nim :) Popadłam w obsesję... Ale nie do tego stopnia żeby wydać 18 zł na przesyłkę z Bebelulu, a do sklepu firmowego mam za daleko. Kilkumiesięczne polowanie na Allegro dało jednak rezultaty i oto on:
Kangalu kolor paisley.
Czyż nie jest BOSKI? I to za jedyne 40 złotych;)









Co do Kangalu to miałam mieszane uczucia - kupiłam kiedyś inny kolor, z innego materiału (twardszego i sztywniejszego). Zmieniałam rozmiar 2 razy a i tak był za duży. (tamten był L, a mój nowy Paisley ma rozmiar M, wybrałam taki za radą Dionei, do której jestem gabarytowo podobna:) Tamtego nie polubiłam i sprzedałam na Allegro. Ten jednakowoż... Ach... Bardzo, ale to bardzo mięciutki sztruks, lekko uciągliwy. Przemiły w dotyku. To chyba dlatego że ciut używany.
Z przyjemnością go macam:) I te koloryyyy... Jeśli tylko nie będzie się wrzynał siedzącemu dzieciowi w salcesony będe go kochać nad życie :)

Dieta ach dieta, koniec z hurtem czas na detal...

Dietuję się i po każdym posiłku mierzę glukozę, muszę sprawdzić co mogę a czego nie. Na razie nie jest źle, najwięcej miałam 132 przy normie 140, ale to tylko raz. Normalnie ok 89-93.
Tak jak podejrzewałam, upierdliwe strasznie jest to mierzenie, zapisywanie kazdego posiłku: co, kiedy i ile. No i plan dnia dostosować nalezy do żarcia, oszaleć można.
Liczę godziny od posiłku do posiłku, i chodzę strasznie GŁODNA... Wczoraj do obiadu ugotowałam sobie kalafiora na parze, jakże on mi smakował, pyszny był :) Co oznacza ostateczny upadek, bo kalafiorem gardziłam zawsze i pod każdą postacią :)

środa, 23 kwietnia 2008

No to walczymy:)

Dziś o 7 rano byliśmy na izbie przyjęć szpitala na Karowej, kazano mi się tam zgłosić po rozpiskę z dietą i glukometr.
Około 9 zaprowadzili mnie i pozostałe dwie cukrowe ciężarówki na oddział, posadzili na kanapie i kazali czekać :) Załatwianie papierów, wywiadu, badania z opukiwaniem i osłuchiwaniem, szkolenia w zakresie diety i obsługi glukometru zajęły czas do 11. Potem tylko wypis i do domu.
Mam juz glukometr, paski, igły do kłucia, rozpiskę z dietą i okropny stres:)
Muszę mierzyć cukier 4 razy dziennie, zapisywać na specjalnej karcie. Do tego mam prowadzić dzienniczek tego co zjadłam, o której i w jakiej ilości, żeby w razie czego ułatwić lekarzowi modyfikację diety. Strasznie upierdliwie to wygląda. Jedzenie nie sprawia mi juz kompletnie zadnej przyjemności.
Termin wizyty w poradni przyszpitalnej mam na... hmmm 10 czerwca:) Jedyne 6 tygodni czekania:) Mam nadzieję że nie urodzę wcześniej :D Na szczęście lekarze są świadomi tych absurdalnych kolejek i w razie złych wyników pomiaru kazą się zgłaszać bezpośrednio na oddział.
Chyba minie kilka dni zanim przyzwyczaję się do tego wszystkiego...

wtorek, 22 kwietnia 2008

Niestety

Niestety, wyniki testu glukozowego potwierdziły podejrzenia - mam cukrzycę cięzarnych:( Po godzinie 166 (norma 180) a po dwóch 158 (norma 140).
A po wyniki jechałam na pewniaka, absolutnie przekonana ze będą dobre... Jestem w szoku. Skąd się to bierze?? W życiu w mojej rodzinie nie było cukrzycy:(
Najbardziej mnie denerwuje to, że dojdą mi kolejne wizyty u lekarzy. Mam okropne problemy logistyczne zeby to wszystko zorganizować, praktycznie dwa razy w tygodniu muszę być u jakiegoś medyka. Ja powinnam leżeć:( Mam już tego serdecznie dość. I boję się każdego kolejnego badania, zastanawiam się jakie komplikacje będa następne i dlaczego mnie to spotyka? Przecież zawsze byłam okazem zdrowia:(