piątek, 6 czerwca 2014

Lekko

Śmieszą mnie różne rzeczy, ale ostatnio chyba najbardziej przykłady smartfonowej autokorekty.
O, na przykład takie jak TUTAJ. Rechoczę w głos ;)

A propos wczorajszego wpisu:


Prawdaż.

Czasem, dla odstresowania się, pogrywam w Candy Crush.
Ten filmik jest boleśnie prawdziwy :D I śmieszny :)

czwartek, 5 czerwca 2014

Czekając na.

Poczekalnia kliniki dentystycznej. Za biurkiem znudzona i nieprzyjemna pani recepcjonistka przewraca oczami i epatuje solaryjną opalenizną. Obserwuję ją ze złośliwą satysfakcją. Wygląda jakby się wytarzała w pomarańczowych serowych chrupkach.

Córka numer 2 idzie na fotel. Córka numer 1 siedzi na sofie i się trzęsie. A syn... Syn...
Zaczyna od rozrzucenia pluszowych zabawek i książeczek, upakowanych na dziecięcym stoliku. Pokrzykuje. Szarpie krzesełkami. Staram się go usadzić i czymś zająć, ignoruje mnie zupełnie. Nalegam. Zagaduję. Zaczyna głośno protestować. Pani recepcjonistka koloru serowego rzuca mi pełne potępienia spojrzenie. No co, nic nie poradzę, robię co mogę, przykro mi i sama nie jestem zachwycona, że muszę to znosić.
Syn się rozpędza. Dobiera się do dystrybutora wody, wyszarpuje kubek, nalewa sobie, pije, nalewa, pije, nalewa, pije... Picie mu się nudzi, zaczyna przelewać z kubka do kubka, co zawsze kończy się katastrofą. Usiłuję mu odebrać kubki z wodą. Zaczyna krzyczeć NIEEE! i zawartość jednego z kubków ląduje na mnie.
Biorę wijącego się dzieciaka na ręce, nie zważając na ryki, i idę do gabinetu. Na widok siostry na fotelu - nieruchomieje. O, błogosławiona ciszo, trwaj. Trzymam 18 kilo na rękach, ręce drętwieją. Nudzi mu się.
Córka 2 schodzi z fotela, instaluje się na nim Córka 1.
Syn działa.
Ponownie atakuje dystrybutor wody, kiedy go odrywam od upragnionego celu, wyje niemiłosiernie. Biegnie do łazienki, gdzie usiłuje rozchlapać mydło w płynie na podłodze i pokryć plamy skrawkami papierowych ręczników. Powstrzymany, zaczyna wrzeszczeć. Ponownie zabiera się za machanie krzesełkami, mówi, że je "poprawia". jednym z nich wywija niebezpiecznie blisko szklanej gablotki. Nie mogę mu na to pozwolić, odbieram krzesełko. Łapie drugie. Urywa jedną z nóg... Krzyczy. Chcę się zapaść pod ziemię ze wstydu.
Nie wiem co robić, nic nie działa. Mówię do niego, słowami maskuję zdenerwowanie i bezradność. I czerwoną, palącą wściekłość. Tak bardzo mi wstyd, chciałabym mieć nad sobą transparent z napisem przepraszam, strasznie wszystkich przepraszam, mnie to też przeszkadza, ale nie wiem co zrobić... Nie, nigdy bym tego nie powiedziała na głos, kiedyś byłam świadkiem słabości jakiejś matki, o tak, ona przeprosiła, a ludzie wgryźli sie w nią jak aligatory - "nie trzeba było dzieci rodzić jak się nie wie co robić!". Nie chciałabym, żeby i mnie tak zjedli. Pewnie przyznałabym im rację. Ale wstyd mi, tak strasznie mi wstyd, bo naprawdę rozumiem. I też nie chcę słuchac krzyku. I też mam dość.
Córka 1 wychodzi z gabinetu. Obie Córki mają nagrody. Gumki i baloniki. Były bardzo dzielne, starcza mi przytomności umysłu, żeby je pochwalić.
Syn też chce balonik. CHCE. CHCEEEEEEEE!!!!! BALOOONIIIIIKKKKK!!!!!
Płacę. Już zaraz koniec. Dzieciak wyje. Drżą mi ręce. Chcę zniknąć. Przepraszam, tak, ja też chcę już stąd wyjść. Strasznie mi przykro. Karta długo nie przechodzi. Dziecko wyje. Tak mi przykro. Ostatkiem sił powstrzymuję się przed atakiem histerii. Wystawiam wózek z wrzeszczącą zawartością za szklane drzwi kliniki, wysyłam Córkę 1 do pilnowania, zaraz wrócę. Ciągle słychać ryk, ale już ciszej. Boże, niech to się juz skończy. Uciekać.
Pomarańczowa recepcjonistka patrzy na mnie z wrogością, znacząco wzdycha. Spuszczam głowę i wreszcie wychodzę.
Bo co mam zrobić.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Śpić


Kawa już była, teraz czas na wino.

Lista chorób, które mnie dopadły jest długa. Nie wiem jak to się dzieje, że jeszcze funkcjonuję. Szarpią mnie choróbska, jedne poważniejsze, inne mniej poważne, codziennie rano wstaję i coś nowego mnie dziabie.

Nieco zmęczona jestem. Nic nie ma sensu. Prawie nic. Wino ma sens. Wino nie osądza. Wino rozumie. Dajcie więcej wina.

Chciałabym się zWinąć pod kocem w kłębek i tak zostać przez jakieś 10 lat. Nic nie czuć, o niczym nie myśleć, niczego i nikogo się nie bać.


Alkohol nie jest odpowiedzią... Ale jeśli wypijesz wystarczająco dużo, zapomnisz jakie było pytanie ;)
I mniej więcej o to chodzi ;)


Matju zasypiał.

M: Mamo, mozemy upiekiwać ciaśto?
Ja: Pewnie, ale jutro.
M: Dobla. Telas musim śpić.

I zasnął :) Ach jak ja lubię takie krótkie i zwięzłe rozmowy :)


niedziela, 1 czerwca 2014

Starość

W związku z nękającymi mnie chorobami czepiły się mnie różne niewesołe myśli o starości i przemijaniu. A potem zobaczyłam to zdjęcie z jakiegoś amerykańskiego maratonu :D



No kurde, obiecuję sobie, to będę ja za 43 lata :D
Tylko nie dać się pognębić :)

Nuta na dziś - We Came As Romans -"Hope"
Fajnie chłopaczki dają :)