sobota, 2 lutego 2013

Uleczona

Udałam się dziś do przychodni po receptę na nowe okulary. Siedziałam przed gabinetem, wlepiając oczy w kindla, gdy nagle zza rogu wychynęła młoda mama z noworodkiem na ręku.
Zazwyczaj na widok dzidziusia rozpływam się w zachwycie, ach te maleńkie rączki, paluszki, te stópki, te usteczka, arcydzieło sztuki, ach tulić taką kruszynkę... Zalewany hormonami mózg produkuje czarowne wizje bliskości, spokoju, usmiechnietej buźki i radosnego gu ga gaaa.
Nie tym razem.
Na widok noworodka zjeżyły mi się włosy na głowie, układ nerwowy zawibrował ostrzegawczo a miedzy neuronami zaczęły migać obrazki: zapaskudzona pielucha, zarzygane ubranko, ręce omdlewające od ciężaru płaczącego dziecka w środku nocy, pogryzione piersi, podpuchnięte z niewyspania oczy, noś, karm, uspokajaj, ajaj ajajajajajajajajjj...
Przesiadłam się dalej i spokojnie zatopiłam wzrok w "Dworcu Perdido". Swoją drogą, doskonała książka.

Uznaję się za oficjalnie wyleczoną z dziecioróbstwa. Jest bardzo niewiele czynników, które mogłyby mnie skłonić do dalszego rozmnażania :) Bardzo niewiele.



Na tapecie w telefonie mam zdjęcie Stevena Wilsona.
Kurczę, nie wiem czy w moim wieku to jeszcze uchodzi...
Może to się też da wyleczyć ;)


wtorek, 29 stycznia 2013

Timeout

Dziś odbył się pogrzeb mojego Teścia.
Niespecjalnie mam siłę pisać. I niespecjalnie wiem co.

Ilustracja z książki "Gęś, śmierć i tulipan". Mam ochotę ją kupić.


Nie ma po co się napinać. Wszyscy skończymy tak samo. Nikt nie jest od nikogo lepszy.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Drgający nerw

Każdego ranka jestem stosem puzzli, nieporządnie wymieszanych. Godzina po godzinie usiłuję składać się na nowo, cierpliwie dopasowując kawałek po kawałku. Wieczorami mam już ułożony całkiem spory fragment obrazka. Co z tego, kiedy idę spać i rano mogę zaczynać od nowa.
I jeszcze raz i jeszcze.
Chociaż przyznaję, że boję się, co zobaczę, kiedy wreszcie skończę.



Myślę sobie - jak tu żyć, widząc, że nie umiem tylu rzeczy? Znając tylu ludzi, którym nigdy nie dorównam, choćbym się starała? Jak przestać się porównywać z tymi, co zaszli dalej, co mają wiecej talentów i potrafią je rozwijać? Co robię źle?
Jak mogę być z siebie dumna, wiedząc, że jedyne co umiem to ubrać trójkę dzieci i wyjść z nimi na zakupy, a i to czasem przekracza moje możliwości? Zmianę pieluch i zabawę ciastoliną porównywać z napisaniem książki? Wiersza? Namalowaniem obrazu? Zrobieniem zdjecia, które odbiera oddech? Kim ja jestem?
I dlaczego, do cholery, tak mi zależy?
Czasem wydaje mi się, że nie mam innego wyjścia, tylko odciąć się od wszystkich, którzy budzą mój podziw, otoczyć się zewsząd chwalebną przeciętnością, grzebać w piaskownicy, lepić bałwany i rozmawiać o kupkach i zupkach. Zapomnieć o tym, że może być coś więcej. Przetrwać tak aż do końca, który niech nadejdzie jak najszybciej.

niedziela, 27 stycznia 2013

Słowo na niedzielę






Fajny ten dubstepowy wtręt w refrenie :) Nie myslałam, że kiedykolwiek powiem cos dobrego o dubstepie

No to jeszcze po jednym:

;)