Na pierwszy rzut oka niepozorny, ale po bliższym poznaniu robi wrazenie. Ręcznie tkany (moja słabość...), cienki, nie jest jednolity - ma delikatne prążki. Kolor kremowy (tak, wiem, większość koleżanek pewnie powie że wygląda jak obrus/bandaż/prześcieradło - niepotrzebne skreślić;) ale ja kocham ten kolor za prostotę i szlachetność:)
Po wyjęciu z pudełka sztywny, jak wykrochmalony. Sporą część sztywności stracił po praniu i prasowaniu z parą, ale czeka mnie przy nim jeszcze troszkę pracy. Na szczęście Zuzia na nowo odkryła chustowanie i bardzo jej sie podoba :) Co chwila prosi : mamusiu, ponosisz mnie?" Zuzka waży dobrze ponad 20 kilo, więc jest dobrym obiektem łamiącym chusty ;)
Przy okazji odkryłam, ze z wiązaniem jest jak z jazdą na rowerze - podstawowych ruchów się nie zapomina :) Plecak z krzyżem nie sprawił mi najmniejszych problemów po 9 miesiącach przerwy w noszeniu.
Zdjęcie niepiękne, ale pięknych fot u mnie nie bedzie jeszcze przez jakiś czas, niezdolna jestem do zwracania uwagi na takie drobiazgi:) Na tym akurat szczególnie podoba mi się pan w telewizorze, ładnie wkomponowany koło mojego tyłka;)
Pamir jest boski. W pełni rozumiem ten szał miłości jaki wzbudza na TBW. Zuza, jak wspomniałam, wazy ponad 20 kilo, nosiłam ją kilka razy po mniej wiecej pół godziny. Żadnych ucisków, żadnego wrzynania. Cudo. Do tego cienki. Grubszy, oczywiście od np. Maruyamy, ale cieńszy od większości moich chust.
Dodam, ze to chyba pierwszy i jedyny Pamir w Polsce. Dumna pionierka ze mnie :)