Dzieci, pod kierownictwem Taty, pomagały składać moje biurko. Zuzia to weteranka, jako czterolatka bodajże, pomagała składać swoje łóżeczko. Ma wprawę. Mateusz nie ma wprawy, ale ma dużo entuzjazmu.
sobota, 21 grudnia 2013
piątek, 20 grudnia 2013
Hoł hoł hoł!
Prezenty zakupione. Dzieci dostaną mniej więcej to, co chciały. Byłam twarda i ucinałam w zarodku wszystkie mężowe fantazje na temat kupienia im zestawów Lego Technics od 14lat, składanych dronów z kamerką, samolotów z batmanem albo czegoś równie fascynującego (i wykraczającego poza nasze możliwości finansowe). Dziewczynki dostaną lalki Equestria Girls, torbę (Zuzia marzyła o torbie listonoszce, na wycieczki), mikrofon z mp3 (Ania zażyczyła sobie mikrofon, ku memu zaskoczeniu).
Matju dostanie piętrowy garaż z torem i samochodzikami i zestaw narzędzi. Samochody i narzędzia to jego hobby. Na razie czepia się wytrwale tatowych skrzynek narzędziowych, może jak dostanie swoją to się trochę odczepi.
Mnie też trafił się prezent jak ślepej kurze ziarno - brakuje w domu stołów, nie ma na czym zrobić wigilii, więc Mąż pojechał do Ikei i kupił mi części składowe na nowe biurko. Żebym zwolniła stół, który aktualnie za biurko mi służy. Bardzo mi miło, załapałam się.
By wprowadzić odrobinę świątecznego nastroju, proszę bardzo - Dziwne Choinki.
Choinka Młodego Chemika.
Choinka z butelek Heinekena. Ciekawe czy pełne.
Płaska choinka z dupereli na ścianie. IMO doskonały pomysł, ale nie przy dzieciach. Jak większość doskonałych pomysłów.
Choinka z drabiny. Cudna.
Choinka z banknotów. Taką chcę ;) Tylko najlepiej z setek :D
Choinka z gazet. Hmmm... Nie.
Choinka z sushi. OMNOMNOMNOM, żarłabym.
Choinka z kryształami Swarovskiego.
Choinka ze szklanych rur. WTF?
I wreszcie... choinka z korków po winie. Taką sobie zrobię za rok :D Przebłysk geniuszu :D
Matju dostanie piętrowy garaż z torem i samochodzikami i zestaw narzędzi. Samochody i narzędzia to jego hobby. Na razie czepia się wytrwale tatowych skrzynek narzędziowych, może jak dostanie swoją to się trochę odczepi.
Mnie też trafił się prezent jak ślepej kurze ziarno - brakuje w domu stołów, nie ma na czym zrobić wigilii, więc Mąż pojechał do Ikei i kupił mi części składowe na nowe biurko. Żebym zwolniła stół, który aktualnie za biurko mi służy. Bardzo mi miło, załapałam się.
By wprowadzić odrobinę świątecznego nastroju, proszę bardzo - Dziwne Choinki.
Choinka Młodego Chemika.
Choinka z butelek Heinekena. Ciekawe czy pełne.
Płaska choinka z dupereli na ścianie. IMO doskonały pomysł, ale nie przy dzieciach. Jak większość doskonałych pomysłów.
Choinka z drabiny. Cudna.
Choinka z banknotów. Taką chcę ;) Tylko najlepiej z setek :D
Choinka z gazet. Hmmm... Nie.
Choinka z sushi. OMNOMNOMNOM, żarłabym.
Choinka z kryształami Swarovskiego.
Choinka ze szklanych rur. WTF?
I wreszcie... choinka z korków po winie. Taką sobie zrobię za rok :D Przebłysk geniuszu :D
czwartek, 19 grudnia 2013
Święta
W powietrzu czuć świąteczny nastrój. Czyli nerwowość i ogólny wkurw. Ludzie, stłoczeni w komunikacji miejskiej jak śledzie, powarkują na siebie i przepychają się przy wyjściu. Sklepy pękają w szwach. Miasto przypomina rozwalony kopiec szalonych termitów.
Wczoraj musiałam wyjść do lekarza. Bardzo się cieszyłam, zorganizowałam logistykę, wszystko załatwiłam zgodnie z planem... Ale wracałam już z atakami paniki. Za dużo, za dużo. Ludzi, hałasu, debilnej świątecznej muzyczki. Nie lubię świąt, tego chorego przymusu świętowania, tych nachalnych reklam, tłumów wszędzie i tej nerwowości. Każdy pod presją, każdy się spieszy, w sklepach przepychanki, wyrywanie sobie nawzajem różnych dóbr materialnych "bo ja to zobaczyłam pierwsza!" (tak, wczoraj w empiku jedna lasia drugiej lasi wyrywała ostatni kubeczek).
Po trzech godzinach poza domem, we wszystkich dookoła widziałam potencjalnych wrogów. Dwóch panów w dresach, usiłujących wyłudzać drobne od przechodniów, przyprawiło mnie niemal o atak serca, chociaż byli raczej spokojni.
Przez te kilka godzin nie widzialam ani jednego uśmiechniętego człowieka. Serio. Ani jednego.
Chyba pozostanę w swoim więzieniu, bez prób wydostawania się na zewnątrz. Wolę wrzaski dzieci, niż te ponure tłumy w świątecznej oprawie. Mój własny smutek staje się kompletnie nie do zniesienia.
A najchętniej poszłabym spać. Na możliwie najdłużej.
Najlepsza świąteczna piosenka. Bawi mnie za każdym razem :)
Wczoraj musiałam wyjść do lekarza. Bardzo się cieszyłam, zorganizowałam logistykę, wszystko załatwiłam zgodnie z planem... Ale wracałam już z atakami paniki. Za dużo, za dużo. Ludzi, hałasu, debilnej świątecznej muzyczki. Nie lubię świąt, tego chorego przymusu świętowania, tych nachalnych reklam, tłumów wszędzie i tej nerwowości. Każdy pod presją, każdy się spieszy, w sklepach przepychanki, wyrywanie sobie nawzajem różnych dóbr materialnych "bo ja to zobaczyłam pierwsza!" (tak, wczoraj w empiku jedna lasia drugiej lasi wyrywała ostatni kubeczek).
Po trzech godzinach poza domem, we wszystkich dookoła widziałam potencjalnych wrogów. Dwóch panów w dresach, usiłujących wyłudzać drobne od przechodniów, przyprawiło mnie niemal o atak serca, chociaż byli raczej spokojni.
Przez te kilka godzin nie widzialam ani jednego uśmiechniętego człowieka. Serio. Ani jednego.
Chyba pozostanę w swoim więzieniu, bez prób wydostawania się na zewnątrz. Wolę wrzaski dzieci, niż te ponure tłumy w świątecznej oprawie. Mój własny smutek staje się kompletnie nie do zniesienia.
A najchętniej poszłabym spać. Na możliwie najdłużej.
Najlepsza świąteczna piosenka. Bawi mnie za każdym razem :)
środa, 18 grudnia 2013
Tłomacz tłomaczy
Siorbiąc poranną kawkę, przeglądałam fejsbukowy newsfeed. Rzuciło mi się w oczy kilka wpisów związanych z pracą tłumacza.
Na początek TEN artykuł.
W większości się zgadzam. Nie wystarczy znać jeden i drugi język. Przede wszystkim trzeba ROZUMIEĆ, co się tłumaczy. Nie wystarczy mechanicznie przełożyć słowo po słowie. Gdyby tak było, google translator wystarczyłby w zupełności. Tak dobrze to nie ma... Praca nad tłumaczeniem oznacza często godziny poszukiwań i zgłębianie tematów, o których nie miało się pojęcia - od armatur przemysłowych po fundusze hedgingowe. Czasem proste przepisanie wyrażenia na obcy język skutkuje owszem, konstrukcją poprawną, ale znaczącą zupełnie co innego...
To nie jest łatwe zajęcie. Koleżanka - zawodowa tłumaczka napisała dziś na fejsie, że ludziom się wydaje, że tłumacz to takie stworzenie, co połyka kartkę z tekstem w jednym języku a z drugiej strony wypada mu kartka z gotowym tekstem w drugim języku. Bez żadnych procesów myślowych ani wkładu pracy.
Dokładnie takie jest i moje doświadczenie. Na ogół ludzie sądzą, że tłumaczenie polega na przepisaniu tekstu w innym języku. I najlepiej za darmo, bo przecież to żadna praca.
Pamiętam jak kilkanaście lat temu tłumaczyłam panu biznesmenowi jego biznesplan na język włoski. Stawka była ustalona. Pan dostał tłumaczenie i odmówił zapłaty, bo za drogo a przeciez to takie proste, usiąść i napisać, co tez pani sobie wymyśliła... Jako, że byłam upierdliwa i upominałam się o pieniądze, w końcu mi zapłacono, ale kosztowało mnie to sporo nerwów.
Na fanpejdżu tłumaczy z polskiego pojawił się taki wpis:
""Zlecenie dotyczy tekstu 7 stron rozliczeniowych, wstępna wycena z mojej strony to 230zł. Maile od klienta:
Pokazuję Panu/i tekst.
Zamierzam go wykorzystać w opisie teoretycznym do projektu. Nie może być to zrobione na odwal!;
Miało być 50 pln za całość tekstu. Innych ofert nie rozpatruję.;
Ten tekst jest banalny. Dziecko z podstawówki by go przetłumaczyło.
Ja nie mam czasu bo mam natłok pracy.
Dziękuję"
To korespondencja tłumacza z klientem. Nie wiem, co bym zrobiła na miejscu tego tłumacza, prawdopodobnie podałabym adres najbliższej podstawówki. Włos się jeży.
Częste, w moim doświadczeniu, były również dyskusje o tym, czy znaki liczymy ze spacjami, czy bez spacji. W takich negocjacjach celowali właśnie panowie byznesmeni, którym się wydawało, że są najmądrzejsi, najsprytniejsi i mogą mnie wyślizgać jak chcą. Kiedyś, zmęczona walką z arogancją pewnego pana, zgodziłam się na liczenie znaków bez spacji. W tłumaczeniu usunęłam wszystkie spacje i tak oddałam tekst klientowi. Chyba dotarło, bo dalszej dyskusji nie było. Ale pan już więcej nic mi nie zlecił, ciekawe czemu... ;)
Moim marzeniem było tłumaczyć książki. :) Albo... filmy! :P Proszę, tutaj nieśmiertelny Stuhr. Perełka ;)
Hitem ostatnich tygodni, który zwalił mnie z nóg, był fałszywy tłumacz języka migowego na pogrzebie Mandeli. Coś niebywałego. Takie rzeczy tylko w Afryce.
Nie jestem zawodowym tłumaczem i pewnie nie będę, czasem wydaje mi się, że to nie na moje nerwy. Ale w sumie, po głębszym zastanowieniu, dochodzę do wniosku, że jedyne co odpowiadałoby moim nerwom to wyplatanie w Bieszczadach koszyków z wikliny.
Więc, kto wie...
Na początek TEN artykuł.
W większości się zgadzam. Nie wystarczy znać jeden i drugi język. Przede wszystkim trzeba ROZUMIEĆ, co się tłumaczy. Nie wystarczy mechanicznie przełożyć słowo po słowie. Gdyby tak było, google translator wystarczyłby w zupełności. Tak dobrze to nie ma... Praca nad tłumaczeniem oznacza często godziny poszukiwań i zgłębianie tematów, o których nie miało się pojęcia - od armatur przemysłowych po fundusze hedgingowe. Czasem proste przepisanie wyrażenia na obcy język skutkuje owszem, konstrukcją poprawną, ale znaczącą zupełnie co innego...
To nie jest łatwe zajęcie. Koleżanka - zawodowa tłumaczka napisała dziś na fejsie, że ludziom się wydaje, że tłumacz to takie stworzenie, co połyka kartkę z tekstem w jednym języku a z drugiej strony wypada mu kartka z gotowym tekstem w drugim języku. Bez żadnych procesów myślowych ani wkładu pracy.
Dokładnie takie jest i moje doświadczenie. Na ogół ludzie sądzą, że tłumaczenie polega na przepisaniu tekstu w innym języku. I najlepiej za darmo, bo przecież to żadna praca.
Pamiętam jak kilkanaście lat temu tłumaczyłam panu biznesmenowi jego biznesplan na język włoski. Stawka była ustalona. Pan dostał tłumaczenie i odmówił zapłaty, bo za drogo a przeciez to takie proste, usiąść i napisać, co tez pani sobie wymyśliła... Jako, że byłam upierdliwa i upominałam się o pieniądze, w końcu mi zapłacono, ale kosztowało mnie to sporo nerwów.
Na fanpejdżu tłumaczy z polskiego pojawił się taki wpis:
""Zlecenie dotyczy tekstu 7 stron rozliczeniowych, wstępna wycena z mojej strony to 230zł. Maile od klienta:
Pokazuję Panu/i tekst.
Zamierzam go wykorzystać w opisie teoretycznym do projektu. Nie może być to zrobione na odwal!;
Miało być 50 pln za całość tekstu. Innych ofert nie rozpatruję.;
Ten tekst jest banalny. Dziecko z podstawówki by go przetłumaczyło.
Ja nie mam czasu bo mam natłok pracy.
Dziękuję"
To korespondencja tłumacza z klientem. Nie wiem, co bym zrobiła na miejscu tego tłumacza, prawdopodobnie podałabym adres najbliższej podstawówki. Włos się jeży.
Częste, w moim doświadczeniu, były również dyskusje o tym, czy znaki liczymy ze spacjami, czy bez spacji. W takich negocjacjach celowali właśnie panowie byznesmeni, którym się wydawało, że są najmądrzejsi, najsprytniejsi i mogą mnie wyślizgać jak chcą. Kiedyś, zmęczona walką z arogancją pewnego pana, zgodziłam się na liczenie znaków bez spacji. W tłumaczeniu usunęłam wszystkie spacje i tak oddałam tekst klientowi. Chyba dotarło, bo dalszej dyskusji nie było. Ale pan już więcej nic mi nie zlecił, ciekawe czemu... ;)
Moim marzeniem było tłumaczyć książki. :) Albo... filmy! :P Proszę, tutaj nieśmiertelny Stuhr. Perełka ;)
Hitem ostatnich tygodni, który zwalił mnie z nóg, był fałszywy tłumacz języka migowego na pogrzebie Mandeli. Coś niebywałego. Takie rzeczy tylko w Afryce.
Nie jestem zawodowym tłumaczem i pewnie nie będę, czasem wydaje mi się, że to nie na moje nerwy. Ale w sumie, po głębszym zastanowieniu, dochodzę do wniosku, że jedyne co odpowiadałoby moim nerwom to wyplatanie w Bieszczadach koszyków z wikliny.
Więc, kto wie...
wtorek, 17 grudnia 2013
Więzienia dzień trzeci
Już trzeci dzień bez wychodzenia z domu. A może czwarty. Troje dzieci non stop. Ich nieustanna obecność, zwłaszcza krzyki i szarpanina najmłodszego, wgryza mi się w głowę. W odrętwiały mózg.
Rezygnacja. Chociaż może bardziej
derealizacja
albo też
odłączenie, oddzielenie, odcięcie, oderwanie.
Tumiwisizm.
Jatopierdolizm.
Chujmnietoobchodzizm.
Moja teściowa została okradziona, kilka godzin temu, pod swoim blokiem. Wracała z fizykoterapii, jakiś gówniarz po prostu wyrwał jej torbę i uciekł. Nie skomentuję, bo co tu komentować. Wszyscy wiemy, jak jest. Pisałam już o tym.
Dwudziesta już prawie. Mąż jeszcze nie wrócił z pracy. Mozliwe, że zaraz padnę na pysk. A może nie.
Genialna nuta, zaprawdę powiadam wam.
[Sokół]
Myślę pozytywnie, lekarz kazał myśleć pozytywnie
Myślę pozytywnie, nic mnie nie wkurwi dzisiaj
Idę, po prostu idę, spacer to dobry zwyczaj
Wdech i kurwa wydech, i do dziesięciu zliczam
Tlen rzekomo uspokaja, więc się nim upajam
Śmiech to zdrowie, więc chodzę z uśmiechem na mordzie jak pajac
Wiem, mam myśleć dobrze i tak się też nastrajać
Chęć całkiem mnie ogarnia, jebana chęć działania
Pozytywne hasła na kartkach mam na ścianach
Życie jest kurwa piękne, to nieśmiertelny banał
Nie przeklinam wcale i nie czuję agresji
Powtarzam sobie mantrę i nie odczuwam presji
Jestem wyciszony i całkiem pozbawiony nerwów
Ta noga skacze mi wyłącznie z muzycznych kurwa względów
Ludzie są cudowni, więc ciepło myślę o nich
I tylko lekarzowi chętnie bym dopierdolił...
[Marysia Starosta]
I co się by nie działo ty myśl pozytywnie
[Sokół]
Uciekam przed samym sobą głęboko
[Marysia Starosta]
Myśl pozytywnie co się by nie działo ty
[Sokół]
Uśmiecham się na zewnątrz szeroko
[Marysia Starosta]
I co się by nie działo ty myśl pozytywnie
[Sokół]
Ja nie umiem już inaczej
[Marysia Starosta]
Myśl pozytywnie co się by nie działo ty
[Sokół]
Walczę sam ze sobą i całym światem
[Marysia Starosta]
I co się by nie działo ty myśl pozytywnie
[Sokół]
Popatrz, życie jest piękne
[Marysia Starosta]
Myśl pozytywnie co się by nie działo ty
[Sokół]
Nie myśl co będzie jutro bo pęknie ci serce
[Marysia Starosta]
I co się by nie działo ty myśl pozytywnie
[Sokół]
Ja nie umiem już inaczej
[Marysia Starosta]
Myśl pozytywnie co się by nie działo ty
[Sokół]
Walczę sam ze sobą i całym światem
Rezygnacja. Chociaż może bardziej
derealizacja
albo też
odłączenie, oddzielenie, odcięcie, oderwanie.
Tumiwisizm.
Jatopierdolizm.
Chujmnietoobchodzizm.
Moja teściowa została okradziona, kilka godzin temu, pod swoim blokiem. Wracała z fizykoterapii, jakiś gówniarz po prostu wyrwał jej torbę i uciekł. Nie skomentuję, bo co tu komentować. Wszyscy wiemy, jak jest. Pisałam już o tym.
Dwudziesta już prawie. Mąż jeszcze nie wrócił z pracy. Mozliwe, że zaraz padnę na pysk. A może nie.
Genialna nuta, zaprawdę powiadam wam.
[Sokół]
Myślę pozytywnie, lekarz kazał myśleć pozytywnie
Myślę pozytywnie, nic mnie nie wkurwi dzisiaj
Idę, po prostu idę, spacer to dobry zwyczaj
Wdech i kurwa wydech, i do dziesięciu zliczam
Tlen rzekomo uspokaja, więc się nim upajam
Śmiech to zdrowie, więc chodzę z uśmiechem na mordzie jak pajac
Wiem, mam myśleć dobrze i tak się też nastrajać
Chęć całkiem mnie ogarnia, jebana chęć działania
Pozytywne hasła na kartkach mam na ścianach
Życie jest kurwa piękne, to nieśmiertelny banał
Nie przeklinam wcale i nie czuję agresji
Powtarzam sobie mantrę i nie odczuwam presji
Jestem wyciszony i całkiem pozbawiony nerwów
Ta noga skacze mi wyłącznie z muzycznych kurwa względów
Ludzie są cudowni, więc ciepło myślę o nich
I tylko lekarzowi chętnie bym dopierdolił...
[Marysia Starosta]
I co się by nie działo ty myśl pozytywnie
[Sokół]
Uciekam przed samym sobą głęboko
[Marysia Starosta]
Myśl pozytywnie co się by nie działo ty
[Sokół]
Uśmiecham się na zewnątrz szeroko
[Marysia Starosta]
I co się by nie działo ty myśl pozytywnie
[Sokół]
Ja nie umiem już inaczej
[Marysia Starosta]
Myśl pozytywnie co się by nie działo ty
[Sokół]
Walczę sam ze sobą i całym światem
[Marysia Starosta]
I co się by nie działo ty myśl pozytywnie
[Sokół]
Popatrz, życie jest piękne
[Marysia Starosta]
Myśl pozytywnie co się by nie działo ty
[Sokół]
Nie myśl co będzie jutro bo pęknie ci serce
[Marysia Starosta]
I co się by nie działo ty myśl pozytywnie
[Sokół]
Ja nie umiem już inaczej
[Marysia Starosta]
Myśl pozytywnie co się by nie działo ty
[Sokół]
Walczę sam ze sobą i całym światem
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Logistyczna Murwa w Kadź
Matju, jak wiadomo, ma obustronne zapalenie uszu i zakaz wychodzenia z domu. W związku z tym ja również mam zakaz wychodzenia z domu.
Właśnie zadzwoniła pielęgniarka szkolna, z informacją, że Zuzia jest chora, ma goraczkę i dreszcze i czy mogłabym ją zabrać?
Oczywiście, że nie mogę. Pani nauczycielka, która przyprowadziła Zu do pielęgniarki, okazała ogromne niezadowolenie i niesmak. No bo jak to. Niech ktoś odbierze dziecko!
Ale, na litośc boską, KTO? Mąż nie odbiera telefonu, jest w pracy, zresztą ile może zawalać robotę ze względu na choroby dzieci, wizyty u lekarza i cholera wie co jeszcze? Nie ma babci. Nie ma cioci, wujka, kuzynki. Nie ma sąsaiadki, bo są w pracy. Nikogo, kurwa, nie ma. Nie mogę nawet wyjść po chleb, nie mam co zrobić na obiad bo lodówka pusta.
To jeden z momentów, kiedy z bezsilności mam chęć przywalić komus, albo samej sobie.
Do wychowania dzieci potrzeba więcej osób niż dwoje. Jeśli nie ma się chętnej do pomocy rodziny, to trzeba mieć pieniądze na opiekunkę.
Jestem zła. Głównie na siebie.
EDIT: w szkole istny pomór ;) Dzieci rzygają, panie sprzątające biegają z mopami, klasy wyludnione, innymi słowy - grypa żołądkowa w pełni.
niedziela, 15 grudnia 2013
Bum
Młody powitał niedzielę obustronnym zapaleniem uszu.
Wezwałam lekarza.
Przepisał antybiotyk.
Przez tydzien jestem uziemiona w domu, bo Młody ma bezwzględny zakaz wychodzenia.
Nie wiem jak to zniosę i kto będzie odbierał Zuzę ze szkoły.
Amen.
Potrzebuję tego syropku:
Na spokojność.
Wezwałam lekarza.
Przepisał antybiotyk.
Przez tydzien jestem uziemiona w domu, bo Młody ma bezwzględny zakaz wychodzenia.
Nie wiem jak to zniosę i kto będzie odbierał Zuzę ze szkoły.
Amen.
Potrzebuję tego syropku:
Na spokojność.
Subskrybuj:
Posty (Atom)