środa, 29 października 2008

Mieszkanie

4 miesiące temu kupiliśmy nowiutkie, śliczne mieszkanie :) Szanowny Małżonek miał dość romantycznych skośnych sufitów, o które systematycznie nabijamy sobie guzy. Tak oto, po szybkiej kalkulacji, podpisaliśmy umowę kredytową na koszmarnie wysoką sumę, podjęliśmy decyzję o wykończeniu mieszkanka przez developera (nie czuliśmy sie na siłach walczyć samodzielnie z ekipą fachowców, kupowaniem, noszeniem i przechowywaniem materiałów wykończeniowych - mieszkamy wszak na 3 piętrze bez windy, schowka ni piwnicy za to z dwójką dzieci). 
Nie chcę myśleć o tym ile wynosi rata kredytu po wzroście kursu franka - praktycznie nie zostaje na ma życie :( Wolę myśleć o tym jakie nasze nowe lokum jest fajne :) Oto ono:



Wreszcie będziemy mieli WINDĘ :) I komórkę lokatorską :D Bosko. Odbiór w okolicach stycznia. Nie mogę się doczekać :)

poniedziałek, 27 października 2008

Co za dzień

Kolejny dzień, kolejny spacer;) Tym razem Anka zafundowała mi horror pod tytułem "masz mnie nakarmić tu i teraz" przy czym "tu" oznaczało ławeczkę przystanku autobusowego w szczerym polu, owiewaną lodowatym wiatrem (wiaty oczywiście nie było). 
Przed wyjściem z domu usiłowałam Ssaka zatankować, ale Ssak stawiał tak zacięty opór, że odpuściłam. Zaczęłam tego żałować natychmiast po wyjściu, kiedy Głodzilla zawyła wielkim głosem o mleko. Przeszłam kilometr z Zuzą na plecach (przynajmniej ona nie sprawia chustowych problemów) i wrzeszczącym wózkiem, aż dotarłam do wyżej wspomnianego przystanku na zadupiu. Poddałam się, zasiadłam i usiłowałam podać Głodzilli dystrybutor ;) ale ona tak się zapamiętała we wrzasku, że jakoś nie dała rady sie przyczepić. I oczywiscie wrzeszczała dalej. I tak sobie siedziałyśmy - ja z mleczarnią na wierzchu, usiłując zrobić cokolwiek co zamknie wrzeszczącą paszczę i Młoda, cała w czerwone cętki od płaczu. Do tego przenikliwy, obrzydliwie zimny wicher wciskający się wszędzie. I Zuza, biegająca wokoło i usiłująca się zamoczyć w kałuży, upaprać w piachu i wybiec na ulicę (jak Młoda je, to niestety nie mogę krzyknąć ani nawet nic głośniej powiedzieć, zaraz sie rozprasza, z jedzenia nici i wielki ryk; więc próbowałam Zuzię kontrolowac szeptem i wyrazistą mimiką, bez efektu oczywiście;)
W końcu jakoś się udało... Młoda zatankowała, uspokoiła się, wyrównał jej sie koloryt;) i mogłyśmy pójść dalej.

Ale jak mi ktoś powie że karmienie piersia jest WYGODNIEJSZE od butelki to chyba będę bić ;)

Oto Głodzilla odsypiająca szok:

A tak wyglądała po obudzeniu :)

To cel naszego spaceru - mieszkańcy pobliskiej stadniny: 


Zuzia nawiązała kontakt:

ten z włochatymi nogami szczególnie mi sie podoba, ale nie chciał podejść do ogrodzenia ;)

Zuza usiłowała spożyć podejrzanie wyglądające czerwone jagódki:

Pomimo to, spacer można zaliczyc do udanych: