czwartek, 5 listopada 2009

Atak Teletubisiów


Ania odkryła Tubisie. I zapałała do nich miłością od pierwszego wejrzenia. O zgrozo.
Biegnie do telewizora, pstryka wyłącznikiem, łapie pilota od DVD i usiłuje nim manipulować. Na pytanie - "chcesz Teletubisie?" odpowiada radosnym "taaaa!!!" i biegnie sadowić się na kanapie. Na dźwięk tubisiowej melodyjki zaczyna się chichrać i tańczyć. Na filmiki z dzieciakami patrzy jak zaczarowana.
Dostała przedwczoraj tą żółtą stworę, znaczy Laa-Laa, z mrugającymi oczami, nosi ją i przytula non stop. U sąsiadki wpadła w radosny amok na widok grającej Po z migającą antenką. Kiedy Po została jej odebrana i oddana prawowitej właścicielce, Ania wpadła w rozpacz, jakiej u niej jeszcze nie widziałam. Musimy chyba potrząsnąc portfelem i zaopatrzyć dziecinę w podobny gadżet ;)
Dzisiaj rano na półce wykryła polarowa bluzę z Tubisiami, kazała ją sobie założyć i nie pozwala zdjąć, mimo tego że jest już cała mokra... :) Mam nadzieję, że za jakiś czas jej przejdzie...

poniedziałek, 2 listopada 2009

Bo to bardzo ważna rzecz, żeby zdrowe zęby mieć ;)

Wizyta u dentysty przebiegła, jak można było się spodziewać, dość nerwowo :) Ania, z początku zainteresowana stolikiem z zabawkami, po wejściu do gabinetu i usadzeniu na fotelu (w objęciach mamusi rzecz jasna), zaczęła odczuwać jakiś nieokreślony niepokój. Zacisnęła szczęki, przybrała minę pokerzysty i za nic nie dała się namówić do otworzenia japy i pokazania ząbka.
Pani doktor, młoda i przemiła, usiłowała jej przemówić do rozumu, starała się tak bardzo, że aż mi się zrobiło jej żal (pani dr, nie Anki ;) ) Zasugerowałam więc, żeby zamiast tracić czas na przemowy, które, jak widać, trafiają w próżnię, zastosować metody hitlerowskie, czyli otwarcie paszczy przemocą.
Trzymałam Ani kopytka między nogami, jedną ręką blokowałam jej ręce a drugą trzymałam głowę. Dziecina broniła się dzielnie, wyła jak syrena przeciwmgielna, ale pani dr sprawnie i szybko, z narażeniem palców co chwila przygryzanych, zalapisowała spróchniały ząb.
Wychodząc z gabinetu byłam mokra :) Już myślałam, że problem za nami, ale czekało mnie zaskoczenie - lapis trzeba zakładać 3 razy w odstępach tygodniowych... Takim oto sposobem w ten czwartek czeka nas powtórka. Arrrrrghhhh...