sobota, 25 października 2014

Pierwszy dzień szkoły

Dziś byłam w szkole. Było bardzo interesująco.
Na biurku wykładowcy stała spora skrzynka a w niej jabłka z naklejką "witaj w SWPS"


Budynek jest duży i skomplikowany, zgubiłam sie w nim co najmniej raz. Ale mają stoiska, gdzie można kupić herbatkę i kanapki, więc nie jest źle.
42 osoby w grupie. Sporo.
Dużo pracy. Sporo stresu, zwłaszcza jeśli ktoś czuje się niezbyt pewnie i nie ma skłonności do hurraoptymizmu. Szczypta ironii - połowę dzisiejszych zajęć stanowiła psychologia stresu. Ale nie przeszliśmy jeszcze do metod radzenia sobie ze stresem, więc czuję się niejako usprawiedliwiona.

Po całym dniu spędzonym na zajęciach wróciłam do domu, gdzie, łagodnie mówiąc, panowały warunki dalekie od idealnych.
Ilość rzeczy do zrobienia oraz niemal całkowita niemożność zrobienia tychże rzeczy (weekend, wszyscy w domu) wywołują u mnie specyficzny stan. Stan, w którym mam ochotę położyć się na dachu z owocem geniuszu generała Michaiła Kałasznikowa.
Jutro zjazdu dzień drugi.
Jestem wewnętrznie rozdarta między lękiem okołoedukacyjnym a potrzebą oddalenia się od domu na jak największą odległość.

Na koniec dnia Matju, podczas kąpieli, zdołał wylać do wanny mniej więcej 40 złotych w postaci różnych kosmetyków. Osobiście odczuwam chęć wylania do kanałów 20 złotych. W postaci wina. Po przefiltrowaniu przez mój zmemłany organizm.

czwartek, 23 października 2014

Słuch selektywny

Słuch selektywny to standardowa cecha większości dzieci. 
Doskonale słyszą kiedy pada słowo "Nutella" albo "sklep z zabawkami". Cierpią na atak niedosłuchu, kiedy wspomina się "sprzątanie" bądź "pracę domową".

Mówię - dziewczynki, pozbierajcie klocki.
Zaczynają się anemicznie poruszać i niemrawo zbierać po jednym klocku do pudełka, patrząc na mnie z wyrzutem.
Wychodzę na chwilę do kuchni, zrobić kanapkę Matju, bo wrzeszczy na cały głos, że chce jeść a mnie sie od tego wycia trzęsą ręce.
Nie ma mnie pewnie z pięć minut. Wracam do pokoju i co widzę? Dziewczynki bawią się lalkami, siedząc na środku klockowego pobojowiska.
Pytam - co wam mówiłam przed chwilą? Co miałyście zrobić?
Patrzą na mnie oczami tęskniącymi za rozumem i próbują sobie przypomnieć, a wysiłek umysłowy towarzyszący temu procesowi, o mało nie pozbawia ich życia.
W końcu którąś olśniło - zbierać klocki!
Tak, miałyście zbierać klocki. Zróbcie to teraz. TERAZ.
Zbierają.
Wychodzę, Matju wrzeszczy o kakao.
Po paru minutach wracam.
Klocki jak byly rozpieprzone tak nadal są, dziewczynki siedzą i, zaabsorbowane, wycinają dynie z papieru, rozrzucając ścinki wokół i robiąc, jesli to w ogóle możliwe, jeszcze większy pierdolnik.
Jestem zła. Coraz bardziej zła.
Pytam, co miały robić. Podnoszą niewinny wzrok znad wycinanek i jedna przez drugą zaczynają pokrzykiwać - ale mama, dynie! Bo tu pokolorujemy a tu wytniemy i zrobimy cośtam...bla bla bla.
NAJPIERW ODŁÓŻCIE NOŻYCZKI I POZBIERAJCIE KLOCKI.
Tylko tyle udaje mi się powiedzieć. Boję się, że jeśli jeszcze raz otworzę usta, to potok moich bluzgów usłyszą ludzie w Centrum pod Pałacem Kultury.
Obrażają się. Skrzywione i wściekłe zaczynają rzucać klocki do pudełka. 
Nie mam ochoty na to patrzeć więc wychodzę.
Wracam po dziesięciu minutach. I co? Tak, zgadliście. Klocki nadal niepozbierane. Za to włączony telewizor.

W ten deseń mogę ciągnąć dalej. Zabawki. Prace domowe. Lektury szkolne. Jedzenie. Rozrzucone ubrania. Skarpetki w doniczkach z kwiatkami. Dwutygodniowe, zapleśniałe kanapki w plecaku. IM nie zależy, to mnie zależy. IM nie zależy, żeby pójśc wcześnie spać, rano wstać i nie spóźnić się do szkoły. To mnie zależy. Poranki to osobny horror.
Tylko już nie mam siły.Na nic nie mam siły. W sumie trochę dziwne, bo gdyby uwolnić w jednym rzucie całą moją złość, frustrację i czystą rozpacz to ilość wydanej energii rozwaliłaby planetę. Z całą pewnością rozwala mnie.



Pobudka

Z cyklu "rozważania nad deską do prasowania" (a' la Coelho).
Każdy z nas żyje we własnym świecie, niedostepnym dla innych. Całkowite zrozumienie nie jest możliwe. Ludzkie mózgi pracują na pełnych obrotach, utrzymując na własny użytek rozmaite iluzje i tym samym umożliwiając mózgonosicielom normalne funkcjonowanie. 
Czasem w tym mechanizmie coś się psuje. Albo ktoś wsadzi kij w gładko obracające się szprychy. I coś pęka. I nagle budzisz się jak bohater "Shutter Island", a prawda cię nie wyzwala, o nie.



środa, 22 października 2014

Komplementy

Kiedy świat odwraca sie do mnie plecami, kiedy nie mogę na siebie patrzeć w lustrze, kiedy nie ma nikogo, kto mógłby ze mną pooddychać, kiedy wszędzie czają się potwory, zawsze mam jeszcze syna, który z niewzruszoną trzylatkową pewnością siebie prawi mi komplementy:

- mamciaaaa, jakie masz ładne spodnie
- mamciaaaa, jak ładnie dziś wyglądasz
- mamciaaaa, jakie masz ładne włosy
- mamciaaaa, jaki masz ładny naszyjnik

i mój ulubiony:

- mamciaaa, jaki masz miły miękki brzuszek.


Cycat na dziś

"They say that time heals all wounds. But we never live long enough to test that theory."

José Saramago


wtorek, 21 października 2014

Czasami

Czasem po całym dniu wypełnionym szczelnie obowiązkami mam ochotę wziąć szpadel, iść do ogródka, zakopać się w ziemi i udawać że jestem warzywem. Jak w tym łańcuszku na fejsie, tylko naprawdę.


poniedziałek, 20 października 2014

Kres

Przysięgam, że jak usłyszę jeszcze jedno "mamciaaaaa!" to wyjdę z siebie i stanę obok. I komuś przywalę.
Niech to dziecko pójdzie wreszcie spać. Jest, na litość boską, 21.45. Jestem sama, zrąbana jak koń po westernie i mam jeszcze co najmniej trzy strony do przetłumaczenia.


Prasówka

Dobre!

25 Selfish Things Moms Should Do For Themselves

Z tych 25 rzeczy robię 12, więc obiektywnie nie jest źle. :)

I jeszcze: Chcę taką parasolkę.

Oraz: 50 tricków na walkę z chaosem przedmiotów.

A teraz czas odparować emocje minionego weekendu. ZEN-on. :)

Ten dziwny moment...

... kiedy siedzę razem ze swoją sześciolatką na przystanku koło kiosku. Zbliża się matka z chłopcem podobnego jak sześciolatka wzrostu i, na oko, w podobnym  wieku. Chłopiec widzi na wystawie słodycze i zaczyna szarpać matkę za rękaw, żądając czegoś słodkiego. Matka odmawia zakupu. Chłopiec zaczyna wrzeszczeć. Matka milknie i usiłuje go odciagnąć. Chłopiec siada na chodniku, zaczyna wierzgać i krzyczeć. Matka stoi w katatonicznym bezruchu, ze śmiercią w oczach.

Całe zajście obserwuje moja córka, machając zwisającymi nogami i flegmatycznie żując mini-marchewki. Uśmiecha się półgębkiem, jakby zakłopotana i komentuje "oj, ale ten chłopiec źle robi, to nieładnie się tak zachowywać". Dziękuję ci, córko. Jak to dobrze, że przynajmniej w miejscach publicznych wiesz jak się zachować. Na ogół. ;)

W mojej głowie szybki przemarsz myśli:
- biedna ta kobieta, współczuję jej, przerąbane
- gdyby to było moje dziecko, prawdopodobnie bym je zabiła
- niech on przestanie wrzeszczeć, Jezu, głowa mnie boli
- czemu ona nic nie robi??? Może nie wie co?
- Ciekawe co by sie stało gdybym podeszła i go nastraszyła. Może by ucichł.
- JAK DOBRZE, ŻE TO NIE MOJE
- moje dzieci tak nie robią, może nie wszystko spieprzyłam?

i ostatnia tryumfalna asocjacja:
- me rodzone dziecko wzgardziło dziś rogalikiem 7Days z nadzieniem kakaowym i zażądało paczki mini-marchewek oraz czerwonej papryki.
Może i zapomniałam zapłacić za rytmikę i zapakować zdjęcie do legitymacji, ale nic to.  Nie wszystko stracone. ;)


niedziela, 19 października 2014

Weekend na pełnej...

Syndrom niedzielnego popołudnia.
U normalnych ludzi - narastający niepokój przed powrotem do tyry w poniedziałkowy ranek.
U mnie -
a) narastająca tęsknota za poniedziałkowym rankiem, kiedy dzieci będą zagospodarowane gdzie indziej a ja będę mogła popracować w spokoju;
b) duszące poczucie winy, bo ewidentnie jestem złą matką, która nie umie spędzać radośnie czasu z dziećmi na pieczeniu owsianych ciasteczek i lepieniu aniołków z masy solnej oraz edukacyjnych wycieczkach do muzeum. Bo nie ogarniam obowiązków, które inne matki mają w małym palcu. Zapominam o dopilnowaniu prac domowych i materiałów na plastykę, zapominam o ćwiczeniach logopedycznych, wpłacie za wycieczki, wypraniu stroju na wf, biletach na autobus, zmuszaniu Zu do czytania lektur, strojach na bal i tysiącu innych dupereli. Bo nie lubię siedzieć na placu zabaw. Bo wychodzenie z trojgiem bardzo aktywnych dzieci to dla mnie stres nie do pokonania.
Patrzę na spokojne i szczęśliwe kobiety, które spełniają się w tej roli i tak bardzo, bardzo im zazdroszczę.


Technika relaksacyjna

Problem:



Rozwiązanie:


Działa. Już mi lepiej.