Ania jest chora - katar, kaszel i gorączka. Niby nic, ale dzieciak rozdrazniony, wkurzony i mało śpi. W nocy równiez. Do tego moja starsza córka obudziwszy się o 3 nad ranem w zasikanej pościeli stwierdziła, iz najlepszym w tym wypadku rozwiązaniem będzie udać się do duzego pokoju i oddać rozrywkom. Z dostępnych o 3 rozrywek znalazła tylko Teletubisie na dvd. Jako, ze na bezrybiu i rak ryba, grzeczne dziecko nie protestując uzyło dostępnych produktów i kilkanaście minut później obudziła mnie teletubisiowa melodyjka.
Zwazywszy na fakt, iz Ania mocno utrudniała mi sen, Zuziowa dodatkowa pobudka tak mnie wytrąciła z równowagi, ze nawet po zapędzeniu winowajczyni do drugiego (jeszcze suchego) łózka, nie mogłam zasnąć. Skutkiem czego mam za sobą jakieś 4 godziny snu w kilkunastu ratach.
Ogólnie wiadomym jest, ze pozbawianie snu jest jedną z najstarszych i najskuteczniejzych tortur. Cierpię tak, mniej lub bardziej, od 4 lat. I jeszcze sobie pocierpię. I zadne, k**wa mać Amnesty International się za mną nie wstawi.
piątek, 26 marca 2010
czwartek, 25 marca 2010
środa, 24 marca 2010
Bunt czterolatka?
No właśnie, czy istnieje bunt czterolatka? Jeśli tak, to Zuzia właśnie go przechodzi. I to w ostrej formie. Wczoraj przez cały dzień rozbijałam się o mur złości, krzyku i oporu. Kompletny brak reakcji na polecenia/prośby/tłumaczenia.
Po kilku godzinach skończyło się na płaczu z bezsilności. Moim, dla wyjaśnienia. Dawno nie byłam taka roztrzęsiona, z trudem powstrzymywałam się, zeby nie popełnić tzw. czynów karalnych. Gdyby nie Ania i jej słodka, uśmiechnięta buzia, chybabym zwariowała.I znowu myślę - jak tu nie faworyzowac młodszych dzieci, kiedy masz przed sobą rozkosznego, szczebioczącego malca i wykrzywionego złośliwie kilkulatka, który tylko patrzy, zeby ci dokopać? Świadomie i z premedytacją?
I w ogóle skąd brać siły na znoszenie takich sytuacji, na tłumaczenie kilkadziesiąt (nie przesadzam) razy tego samego, na ignorowanie wybuchów furii. Skąd mam wziąć siły na przytulenie wściekłego dzieciaka, kiedy wszystko w środku mi sie trzęsie i jedyne na co mam ochotę to wyprowadzić prawy prosty i poprawić z drugiej strony?
Czasami przeglądam newslettery z agencji turystycznych i marzę o tym, ze zamykam za sobą drzwi, i lecę do ciepłych krajów, do prawdziwych palm i ciepłych plaz.
W jednym z moich ulubionych seriali - "Desperate housewives", Lynette, matka 4 dzieci, w kolejnej ciązy tłumaczy kobiecie oczekującej radośnie i nieświadomie narodzin pierwszego dziecka: "... you will often feel very lonely, but you will never ever be ALONE". Boleśnie prawdziwe.
Po kilku godzinach skończyło się na płaczu z bezsilności. Moim, dla wyjaśnienia. Dawno nie byłam taka roztrzęsiona, z trudem powstrzymywałam się, zeby nie popełnić tzw. czynów karalnych. Gdyby nie Ania i jej słodka, uśmiechnięta buzia, chybabym zwariowała.I znowu myślę - jak tu nie faworyzowac młodszych dzieci, kiedy masz przed sobą rozkosznego, szczebioczącego malca i wykrzywionego złośliwie kilkulatka, który tylko patrzy, zeby ci dokopać? Świadomie i z premedytacją?
I w ogóle skąd brać siły na znoszenie takich sytuacji, na tłumaczenie kilkadziesiąt (nie przesadzam) razy tego samego, na ignorowanie wybuchów furii. Skąd mam wziąć siły na przytulenie wściekłego dzieciaka, kiedy wszystko w środku mi sie trzęsie i jedyne na co mam ochotę to wyprowadzić prawy prosty i poprawić z drugiej strony?
Czasami przeglądam newslettery z agencji turystycznych i marzę o tym, ze zamykam za sobą drzwi, i lecę do ciepłych krajów, do prawdziwych palm i ciepłych plaz.
W jednym z moich ulubionych seriali - "Desperate housewives", Lynette, matka 4 dzieci, w kolejnej ciązy tłumaczy kobiecie oczekującej radośnie i nieświadomie narodzin pierwszego dziecka: "... you will often feel very lonely, but you will never ever be ALONE". Boleśnie prawdziwe.
poniedziałek, 22 marca 2010
Lazaret powraca i przygód kilku opisanie
Zuza ma zapalenie ucha. Znowu. W sobotę wezwaliśmy lekarza, Zuzia dostała antybiotyk. Znowu. I kolejny tydzień siedzenia w domu przed nami. Ju-huuu. Nie cieszy mnie to, bo Zuza ostatnio zrobiła się niezwykle pomysłowa, a kilka jej pomysłów o mało nie doprowadziło do katastrofy. Ot na przykład 3 dni temu - zarzuciła Ani korale na szyję, po czym sama wsadziła w nie głowę i nie mogła wydostać... Po uwolnieniu panienek, w ataku furii, pocięłam korale na kawałeczki i wyrzuciłam do śmieci, a Zuzi na wszelki wypadek i trochę za karę pozabierałam wszystkie wisiorki.
Przedwczoraj natomiast, po cichutku Zuzia przystawiła krzesło do szafek kuchennych, wspięła się, otworzyła górną szafkę, wyciągnęła słoiczek z zelkami witaminowymi i pozarła zawartość. Jeszcze z Anią się podzieliła. Nie wykryłabym przestępstwa od razu, bo poustawiała pozostałe rzeczy tak, zeby nie było widać braku, zamknęła szafkę i odstawiła krzesło na miejsce. Spostrzegłam co się dzieje tylko dlatego, ze w ręku nosiła zakrętkę od słoiczka... Nic się nie stało, zelków było ledwie kilka, ale nerwów nieco więcej.
Zajście skłoniło mnie do refleksji nad apetytem Zuzi na słodkości: jako dwulatka rzuciła się kiedyś zlizywać rozpaćkane lody z podłogi w supermarkecie (rozpaćkane przez niewiadomokogo i nieco przydeptane), wiele razy usiłowała pozywiać się landrynkami wygrzebanymi z piaskownicy. Niedawno złapałam ją na wyzeraniu cukru z cukiernicy. Dziwne to wszystko, bo Zuza nie dostaje duzo słodyczy ze względu na walkę z lekką nadwagą. Moze dlatego tak się rzuca? Nie wiem, w kazdym razie od przedwczoraj ma bana na wszystkie słodkości. Nie tylko nie dostaje ciastek i czekolady, ale odstawiłam jej słodkie jogurty, serki, miód, dzem i tak dalej. Jedyne słodkie rzeczy, które moze jesc to owoce, ale tez nie za duzo. Na noc zamykamy kuchnię na klucz, bo Zu potrafi wstać w nocy lub nad ranem i dobrać się do lodówki albo szafek z zapasami.
Ania ma coraz większe problemy ze snem. Budzi się kilkanaście razy w nocy i płacze. Wczoraj zasnęła dopiero około 22.00 po dwugodzinnej szarpaninie i rykach. Wstała o 5 rano, a pół nocy wisiała na piersi. Jestem wściekła, niewyspana i obolała :(
Przedwczoraj natomiast, po cichutku Zuzia przystawiła krzesło do szafek kuchennych, wspięła się, otworzyła górną szafkę, wyciągnęła słoiczek z zelkami witaminowymi i pozarła zawartość. Jeszcze z Anią się podzieliła. Nie wykryłabym przestępstwa od razu, bo poustawiała pozostałe rzeczy tak, zeby nie było widać braku, zamknęła szafkę i odstawiła krzesło na miejsce. Spostrzegłam co się dzieje tylko dlatego, ze w ręku nosiła zakrętkę od słoiczka... Nic się nie stało, zelków było ledwie kilka, ale nerwów nieco więcej.
Zajście skłoniło mnie do refleksji nad apetytem Zuzi na słodkości: jako dwulatka rzuciła się kiedyś zlizywać rozpaćkane lody z podłogi w supermarkecie (rozpaćkane przez niewiadomokogo i nieco przydeptane), wiele razy usiłowała pozywiać się landrynkami wygrzebanymi z piaskownicy. Niedawno złapałam ją na wyzeraniu cukru z cukiernicy. Dziwne to wszystko, bo Zuza nie dostaje duzo słodyczy ze względu na walkę z lekką nadwagą. Moze dlatego tak się rzuca? Nie wiem, w kazdym razie od przedwczoraj ma bana na wszystkie słodkości. Nie tylko nie dostaje ciastek i czekolady, ale odstawiłam jej słodkie jogurty, serki, miód, dzem i tak dalej. Jedyne słodkie rzeczy, które moze jesc to owoce, ale tez nie za duzo. Na noc zamykamy kuchnię na klucz, bo Zu potrafi wstać w nocy lub nad ranem i dobrać się do lodówki albo szafek z zapasami.
Ania ma coraz większe problemy ze snem. Budzi się kilkanaście razy w nocy i płacze. Wczoraj zasnęła dopiero około 22.00 po dwugodzinnej szarpaninie i rykach. Wstała o 5 rano, a pół nocy wisiała na piersi. Jestem wściekła, niewyspana i obolała :(
Subskrybuj:
Posty (Atom)