piątek, 17 czerwca 2011

Ups

Za długo mi było dobrze. Za błogo i za spokojnie. Emocjonalny barometr po prostu musiał rąbnąć w dół.
Innymi słowy - jest kiepsko. Łagodnie mówiąc. A zbliżający się weekend, na który czekają z utęsknieniem normalni ludzie, mnie dołuje jeszcze bardziej. Bo normalni ludzie w weekend robią to co chcą. Ja na ogół robię to, czego życzą sobie mąż i dzieci.
Chęć ucieczki narasta. Smycz robi się za krótka.

czwartek, 16 czerwca 2011

Literatura dziecięca

Na ogół wolę książki dla dorosłych, ale tutaj poległam...

Książeczka na dobranoc dla dzieci, z wierszykiem tak boleśnie prawdziwym i tak bliskim moim uczuciom, że nie mogę się oprzeć.

Wersja angielska, czytana przez Samuela L. Jacksona.

Wersja polska, przetłumaczona metodą chałupniczą :)

Do tego jeszcze butla z mleczkiem, o taka jak niżej ;) i możemy mieć pewność, że wychowanie naszego dziecka postępuje we właściwym kierunku :P

środa, 15 czerwca 2011

(Bez)senny waleń

Zgodnie z przewidywaniami, apetyt mam po prostu straszliwy. To będą bardzo CIĘŻKIE dwa miesiące ;) A ćwiczyć coraz trudniej... Jednakowoż nie dam się. Własny brzuch mnie nie pokona ;)
32tc.

Talia znikła, buuuu ;)


Wewnętrzny kopie, kręci się, przestawia. Kiedy ułożę się w niewygodnej dla niego pozycji, rzuca się jak ryba w sieci i robi to tak długo, aż powyginam się tak, jak jemu pasuje ;) Urocze :)

Dzisiejsza noc była wyjątkowo trudna. Męczyły mnie skurcze i ból pleców, nie mam pojęcia czy to nerki, kręgosłup a może po prostu bóle krzyżowe. Co chwila wstawałam, łykałam nospę, magnez, neospasminę. Chodziłam po ścianach bo nie byłam w stanie się wyprostować. Kładłam się i odpływałam w płytki, męczący sen. Na dodatek śniły mi się rzeczy dość niemiłe.
A efekt jest taki, że nie rozstaję się z chusteczką, krwawienie z nosa nie ustaje od rana. Gdzieś za uszami czai mi się ból głowy i nie ma bata, około południa wyjdzie i pokaże co potrafi.
Mąż po pracy idzie na imprezę, mnie z okazji rocznicy ślubu przypadnie zaszczyt wykąpania i wieczornego oprawiania stworów. Powinnam być chociaż trochę rozżalona, ale, szczerze mówiąc, nie mam na to siły. Aby do wieczora :)

wtorek, 14 czerwca 2011

Eeeech...

Wczoraj urodziny małżonka (niedzielny obiad i maratonik przy garach), jutro rocznica ślubu (tu akurat impreza męża okołopracowa uwalnia mnie od działania), za dwa tygodnie urodziny Ani (prawdopodobnie kolejna impreza i maraton przy garach), za trzy tygodnie mężowskie kolano będzie operowane (miesiąc w usztywnieniu=na mojej głowie wszystko od zakupów po wożenie samochodem, auć), niedługo po operacji wchodzi wykonawca remontować nam ściany (nadzorowanie remontu i dwójki dzieci oraz obsługa cierpiącego męża z usztywnionym kolanem), w międzyczasie przedporodowe badania, wizyty u lekarza i, och jakże mi tego brakowało do pełni szczęścia, co kilka dni ktg. Z dwójką dzieci przy boku, bo zostawić ich nie ma gdzie.
A jak zacznę rodzić kiedy małżonek będzie jeszcze unieruchomiony to nie wiem kto mnie zawiezie do szpitala. Może taksówka. Zważywszy na tempo moich porodów, jest spora szansa, że do celu nie dojadę w dwupaku, a na myśl o rozpakowywaniu się w taksówce odczuwam pewien niesmak. Wolałabym w swoim samochodzie, jeśli już.
Jakoś dużo tego na jedną wymęczoną blondynkę, której się NIE CHCE. Oklapłam. A może by tak zasnąć i obudzić się pod koniec sierpnia...


poniedziałek, 13 czerwca 2011

Mądrość życiowa - rodzice i dzieci

Przypomniało mi się, że podczas sobotniej imprezy usłyszałam od pewnej Mądrej Kobiety coś, co mnie kompletnie rozłożyło :)

"Kiedy dzieci są malutkie, są tak słodkie, że mamy ochotę je zjeść. Kiedy dorastają, zaczynamy żałować, że tego nie zrobiliśmy..."

:))))

niedziela, 12 czerwca 2011

Cyce na ulice :)

Jestem laktacyjną terrorystką :) Dlatego ujął mnie TEN TEKST. I hasło jakie piękne ;)

Wypas

Sobotnie popołudnie spędziliśmy, wypasając dzieci w stadzie na świeżym powietrzu. Miejsce - Zalesie Górne, okazja - urodziny Emilki i jej młodszego brata, Antosia. Doborowe towarzystwo, las dokoła, dziewięcioro zachwyconych okolicznościami przyrody dzieci :)


Zuzi serce przylgnęło do huśtawki ogrodowej, aż żałuję że nie mamy domu i kawałka trawy, żeby coś takiego postawić. Sama bym się pobujała :)


Kiedy Ania zlokalizowała farby, znikła na dobre 40 minut, produkując arcydzieła. Czyli kartki szczelnie zamazane mieszaniną farb w dowolnych kolorach.



Mama z przyjemnością dotleniała Wewnętrznego. A Wewnętrzny odwdzięczał się sympatycznie, wierzgając jak rasowy piłkarz. Skaczący brzuch wzbudzał ogólne zainteresowanie ;)