sobota, 5 marca 2011

Głód

Leżąc dziś rano w łóżku i ćwicząc oddychanie, myślałam sobie do czego można by porównać to, co mnie drąży, jak to opisać, obłaskawić, oswoić. Niepokój, lęk, niepewność, poczucie beznadziei, opuszczenia i kompletnej bezradności.
Trochę jak człowiek głodny, któremu sen przynosi pewną ulgę, ale wraz z porankiem wraca głód i świadomość, że nie ma nic do jedzenia i tak pozostanie przez bardzo długi czas. Trochę jak kawał mięcha przepuszczony przez maszynkę. Trochę tak, jakby ze struktury świata ktoś odsączył wszystko co sprawia radość. Trochę jak parodia króla Midasa - czego bym nie dotknęła, zamienia się w gówno.
Jestem słaba, nie mam siły ani ochoty na nic, dzieci wchodzą mi na głowę. Zuza jawnie szantażuje "mamo, jeśli nie dasz/nie zrobisz to będę chodzić za tobą i cię męczyć". Czasem nie daję się sterroryzować. Czasem wszystko mi jedno.


piątek, 4 marca 2011

Szaleństwo ozdabiania

Dziewczynki dostały w prezencie zestaw typu kreatywnego, zawierający między innymi kilka arkuszy naklejek, flamastry, kolorowanki. Wyjaśniłam co do czego służy, następnie pozostawiłam dzieciarnię i udałam się do kuchni w celu przyrządzenia czegoś na kształt obiadu.
W pokoju dziecięcym zapadła CISZA. Niestety, nie włączyło to w mojej głowie rodzicielskiego alarmu; najprawdopodobniej z powodu stanu, w którym aktualnie się znajduję, domyślne funkcje mózgu matki zostały wyłączone. Zadowolona ze świętego spokoju wyprodukowałam zupę, nałożyłam, poszłam zawołać potomstwo na obiad.
Oczom mym błękitnym oraz zszokowanym ukazał się widok następujący: łóżko i jego okolice oblepione raz przy razie naklejkami. Naklejki na dywanie, szafie, półkach i książeczkach. Na niektórych zabawkach również. Kilka większych skupisk widać na zdjęciach poniżej :)
Musiałam też kilka zeskrobać z kanapy w dużym pokoju i ściany oraz lustra w przedpokoju ;)
Sama nie wierzę, że to mówię, ale nawet się nie zdenerwowałam :) Zaczęłam się tylko histerycznie śmiać... ;) Jak dorosną to pożałują, hłe hłe... Ja, mać wyrodna, tego czyścić nie będę ;)




Anestezja

Trudno mi uwierzyć, że są na świecie ludzie, którzy budzą się szczęśliwi, silni i pełni energii, gotowi na następny cudowny dzień. Sama po obudzeniu czuję się jak króliczek z reklamy Duracella, ten używający Innych Baterii. Albo jak nakręcana zabawka z pękniętą sprężyną.

Ania przyszła dziś do mnie o 3 rano i zaczęła krzyczeć, że chce misia bo miś się zgubił, mamooo znajdź misiaaaa!!!. Nie dała się uspokoić. Nie, żebym spała, oczywiście, że nie, jednakowoż krzyki dziecka o tej porze stanowią co najmniej drobną nieprzyjemność, zwłaszcza dla kogoś, kto skulony pod kołdrą usiłuje opanować dygot i resztkami woli zmusić łomoczące serce do przejścia na normalny tryb. Jestem Matką, więc wytoczyłam się z łóżka i poszłam po misia. "Poszłam" to pewne uproszczenie, bo, nie mogąc polegać na uginających się nogach, przemieszczałam się na czworaka. Tak Panie i Panowie, macierzyństwo to sama słodycz i satysfakcja, toż to oczywista oczywistość, serwowana przez kolorowe gazetki i odmóżdżające poranki telewizyjne, połykana skwapliwie przez ludzi głodnych jakiegoś sensu.
Wrzask dziecka, szczególnie w środku nocy, to potężna broń. Trzeba sporo siły, żeby się mu przeciwstawić, a skąd ma brać siłę ktoś kto czuje się jak obdarty ze skóry? Zrobisz wszystko, żeby tylko był spokój. Jesteś zakładnikiem własnej słabości. Dajcie mi wszyscy święty spokój, niech zniknę, niech już nie będzie nic, tylko cisza i bezruch.
Przydałoby mi się znieczulenie, niestety, wszelkie popularne sposoby, od piwa po blunty, są aktualnie dla mnie niedostępne ;) Telewizji nie lubię, pozostaje internet. I wyobraźnia, ale to niebezpieczny narkotyk, łatwo można przesadzić i robi się jeszcze gorzej :( Co z tego, kiedy wygląda na to, że jestem uzależniona :/
Ach, no przecież jeszcze Neospasminę mam... W szafce zapas, którym można by uśpić średniego słonia :) Trochę pomaga, na jakiś czas ręce przestają się trząść.

Notkę tę pisałam dokładnie 5 godzin, w kilkuminutowych przerwach między podawaniem jedzenia (czy mogę kanapkę z miodem? proszę, proszę, PROOOSZĘĘĘĘ!!!!!!), picia (nie nie to, ja chcę soczku! soczkuuuuu!!!), zmienianiem pieluch, sprzątaniem, noszeniem, pocieszaniem, wycieraniem nosów i tyłków, całowaniem obtłuczonych części ciała, przebieraniem, czyszczeniem plam, podawaniem zabawek, rozsądzaniem ważkich sporów (mamooo, ona mi zabiera!) oraz czynnościami domowymi. To informacja dla tych, którym mogłoby się wydawać, że mam mnóstwo czasu. Otóż nie mam.

czwartek, 3 marca 2011

Zuzia powiedziała...

Zuzia śpiewa, wycierając się po kąpieli:

Z: Zrobię karierę, zrobię karieeeerę, cudne nogi mam!!!

Muszę przyznać, że zdębiałam :) JA jej tego nie uczyłam ;) (Aczkolwiek kierunek zasadniczo słuszny...;) )

Atak i obrona

Cisza nocna... Małe stwory spały, chrapiąc i chrypiąc. Mnie również udało się odpłynąć na kilka godzin. Otworzyłam oczy koło 4 rano, kilkanaście minut trwałam w stanie aktualnie najlepszym z możliwych - spokojnej, odrętwiałej obojętności. Miałam nadzieję, że dziś mnie ominie... Nie ominęło.
:(
Co noc mam atak paniki, albo co najmniej paraliżującego lęku. Jeden albo kilka. Przychodzi pomalutku, narasta, trwa koło pół godziny lub dłużej, mija, pozostawiając mnie półprzytomną i rozdygotaną, z poczuciem kompletnego osamotnienia. Sprawia niemal fizyczny ból. Czasem nie mogę nawet wstać z łóżka i utrzymać się w pionie.
Boję się iść spać bo boję się obudzić.
Potrzebuję czasu, żeby zacząć żyć, muszę poleżeć zwinięta w kłębek, znieczulić się, zbić lęk do poziomu dającego się znieść. Niestety, on nie znika całkowicie. Towarzyszy mi do wieczora; jeśli mam szczęście to udaje mi się go zepchnąć na drugi plan. Kiedy nie mam szczęścia, dzień mija między napadami histerycznego płaczu, obezwładniającego strachu i stłuczonymi naczyniami, które wypadły z drżących rąk.


Strasznie się dziwię, że przy tym wszystkim jeszcze żyję... I działam. To zupełnie jak połamane żebra - na zewnątrz nic nie widać a w środku wyjesz.

środa, 2 marca 2011

Po śladach własnych

... wracam. W niemal każdym życiowym bagnie towarzyszyła mi ta muzyka. Niech będzie tak samo i teraz. Ku pamięci. Mojej... albo i nie.








Jestem

Jestem, chociaż wolałabym nie być.
Ania padła wczoraj o 17.30, próbowałam ją dobudzić na kolację i kąpiel, jednakowoż bez sukcesu. Skutkiem powyższego obudziła się rześka i świeża o 3 nad ranem. Ja z kolei, męczona bólem głowy, zatokami, lękami, smutkiem i nieomal histerią z wyczerpania, nie mogłam zasnąć, jak zwykle zresztą. Razem wziąwszy dało mi to jakieś dwie godziny przerywanego snu. Rezygnuję z opisywania jak się czuję, bo to się nie da opisać.
Na zdjęciu Młode, 17tc. Czuję wyraźne kopniaki, zwłaszcza kiedy leżę na wznak. Mały kickboxer :)


W sklepie Piękna Mama mają dużą wyprzedaż, zakupiłam sobie kilka ciążowych bluzek na letnie miesiące, czekam na dostawę. Mam nadzieję, że Najlepszy z Mężów mi wybaczy.

Ania jest już prawie zdrowa. Trochę kaszle, trochę smarka, ale to nic dramatycznego. Moje zatoki miały wczoraj kryzys, może zaczną zdrowieć.
Wolałabym nie być.

wtorek, 1 marca 2011

Ziusiek

Ania wróciła do starego zwyczaju: nocnych odwiedzin u mamy. Około 4 rano słyszę tuptanie, mały stworek ładuje mi się do łóżka, wyciąga łapki i cicho prosi "mamusiu, daj ziusiek" ;) Niewtajemniczonym wyjaśniam, iż chodzi o maminy brzuszek, czyli od zawsze najlepszy uspokajacz i usypiacz :) Przytula się rączkami, czasem buzią i zasypia. Urocze momenty, którymi się cieszę nawet mimo mojego obecnego znieczulenia na rzeczywistość.
Zuzia uczy się literek. Umie napisać MAMA, TATA i ZUZIA, czym chwali się przy każdej okazji. Jestem z niej bardzo dumna, i aż trudno mi uwierzyć, że ta pięcioletnia, wygadana pannica jeszcze niedawno była tłuściutkim maluchem.

Próbuję wszystkiego co mi przyjdzie do głowy, żeby może nie tyle poprawić swoją kondycję psychiczną, co utrzymać ją chociaż dłużej na niezmienionym poziomie :/ bo mam wrażenie, że jest ze mną coraz gorzej. Rozsypuję się, żyję z dnia na dzień, cyklem opisanym dwa posty niżej, po raz pierwszy odkąd pamiętam nie mam na co czekać, nie widzę żadnego światełka, cienia nadziei, skrawka optymizmu. Nie spodziewam się niczego; trwam i osuwam się pomalutku, czepiając się po drodze tego co wpada mi w ręce.
Zmuszam się do codziennej aktywności, ale działam jak robot, uśmiecham się, jestem uprzejma, zajmuję się dziećmi, załatwiam sprawy, mogę nawet żartować. Tyle, że to nie ja. Patrzę na siebie zza szyby. Gdybym nie miała dzieci, pewnie nie wstawałabym z łóżka. Pocieszam się, że nie jest jeszcze tak dramatycznie, gdyby było naprawdę źle to bym nie wstała, pomimo dzieci i obowiązków. Tyle tylko, że nie mam pewności czy taka chwila aby nie nadejdzie i to mnie przeraża najbardziej.
Ogromnie mi żal mi Młodego w brzuchu; ma dopiero 16 tygodni a matka już go zawiodła.


W ramach walki ze sobą wczoraj udałam się do fryzjera. Świeżo po fakcie wyglądałam tak:


Niespecjalnie jestem zachwycona, ale może to wina mojego wisielczego nastroju :)

Muszę po prostu muszę zalinkować TEN TEKST. I TEN. I TEN.

poniedziałek, 28 lutego 2011

Studnia

Miałam nadzieję, że uda mi się w końcu wypłakać wszystkie łzy, ewentualnie wypłakać sobie oczy; nie wiem na czym miałoby to konkretnie polegać, ale literatura ponoć zna takie przypadki. Niestety, wygląda na to, że łez mam niewyczerpane zapasy, jestem istną studnią bez dna.



niedziela, 27 lutego 2011

Cykl

Dzień składa się głównie z czekania na wieczór. Kiedy się wreszcie doczekam, zaczynam się bać. Nie mogę zasnąć, mimo organicznego, zwierzęcego wręcz zmęczenia. Męczą mnie sny; nie koszmarne, na szczęście, po prostu beznadziejnie smutne. Pamiętam niektóre, większość mi umyka, zostawiając tylko niejasne poczucie opuszczenia, straty, zagubienia. Wiem, że płaczę przez sen, bo budzę się w środku nocy z zapuchniętymi oczami na mokrej poduszce. Wtedy najczęściej pojawia się lęk, leżę do rana zwinięta w kłębek i znowu czekam, tym razem na dzień.


Emily Dickinson

I held a jewel in my fingers
And went to sleep
The day was warm, and winds were prosy
I said, "Twill keep"

I woke - and chide my honest fingers,
The Gem was gone
And now, an Amethyst remembrance
Is all I own