wtorek, 1 marca 2011

Ziusiek

Ania wróciła do starego zwyczaju: nocnych odwiedzin u mamy. Około 4 rano słyszę tuptanie, mały stworek ładuje mi się do łóżka, wyciąga łapki i cicho prosi "mamusiu, daj ziusiek" ;) Niewtajemniczonym wyjaśniam, iż chodzi o maminy brzuszek, czyli od zawsze najlepszy uspokajacz i usypiacz :) Przytula się rączkami, czasem buzią i zasypia. Urocze momenty, którymi się cieszę nawet mimo mojego obecnego znieczulenia na rzeczywistość.
Zuzia uczy się literek. Umie napisać MAMA, TATA i ZUZIA, czym chwali się przy każdej okazji. Jestem z niej bardzo dumna, i aż trudno mi uwierzyć, że ta pięcioletnia, wygadana pannica jeszcze niedawno była tłuściutkim maluchem.

Próbuję wszystkiego co mi przyjdzie do głowy, żeby może nie tyle poprawić swoją kondycję psychiczną, co utrzymać ją chociaż dłużej na niezmienionym poziomie :/ bo mam wrażenie, że jest ze mną coraz gorzej. Rozsypuję się, żyję z dnia na dzień, cyklem opisanym dwa posty niżej, po raz pierwszy odkąd pamiętam nie mam na co czekać, nie widzę żadnego światełka, cienia nadziei, skrawka optymizmu. Nie spodziewam się niczego; trwam i osuwam się pomalutku, czepiając się po drodze tego co wpada mi w ręce.
Zmuszam się do codziennej aktywności, ale działam jak robot, uśmiecham się, jestem uprzejma, zajmuję się dziećmi, załatwiam sprawy, mogę nawet żartować. Tyle, że to nie ja. Patrzę na siebie zza szyby. Gdybym nie miała dzieci, pewnie nie wstawałabym z łóżka. Pocieszam się, że nie jest jeszcze tak dramatycznie, gdyby było naprawdę źle to bym nie wstała, pomimo dzieci i obowiązków. Tyle tylko, że nie mam pewności czy taka chwila aby nie nadejdzie i to mnie przeraża najbardziej.
Ogromnie mi żal mi Młodego w brzuchu; ma dopiero 16 tygodni a matka już go zawiodła.


W ramach walki ze sobą wczoraj udałam się do fryzjera. Świeżo po fakcie wyglądałam tak:


Niespecjalnie jestem zachwycona, ale może to wina mojego wisielczego nastroju :)

Muszę po prostu muszę zalinkować TEN TEKST. I TEN. I TEN.

10 komentarzy:

Kajka pisze...

Wyglądasz fajnie!!!
Co do humoru to nie pomogę, mogę tylko na bieżąco sprawdzać, czy już wstałaś ;) Smutno mi, jak się źle czujesz.
Ania słodziak, Kuba też ma ostatnio etap przytulania (może to podświadomy strach o konkurencję i rychłe zdetronizowanie, nie wiem, ale słodki jest jak się tak wtula.

Cuilwen pisze...

:)

delfina pisze...

Ja wciąż sobei obieram jakis punkty życia na któe oczekuje. Są to taki krótkoterminowe jak wizyta u siostry czy wizyta siostry u nas , albo dzisiejsze godzinne wybiegnięcie do miasta i chwilka bez dzieci . Wiem , że to taki banalne , ale chwilowo mnie to cieszy i jakos idzie sie dalej. Wymyśliłam wczoraj , że wyjdę z dziećmi przed domek , jakoś ta myśl mnie podbudowała do południa ,a le do momentu jak trzeba było ubierać , szykować .... bla bla . Wtedy pomyślałam , kiego grzyba lezę :/
A aj własnei dumam czy ścinać włosięta czy hodować , póki co rosną , bo co? Bo nei mam jak wylelsc z domu na dłuzej niz godzina:/ Dobrze , że chociaż robi sie cieplej i słonko za oknem , troszkę odgania ode mnei złe myśli.
Trzymajcie sie cieplutko

Cuilwen pisze...

U mnie krótkoterminowe cele już nie działają, po prostu rzeczy które mnie jeszcze cieszą można by policzyć na palcach jednej ręki. Nie mam czym się motywować, każdy dzień jest przede mną jak góra, na którą nie mam siły się wspinać.
Wy też się trzymajcie...

Gabryjelov pisze...

Rozumiem Cię doskonale:)Tylko nie umiem tak tak pięknie i dobitnie ując tego w słowach.Nie jest lekko...

Mama Misi i Lucusia pisze...

Ewa trzymaj się! Może poczytaj sobie książki Jan Karon, mnie ostatnio uratowało ciepło tych opowieści w nieogrzewanym pociągu TLK na trasie Warszawa- kraków. Stałam w korytarzu i czytałam (stałam, to cud, bo wyglądało na to, że będą tylko miejsca wiszące).A wyglądasz uroczo i dziewczęco.

coralie pisze...

tak czytam czytam i mam wrażenie, że to ja... nie wiem może to ta długoterminowa zima. tak jak teraz nigdy się nie czułam :(

Cuilwen pisze...

Współczuję wszystkim zdołowanym :(
Kasiu, dzięki za radę.

I dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa.

ziarnko piasku pisze...

Jakbym czytała o sobie... zrobiło mi sie potwornie smutno. Ty Ewo jeszcze "wypiszesz" się na blogu a ja wtedy uciekam od swiata, chowam się w swoją skorupę, do której nikt nie ma wejscia... i też myslałam, że nie jest ze mną tak źle, skoro wstaję rano, zajmuję się domem i dzieckiem, ba, ja nawet makijaż codziennie nakladam ;) i zażartuję jak trzeba... a to co się dzieje w mojej głowie wiem tylko ja :(

Przytulam i życzę poprawy stanu ducha :*

Cuilwen pisze...

Tobie też życzę poprawy, Piaskowe Ziarenko :* :) Trzymaj się.

Ja piszę bo muszę, gdybym zamknęła się w sobie to bym wybuchła :/ Polecam starą, dobrą metodę - pisanie pamiętnika. Tak dla siebie, do szuflady. Z pozoru pensjonarskie, gdzie nam kobietom dojrzałym pamiętniki pisać... ale naprawdę potrafi pomóc.