Miejsce: ciasny osiedlowy sklepik.
Czas: wczesne piątkowe popołudnie.
Osoby: pan w dżinsach, ja, Mateo w wózku.
Wchodzę do sklepiku, ciągnę wózek za sobą, wciskam go między półki, zostawiam, idę do kasy.
Pan w dżinsach, bardzo zniesmaczony: włażą wszędzie z tymi cholernymi wózkami, kurwa, przejść nie można, co to kurwa jest...
Ja: a co niby mam zrobić?
Pan: zostawić kurwa przed sklepem, żeby ludzie kurwa mieli jak się ruszyć.
Ja: dziecka przed sklepem nie zostawię samego.
Pan: pierdolnięte baby kurwa.
Ja (siląc się na cierpliwość): gdyby pan miał milion złotych, zostawiłby je pan przed sklepem w wózku?
Pan: [milczenie].
Ja: bo widzi pan, dla mnie zawartość tego wózka jest znacznie cenniejsza niż milion złotych. Kurwa.
Pan: [milczenie].
A to Polska właśnie.
Czasem chciałabym tak.
Albo tak:
Albo tak:
Edit: Wieczorny relaks: bąbelki, słone paluszki i Mamma Mia w TV :) Siedzę, śpiewam (idzie mi znacznie lepiej niż Pierce'owi Brosnanowi ;) i dzień ze mnie spływa...