To moje motto na porannym kubku. Nie jestem rannym ptaszkiem, oj nie. Szczególnie, kiedy i ja i Kluś jesteśmy chorzy i noc jest daleka od ideału.
Dziś rano obudził mnie płacz Młodego i własny gruźliczy kaszel. Klusek zobaczył światło na korytarzu i wyemigrował z łóżka. Przez chwilę delektowałam się ciepłem pościeli, aż usłyszałam siarczyste kichnięcie. Ruszyłam zwłoki, żeby wytrzeć dziecku gluta, zanim rozsmaruje go sobie po oczach ;)
Zawlokłam się do kuchni i oczom mym ukazała się Najstarsza, z pogodnym uśmiechem wycierająca braciszkowi usmarkany nos :) Na blacie rozrzucone były rozmaite utensylia kuchenne tudzież produkty spożywcze. Pytam "Kochanie, co robisz?" na co dziecko odpowiedziało spokojnie "Robię sobie kanapkę, mamusiu, chcesz coś na śniadanie?"
Huk mojej opadniętej szczęki słychać było chyba w promieniu kilometra ;)
Cytat z Młynarskiego idealnie opisuje rodzicielstwo: "Nic, że droga wyboista, ważne, że kierunek słuszny!" :P