sobota, 14 września 2013

Sezon

Obwieszczam rozpoczęcie sezonu chorobowego. Matju ma gluta, Ania juz powoli zdrowieje, Zu narzeka, że źle się czuje.
Dziś w nocy spaliśmy raczej niewiele, bo Klusek rozpaczał, zapewne z powodu zatkanego nosa, rozpędzającej się gorączki czy bólu głowy, kto go tam wie. Mimo to, zwlokłam się bladym świtem z łóżka i wyszłam potruchtać. Pomalutku. Jeśli będę systematycznie się wietrzyć to może mnie ominą w tym roku zapalenia zatok i takie tam.



Dziś biegła ze mną ta piosenka, na repeat.



Nastawiam się psychicznie na weekend. Chętnie bym go przespała. Matju wyje.

środa, 11 września 2013

Run Forrest run!

Muszę się do czegoś przyznać. Otóż, zaczęłam biegać. Wszyscy biegają, co chwila za oknem przelatuje mi ulicą jakaś zziajana postać w obcisłych gaciach i ze słuchawkami w uszach. Czyli, innymi słowy, wciągnął mnie trend.
A tak naprawdę to chodziło mi głównie o a) trochę ruchu - Matju nie śpi w dzień, więc nie mam kiedy ćwiczyć na rowerze; wieczorem śpi w pokoju, gdzie jest rower, więc nadal nie mogę ćwiczyć na rowerze, a przestawić sprzętu nie ma gdzie; b) ucieczkę od rodziny, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci.
Po całym dniu użerki z Mateuszem, po półdniu użerki z Zuzą i jej szkolnymi problemami, po ćwierćdniu użerki z Anią i jej królewskim pożądaniem uwagi, jedyne co mam ochotę zrobić to zatkać uszy, ruszyć z kopyta i lecieć jak Forrest Gump.
W praktyce biegam raczej rano - wiecie, jak cudowny synek zbudzi mnie o piątej, to zasnąć już nie ma jak, więc zamiast snuć się po domu, rzucając kurwami, idę spuścić trochę pary na świeżym powietrzu. Rano jest wspaniale - żywej duszy (tylko ewentualnie zziębnięci nieszczęśnicy z psami), świeże powietrze (mało samochodów). Spokój.  Biegam sobie powoli, w tempie konwersacyjnym. Ale nie mam dużo czasu, trzeba wracać do kieratu. Max 25 minut.
Natomiast kiedy zdarza mi się wyjść wieczorem, znajduję się zwykle w stanie takiego wkurwienia, że powolne tempo nie ma szans. Więc wypluwam sobie płucka, doprowadzając się z radością do stanu traumy powysiłkowej ;) Aż do momentu, kiedy mogę bezpiecznie wrócić do domu, nie stanowiąc zagrożenia ;)

Ze względu na permanentne zmęczenie, nie jestem zdolna do jakiegokolwiek wysiłku bez energetyzującej muzyki w uszach. Po wyłączeniu muzyki zdycham błyskawicznie, jak zabawka pozbawiona baterii.

Najlepsze osiągi mam przy:





Ostatnio jeszcze niezawodna Gaga. Czysta przyjemność rytmu, samotnego, zziajanego pędu, spokoju w umyśle i świeżego powietrza.



Nie wiem jak długo dam radę, może pokona mnie pogoda. Ale jestem bardzo zmotywowana. A moja chęć ucieczki jest tak wielka, że nie wykluczam zapożyczenia się u krewnych i znajomych na zakup porządnych trailowych butów do biegania po śniegu...

wtorek, 10 września 2013

Opowiadanie

It's a good life - Jerome Bixby

Opowiadanie o dziecku, które terroryzuje wioskę. Na jego podstawie powstał jeden z odcinków pierwszej Strefy Mroku.
Odkąd mam dzieci, rozumiem je lepiej.
Jest świetnie. Wszystko jest doskonale.

poniedziałek, 9 września 2013

Knebla...

Czy tylko ja, przy całodobowej opiece nad upierdliwym dwulatkiem, mam alergię na słowo mówione? Przysięgam, kiedy ktoś się odzywa w mojej obecności, ciśnienie mi rośnie do poziomu niebezpiecznie grożącego wylewem. Pod wieczór nie mogę nawet słuchać muzyki, a telewizor mam chęć rozbić, przez te cholerne, gęgające bajki. Kneblowałabym wszystkich w promieniu stu metrów. Chcę być sama i chcę, żeby było cicho. Wszyscy precz.
Kodeks Pracy gwarantuje odpowiednią ilość godzin przeznaczonych na odpoczynek, między jednym dniem pracy a drugim. Szkoda, że nie dotyczy to matek. A, sorry, zapomniałam, przecież SIEDZIMY w domu. Wieczny odpoczynek, czyż nie?

Matju kilkanaście dni temu zrezygnował z drzemki dziennej. Mam ruchliwe, krzyczące, wszędobylskie, niszczycielskie DWULETNIE DZIECKO, które NIE ŚPI W CIĄGU DNIA. Ani chwili. Ani jednej, pieprzonej minuty. Wieczorem pada około 21.00, budzi się w nocy dwa razy i wymaga uspokojenia (kto do niego idzie? Zgadnijcie.), wstaje między 5.00 a 6.00 rano. To mu wystarcza. Mnie, niestety, nie. Jestem obolałym wrakiem.

Tygodniowe żłobki i przedszkola to wcale nie taki zły pomysł był.


Właśnie mąż wrócił z pracy (jest godzina 19.30, wyszedł z domu o 7.30 rano.). W progu został lojalnie pouczony, żeby się do mnie nie odzywać. Pod żadnym pozorem. Na żaden temat. Bo będzie źle.

"Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam."
O.

PS. Tak czułam, że jak Kluska pochwalę (dwie notki temu) to czar przestanie działać i coś się spieprzy ;) I znowu mam przerąbane. Jak tu nie narzekać, no jak? ;)