sobota, 26 marca 2011

Deklaracja podległości

NIENAWIDZĘ WEEKENDÓW. Bo to dni teoretycznie przeznaczone na odpoczynek. Przykry żart.
Jestem tak wykończona, że skierowanie do szpitala przyjęłabym ze łzami wdzięczności, przynajmniej mogłabym w spokoju poleżeć w łóżku. Tak bardzo bym chciała, żeby ktoś się mną zajął, chociaż kilka dni. I żeby nikt nic ode mnie nie chciał, nie żądał, nie domagał się, nie wymagał, nie krzyczał, nie oczekiwał.


Na pociechę mam kolejne kolczyki. Zapałałam miłością do Swarovskiego. Zakupoholizm :/

piątek, 25 marca 2011

Ranne godziny

3.00, 4.00, 5.00. Godziny ranne.
Ciężko ranne, broczące wręcz ciszą i oczekiwaniem. Czas nie-ludzki, czas duchów, przywidzeń, marzeń, rojeń i lęków. Morfeusz objąć mnie nie chce więc leżę i czekam na... powiedzmy, że na dzień. Szczęśliwi ci, którym dany jest sen, zaprawdę powiadam wam.
Nad ranem wszystko wygląda inaczej, świat przyjmuje nowy kształt - supełki rzeczywistości puszczają i, jak diabeł z pudełka, wyskakują twory umysłu. Wyobraźnia zerwana z łańcucha produkuje wizje - niepożądane i zarazem pożądane bardziej niż da się opisać. Tajemnice radosne i bolesne. Chwalebnych nie jestem warta.
Nie żywię żadnych uczuć. Nie żywię, głodzę, tłukę bez litości a one są, trwają, szarpią się i zdechnąć nie chcą.
Zwijając się tak nadrannie jak uroczy motylek w gablocie przybity szpileczką, usiłuję znaleźć chociaż jedną rzecz w nadchodzącym dniu, na którą mogłabym z radością czekać.

środa, 23 marca 2011

Młode rośnie

Ania zobaczyła jak mama próbuje się sfotografować i zażądała sesji zdjęciowej. Kluska w wersji kluskowatej:

I w wersji człowiekowatej:


A tu młode, 20 tc.


wtorek, 22 marca 2011

Sinusoida

Mózg tonący w bagnie po jakimś czasie zaczyna wdrażać samoobronę. Ucieka mianowicie w wyobrażenia, fantazje absolutnie najwyższej klasy, szalony chemiczny taniec, który sprawia że czujesz się jak w niebie, lepiej niż na najlepszym haju. Nic nie jest niemożliwe, stoisz przy garach, smażąc kotlety i nawet nie musisz zamykać oczu, żeby widzieć swoje życie takim, jakie sobie wymarzyłaś. Mówisz do ludzi, których obok ciebie nie ma, zaśmiewasz się z dowcipów, które sama sobie opowiadasz, każdy drobiazg cieszy, masz MOC i zrobisz co zechcesz, a wszyscy padną do twych stóp. Świat jest twój, wszystko będzie dobrze.

Potem neuronalne baterie sie wyczerpują i następuje powrót do rzeczywistości. Dość szybki i brutalny. Miażdżąca świadomość, że to wszystko złuda, że nie masz najmniejszej szansy na spełnienie marzeń, że cokolwiek zrobisz nie ma nadziei, a tak naprawdę to nie zrobisz nic, bo jesteś zerem, niepotrzebnie zajmującym zbyt duży kawałek przestrzeni. Czujesz się jak nic niewarty śmieć i chcesz zniknąć, oszczędzić światu swojej żałosnej obecności. Wstyd ci za swoje rojenia. Nikt cię nie chce, nikt cię nie potrzebuje, nikt cię nie dostrzega, nikt nie zauważy jeśli znikniesz. Może oprócz dzieci, którym nie będzie miał kto usłużyć. Pogódź się z tym, kretynko, powtarzasz sobie.

I jeden stan i drugi nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nie jest i nie będzie tak dobrze jak byś chciała, ani tak źle jak się obawiasz. Co z tego, kiedy neuroprzekaźniki wiedzą lepiej. Czym innym jest wiedzieć a czym innym czuć, a ten ból czujesz całą sobą.
I tak codziennie, czasem po kilka razy. W górę i w dół. Za każdym razem upadek jest coraz gorszy.

Najrozsądniej unikać snów na jawie, trzymać się realiów, nie gubić w myślach. Tak łatwo, tak przerażająco łatwo jest, rozważając, zrobić jeden krok za dużo i znaleźć się w Krainie Urojonego Szczęścia.
I tak trudno jest uczepić się tego co istnieje, widzieć i doceniać rzeczy takimi, jakie są, kiedy jesteś zamknięta tygodniami w czterech ścianach z wrzeszczącymi dziećmi i własną samotnością. A samotność akurat jest realna i namacalna, jak stos naczyń do umycia, brudny sedes i obolałe więzadła rozpychanej najmłodszym dzieckiem macicy.

niedziela, 20 marca 2011

Jestem. Jestem?

Dzięki mojej starszej córce spałam dziś dwie godziny. Tak po prostu nie mogła zasnąć, więc czemu ja miałabym spać? Bardzo dobrze, trzeba trenować, zanim Młode się pojawi na świecie. Znowu przez rok czy dwa będą pobudeczki co godzinę. Matki nie potrzebują odpoczynku, toż to fakt wszystkim wiadomy.
Nie napiszę wiele, bo ręce mi się jakoś tak trzęsą, a kortyzol wyżera neurony. Kiepsko mi się myśli.

Aaaa, to był Supermoon. Może dlatego Zuza nie mogła spać? Największa pełnia od 18 lat.