sobota, 31 sierpnia 2013

Kamień milowy

Matju wyraźnie się uczłowiecza. Mniej wyje, więcej mówi, dłuźej potrafi się skupić. Samodzielnie je, ale to akurat nie nowina.
Dziś zupełnie samodzielnie zasnął i to w łóżku. Przyszedł do mojego pokoiku, który niedługo stanie się jego pokoikiem. Ułożył się w moim łóżku, które niedługo stanie się jego łóżkiem. Westchnął, okręcił się kołdrą, powiedział "paj" i w ciągu minuty już spał.
Raduję się ogromnie tym sukcesem, oby zwiastował początek jeszcze większej matjowej samodzielności, ale radość mą przyćmiewa nieco fakt, że znowu nie mam się gdzie podziać ;) W moim zakątku kima syn, a ja siedzę z laptopem na kolanach na podłodze w garderobie,  miedzy pudełkami butów a mężowymi walizkami (twarde cholerstwo, wbija mi się w boczki). Dobrze, że mam taki luksus jak garderoba i, że internet tam dolatuje.
Dopiero 21.00 a ja nie wiem co zrobić z tak miło rozpoczętym wieczorem. Chyba pójdę do łóżka z laptopem i kolejnym odcinkiem Borgiów. Błogość, cisza i spokój :)


piątek, 30 sierpnia 2013

Technologiczne zapóźnienie

Zadzwonić do pomocy technicznej operatora z pretensją, że zginęła mi większośc kanałów tv, upierać sie twardo przy swoim, że mi się popsuło i w końcu usłyszeć jak pan na linii, uprzejmie, ale dusząc się od tłumionego śmiechu, każe mi "nacisnąć guzik po lewej stronie nad czerwonym przyciskiem i strzałką w lewo wybrać listę dostępnych programów i zatwierdzić dużym okrągłym guzikiem z napisem OK" - bezcenne.
Może bym wreszcie przeczytała tę instrukcję od dekodera...

I za nic w świecie już nie pozwolę Matju dotknąć pilota, bo znowu coś przełączy a ja zrobię z siebie blondynkę ;)

A tu proszę, podręczny pilocik do damskiej torebki ;) Z tym bym nie miała problemu :D






Dieta


Dokładnie tak.
I jeszcze czekoladowe ciasteczka.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Bilans

W bilansie powinny być zyski i straty. Mnie głównie straty chodzą po głowie. Na przykład tylko w tym tygodniu straciłam trzy butelki szmponu, które Mateusz wylał w róznych punktach mieszkania.
Straciłam kilka książek, płyt, sypki puder za niemałe pieniadze, którym Mateusz obsypał duży pokój. Ubrania, pocięte nożyczkami albo nieodwracalnine zaplamione lub poszarpane. Telefon, który kiedyś Mateusz wrzucił do kibla.
Piloty do tv.
Tony jedzenia, rozsypanego, wgniecionego, rozsmarowanego.
Zabawki. Wagon zniszczonych zabawek.
Rozum. Straciłam rozum, i nie wiem gdzie jest. Chyba już się nie znajdzie.

Niedobry dziś dzień. W takie dni dostrzega się każdy upierdliwy drobiazg. Bezczelne odzywki Średniej. Ataki furii Najmłodszego. Dobrze, że Najstarszej ciągle nie ma. od poniedziałku szkoła, odprowadzić, przyprowadzić, lekcje odrobić. I troje dzieci w domu.
Bezsens każdego kolejnego długiego, bezcelowego dnia. Budzę się rano i groza mnie ogarnia na myśl o ilości godzin, którym muszę stawić czoła.
Miałam się odchudzać, bo wygladam i czuję się jak ciężarna słonica, ale chrzanić to. Przyspawałam się do lodówki i zajadam płacz mielonymi kotletami. I żółtym serem. I żytnim chlebem z ogórkiem małosolnym. Nażreć się do nieprzytomności. Jakoś nic dziś nie ma sensu.


środa, 28 sierpnia 2013

Zaścianek

Mieszkam niedaleko zielonej tabliczki z napisem "Warszawa". Na tak zwanym zadupiu. Za daleko od centrum, żeby było miejsko, za blisko, żeby było wiejsko. Ot kombinat noclegownia. Ale życie tutaj ma swoje plusy.
Codzienna poranna pogawędka z paniami z mięsnego. Podśmiechujki z panią ze straganu z warzywami (tak nam sie dziś dobrze rozmawiało, że dostałam za darmo koszyczek malin oraz zakupy na kredyt, bo pani nie miała wydać i zaproponowała, żebym zapłaciła następnym razem). Wycieczka za róg po zakupy czasem trwa i godzinę, bo po drodze co chwila natykam się na znajomych. Czasem to wkurza, ale nie dziś :)
Poranne spacery po okolicznych niezabudowanych polach.  Mgła. Świeże powietrze. Bażanty. Bociany. Nawet jakieś zbłąkane zające.
Tym niemniej coś mnie łaskocze, coś mnie gna. Być gdzie indziej, spróbować czegoś innego. Zmienić. To chyba jakiś defekt charakteru, niezdolność do wrośnięcia w miejsce i zapuszczenia korzeni. A może po prostu zwykłe zmęczenie materiału, po latach zamknięcia w czterech ścianach.



wtorek, 27 sierpnia 2013

Zapamiętać

Z notatnika blondynki: Na 9-kilometrowy spacerek po lasach i okolicach nie należy zakładać trampek na gołe stopy.
Boli. Auć.


I apologize.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Jesień idzie

Jesień idzie, czas się zaopatrzyć w ocieplacze. Właśnie skończyłam szydełkową wełnianą chustę. Włóczka Drops Delight, melanż fioletowo - zielony, 6 motków (na frędzle zeszło prawie dwa). 
Wdzięczna z wygladu i łatwa w obróbce. Wzór prościutki - same słupki. Czysta przyjemność zajętych rąk w połaczeniu ze słuchaniem radia i popijaniem wina wieczorowa porą :)


Konfuzja

Mam w okolicy dwie znajome, które ostatnio były w ciąży. Jedna chyba nadal jest, ale druga się już rozpakowała. Dziś spotkałam ją pod domem, szła z wózkiem, w towarzystwie swojej mamy i starszego dziecka.
Chyba nie zachowałam się uprzejmie, bo oprócz "cześć" nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Z tej prostej przyczyny, że mózg mi się zawiesił na dwóch przeciwstawnych procesach.
Z jednej strony wypadało powiedzieć coś w rodzaju "gratulacje", zachwycić się dzidziusiem i tak dalej. Z drugiej strony, kiedy patrzyłam na jej zapuchnięte oczy, tłuste i rozczochrane włosy, dyndający pociążowy brzuch i aurę ostatecznego mamusiowatego wyczerpania, na usta cisnęło mi sie jedynie "wyrazy najszczerszego współczucia".
Więc przełknęłam nerwowo ślinę i poprzestałam na "cześć".