piątek, 18 lutego 2011

No i zostałam sama...

Małżonek wybył około południa. Dzieci przez jakiś czas usiłowały się pozarzynać nawzajem, ale na szczęście uratowała mnie kochana sąsiadka, wzięła je do siebie na jakiś czas, co wydatnie poprawiło humory małym potworom, a mnie pozwoliło nieco się ogarnąć, fizycznie i psychicznie.
Moja najnowszą supertajną bronią w walce z depresją jest trylogia Millennium Stiega Larssona. Właśnie dostałam paczkę, rozpakowałam i napawam się perspektywą interesującej lektury. Jeśli tylko uda mi się skupić na tyle, żeby zrozumieć co czytam...


Aha, Zuzia jest chora, kaszle głównie w nocy. Zapowiadają się interesujące dwa tygodnie.

czwartek, 17 lutego 2011

Podróże małe i duże

Oczywiście nie moje, ja tkwię w domu jako ta rzepa w bruździe, pogrążając się w odmętach beznadziei i mrokach depresji... Ratunku, wypuśćcie mnie stąd. Tęsknie spoglądam na drzwi.
Za to małżonek rozpoczyna okres intensywnych wojaży. Właśnie pakuje się na dwutygodniowy wyjazd do Akashi. Szczęściarz. Potem, o ile dobrze pamiętam, kilka pomniejszych wypadów w Europie, które zajmą mu czas do końca kwietnia.
Zostaję w domu z chorą, kaszlącą Zuzią i Anią, która aktualnie przechodzi kolejną fazę (dość głośną) intensywnego kształtowania charakteru, a nawet charakterku. Zuzia na szczęście od jakiegoś czasu może służyć za serwski wzorzec Idealnej Córki, jest kochana, posłuszna, pomocna i nieinwazyjna, więc tu nie przewiduję kłopotów.
Sama ledwie chodzę, obijając się o ściany, nie mogę spać, nie bardzo mogę jeść (najlepiej mi wchodzi Kanapka Drwala z Macdonalda, w powiększonym zestawie rzecz jasna, ale ile można karmić fastfoodami nieszczęsnego Brzuchomieszkańca?) zebranie myśli graniczy z cudem i na dodatek regularnie, mniej więcej co godzinka, wybucham rozpaczliwym płaczem. Sama siebie mam serdecznie dość i chętnie bym się siebie pozbyła.

Praktyczny egzamin na prawo jazdy mam 12 marca, w sobotę, o 7 rano. Wybrałam taki dzień i taką godzinę, bo zazwyczaj jeżdżę w weekendy, i nagła konfrontacja z normalnym ruchem ulicznym mogłaby się dla mnie skończyć ciężkim szokiem. Nastawiam się jedynie na obwąchanie egzaminacyjnej atmosfery, bo że obleję, nie mam najmniejszych wątpliwości.

wtorek, 15 lutego 2011

Dawno, dawno temu...



Na Fotosiku znalazłam swoje stare zdjęcie :) Jak to było dawno... Fotka mi się podoba (bo za bardzo mnie nie widać), gekoniszcza piękne... Aż żałuję, że sprzedałam. Może dla młodego zakupię, celem poprawy humoru.

niedziela, 13 lutego 2011

Młode rośnie

Wczorajsze USG pokazało całkiem sporego stworka, wierzgającego, ssącego paluszki i jakby połykającego wody płodowe :) Pokazało też równo bijące serduszko bez widocznych wad. Nieco mnie to uspokoiło, ale naprawdę się zrelaksuję dopiero wtedy, kiedy będę mogła go już przytulić i na własne oczy przekonać się, że wszystko jest w porządku. Nie wszystkie problemy dadzą się rozpoznać przed urodzeniem :/ zwłaszcza jeśli chodzi o ciążę z komplikacjami natury, nazwijmy to, emocjonalnej.

Prawda, że słodziak? :) Płci się oczywiście nie dało rozpoznać, gdyby cwaniak ustawił się nieco inaczej to może... ale niestety, będę musiała powściągnąć ciekawość i zaczekać do usg połówkowego :)

Zabójcy czasu

Na wszelkie sposoby walczę z coraz śmielej sobie poczynającą depresją. Ostatnio ręce i wymęczony umysł zajmowałam produkcją tulipanów origami. Jutro Walentynki, papierowy bukiet będzie jak znalazł, żeby rozjaśnić mój dzień :)




Wytworzyłam ich znacznie więcej i w bogatszej gamie kolorystycznej, ale sporą część zużyły oczywiście dzieci...

Wczoraj zdałam egzamin teoretyczny na prawo jazdy. Udało mi się okiełznać rozbiegane myśli na tyle, żeby zdać test bez błędów. Maleńki to wprawdzie sukcesik, ale zawsze coś...
Jutro udam się do WORD Bródno w celu wystania w kolejce dogodnego terminu egzaminu praktycznego. Jakoś trudno mi się zmusić do entuzjazmu na tę myśl :)