Aktualnie trwa długi weekend. Ludziska wypoczywają między jedną wyprawą na cmentarz a drugą. Ja nie wypoczywam, bo moje dzieciątka wstały o 4.30 :)
Teraz hasają sobie radośnie wszyscy troje (bawią się we wróżki - Zuzia jest Kwiatową Wróżką, Ania jest Wróżką Zębuszką a Mateusz jest dzidziusiem. Zabawa polega na galopowaniu w stadzie po korytarzu i produkowaniu jak największego hałasu.). Usiłuję nie myśleć o tym, co czują sąsiedzi z dołu. Za to mam czas na spokojne śniadanie i blogowanie :)
Trochę późno, ale lepiej późno, niż wcale:
... czyli sezon dyniowy. Jeszcze kilka lat temu trudno było u nas o dynię. Teraz na każdym straganie i w każdym warzywniaku piętrzą się zachęcające, pomarańczowe stosy, obowiązkowo zwieńczone dyniową, szczerzącą się gębą.
Co roku ulegam dyniowemu czarowi i przerabiam owo użyteczne warzywo na ciasta oraz prażone pestki. W ilościach hurtowych.
Moja ulubiona wersja to klasyczna tarta dyniowa, czyli w języku language -
pumpkin pie. Lubię to słowo, brzmi zabawnie.
Smakuje znacznie lepiej niż wygląda ;)
Żeby zrobić tartę dyniową, trzeba najpierw mieć
puree z dyni. W krajach cywilizowanych kupuje się je w puszkach, w supermarkecie. Jako, że żyjemy w kraju niezbyt cywilizowanym oraz jesteśmy ekonomiczni i ekologiczni - puree robimy sami.
Dynię pozbawiamy pestek i flaków ze środka. Kroimy na ćwiartki, ćwiartki na pół. Układamy kawałki na blasze do pieczenia miąższem do dołu, nalewamy na blachę szklankę wody i wstawiamy do piekarnika, nagrzanego do 200 stopni. Pół godziny powinno załatwić sprawę, jeśli warzywo stawia opór, to dłużej. Dynia po upieczeniu ma być miękka (pomocny w ocenie jest test widelca).
Wyjmujemy dynię z piekarnika, czekamy aż ostygnie. Następnie wyskrobujemy z niej upieczony miąższ. Zazwyczaj robię to łyżką do lodów, bo tak najwygodniej.
Wrzucamy do malaksera i miksujemy na gładkie puree. I już :) Prościzna :)
Nadmiar puree można, a nawet należy zamrozić na zimę :)
Do tarty potrzebujemy też
kruchego ciasta. Mam swój niezawodny przepis, który sprawdza się jako spód do słodkich tart oraz szarlotki:
375 gram mąki (nie jestem w stanie zapamiętać ile to szklanek), najlepsza jest krupczatka
1 szklanka cukru (najlepiej pudru)
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
Suche składniki wsypujemy na blat i mieszamy rękami. Świetna zabawa dla dzieci.
Następnie wyciągamy z lodówki masło (1 i 1/5 kostki) lub margarynę (1 kostka), wrzucamy do suchych składników i siekamy nożem, aż kawałki masła będą mniej więcej wielkości ziaren fasoli. Czyli dość drobno.
Wyjmujemy z lodówki jajko i wbijamy do ciasta. Szybko zagniatamy. Pakujemy kulę ciasta w folię i wkładamy na co najmniej godzinę do lodówki. Można zrobić więcej, zamrozić i mieć z głowy.
Z tej porcji ciasta wychodzą mi dwa spody do tarty.
Jeszcze tylko
dyniowe nadzienie:
Do miski wrzucamy:
2 szklanki puree z dyni
1/2 - 1 łyżeczki mielonego imbiru
1/2 - 1 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki kardamonu
szczypta mielonych goździków
1 łyżeczka soli
4 jaja, lekko ubite
1 szklankę miodu
1/2 szklanki mleka
1/2 szklanki słodkiej śmietanki
Mieszamy. Starcza na wsad do 2 niedużych tart.
Formę do tarty smarujemy masłem, wykładamy rozwałkowanym ciastem. Wlewamy nadzienie. Pieczemy w temperaturze 205 stopni przez około godzinę, albo do momentu, kiedy nóż/patyczek wbity w ciasto około 4 cm od brzegu będzie mniej więcej suchy.
Najlepsza lekko ciepła, z bitą śmietaną.
Mlask ;)