piątek, 11 kwietnia 2014

Utopia

Nie znam się na filmach, nie ogladam dużo, nie chwytam nowości, nie rozpoznaję aktorów ani całej reszty. Ale, na całe szczęście, mam znajomych, którzy się znają i czasem podrzucają mi smakowite kawałki. Koleżanka poleciła mi ten serial.

"Utopia"

Na razie wyszła tylko pierwsza seria, zaledwie 6 odcinków, mniej więcej godzina każdy. Obejrzałam w dwa dni, zaniedbując po drodze gary w zlewie, wysypujace się z kosza pranie oraz chrzęszczącą podłogę...

Serial ma już rangę kultowego, i doskonale rozumiem czemu. Wgniotło mnie w moje skromne komputerowe krzesełko ;) Poczułam się audiowizualnie sponiewierana, w bardzo pozytywnym sensie. Obraz po prostu poraża. No dobra, przynajmniej MNIE poraziło :) Może dlatego, że mało oglądam i jestem nieodporna.

Centrum fabuły jest manuskrypt komiksu, który zawiera groźną tajemnicę. Sama fabuła jest komiksowa - grupka zupełnie zielonych i fajtłapowatych użytkowników pewnego forum usiłuje ratować świat przed złowrogą organizacją i jej wielkim spiskiem. Sekret tegoż zawarty jest we wspomnianym komiksie, narysowanym przez szalonego naukowca, który popełnił samobójstwo. Brzmi jak streszczenie pierwszego lepszego produktu Marvela.

Bohaterowie są komiksowi - bardzo wyraziści, aż przerysowani do granic absurdu, trochę jak z Tarantino.

W pierwszym odcinku najbardziej rzuca sie w oczy para panów, którzy wyglądają jak kompletne łosie i pierdoły, co mocno kontrastuje z ich działaniami - zajmują się głównie mordowaniem i torturowaniem rozmaitych mniej lub bardziej przypadkowych ludzi, zadając im pytanie: "Where is Jessica Hyde?". Bardzo długo nie wiadomo o co chodzi, co - ku memu zdziwieniu- zupełnie mnie nie znudziło ;)
Po prawej stronie, proszę, plakat z filmu, z tym sławnym pytaniem. Kto oglądał, wie co tu robi łyżka. Kto chce się dowiedzieć i nie boi się szoku, niech obejrzy ;)

Co najniezwyklejsze - komiksowość rozciąga się na warstwę wizualną i dźwiękową.

Sporo jest pięknych, długich ujęć, które wygladają jak sfilmowane plansze powieści graficznej. Chyba po raz pierwszy w życiu oglądałam film, który co jakiś czas musiałam, po prostu musiałam zastopować, żeby napatrzeć się na kompozycję. I kolory. Fantastyczne kolory, bijące po oczach zestawienia barw, przykuwające wzrok, nawet kiedy na ekranie niewiele się dzieje.


Są wszędzie. Sporo kadrów można by ot tak wydrukować, oprawić i powiesić na ścianie ku ozdobie.


Nie mogę się oprzeć i chyba kupię sobie to cudeńko na dvd. Chciałabym to kiedyś obejrzeć na możliwie dużym ekranie, najlepiej na blu ray, wtedy byłoby widać każdy szczegół a szczegóły są tu bardzo ważne... Póki co, dvd musi starczyć. Zresztą, nie każdy serial dostępuje zaszczytu leżakowania na mojej półce ;) Ten z całą pewnością zasługuje na honorowe miejsce.


Rzadko wracam do czegos co już raz obejrzałam. To będzie właśnie jeden z tych rzadkich przypadków ;)


 Na scenkę z latarnią patrzyłam dobre kilka minut i chyba ustawię ja sobie na desktopie.


Ścieżka dźwiękowa jest... niepodobna do niczego, z czym się do tej pory zetknęłam. Dziwna. Taka właśnie... komiksowa. Doskonale współgra z wizją. Stworzył ją Kanadyjczyk, Cristobal Tapia De Veer.
Słuchając, mam wrażenie, że jestem gdzieś poza... Poza wszystkim. Zamknięta w blaszanym wiaderku z dźwiekiem. Albo, tak jak napisał autor TEJ RECENZJI, w labiryncie dźwięku. Ta muzyka coś mi robi, sama nie wiem co :D Ale nie jest to nieprzyjemne :D

Proszę, tutaj próbka. Prawda, że zdziwne? Nie mogę oderwać uszu :)



Z niecierpliwością czekam na drugą serię, która podobno ma wyjść w tym roku :) Mam nadzieję, że będzie co najmniej tak samo dobra.

czwartek, 10 kwietnia 2014

"Penpal" - Dathan Auerbach

Znalazłam tę perełkę w amazońskim dziale dreszczowców. Przewijała się również na rozmaitych listach Najlepszych Horrorów. I słusznie.

Opowieść wykluła się jako seria opowiadań na reddicie, w sekcji horrorów. Podobno powstały do nich ilustracje, nagrania audio i video, aż w końcu skompilowano je w książkę.

Przed chwilą skończyłam czytać i usiłuję się otrząsnąć z przerażenia i smutku. Jest straszno, bardzo straszno (nawet dla takiej horrorowej wyjadaczki jak ja), zwłaszcza, że to powieść o dzieciach.
W konwencji poszatkowanych wspomnień, pewien pan opowiada co mu się kiedyś przytrafiło.
Historia rozwija się niespiesznie, narrator kreśli bardzo szczegółowe opisy zapamiętanych z dzieciństwa miejsc, ludzi, przedmiotów, zabaw. W kolejnych rozdziałach spokojnie i powolutku wchodzimy w klimat, narracja rozwija się łagodnie, delikatnie przynudzając, żeby nagle skurczyć się, przepraszam za banał, w paroksyzmie lęku.
Wspomnienia nie są poukładane chronologicznie, każde z nich odkrywa kolejny fragment mrocznego obrazka. To, co z punktu widzenia dziecka było niezrozumiałe albo nieistotne, nagle nabiera nowego znaczenia. Ciemność widzę, ciemność...
Z każdym następnym dopasowanym puzzlem groza narasta. Subtelna, dusząca, bez potworów, nadnaturalnych mocy albo prucia flaków. Groza nieoczywista, i przez to wymowniejsza. I smutek. Bo oprócz niepokoju jest też rozpacz i strata.
Z literackiego punktu widzenia zapewne nie jest to arcydzieło, ale, jak zwykle, mam to serdecznie gdzieś. W moim własnym misiowym systemie oceniania (recencja o misiach - podobało misie/ nie podobało misie) powieść otrzymuje pięć misiów ;)

środa, 9 kwietnia 2014

Jestem niewinny

Dzisiaj w przedszkolu.

Wedle relacji Cioci K. -

Matju wstaje po drzemce. Ciocia D. chce mu sprawdzić pieluchę.
CD: Jak tam Mati, sucha pielucha?
Matju: [wstaje, podnosi ręce obronnym gestem i gromko zeznaje] NIĆ NIE ZLOBIŁEM! NIĆ NIE ZLOBIŁEM!