Znalazłam tę perełkę w amazońskim dziale dreszczowców. Przewijała się również na rozmaitych listach Najlepszych Horrorów. I słusznie.
Opowieść wykluła się jako seria opowiadań na reddicie, w sekcji horrorów. Podobno powstały do nich ilustracje, nagrania audio i video, aż w końcu skompilowano je w książkę.
Przed chwilą skończyłam czytać i usiłuję się otrząsnąć z przerażenia i smutku. Jest straszno, bardzo straszno (nawet dla takiej horrorowej wyjadaczki jak ja), zwłaszcza, że to powieść o dzieciach.
W konwencji poszatkowanych wspomnień, pewien pan opowiada co mu się kiedyś przytrafiło.
Historia rozwija się niespiesznie, narrator kreśli bardzo szczegółowe opisy zapamiętanych z dzieciństwa miejsc, ludzi, przedmiotów, zabaw. W kolejnych rozdziałach spokojnie i powolutku wchodzimy w klimat, narracja rozwija się łagodnie, delikatnie przynudzając, żeby nagle skurczyć się, przepraszam za banał, w paroksyzmie lęku.
Wspomnienia nie są poukładane chronologicznie, każde z nich odkrywa kolejny fragment mrocznego obrazka. To, co z punktu widzenia dziecka było niezrozumiałe albo nieistotne, nagle nabiera nowego znaczenia. Ciemność widzę, ciemność...
Z każdym następnym dopasowanym puzzlem groza narasta. Subtelna, dusząca, bez potworów, nadnaturalnych mocy albo prucia flaków. Groza nieoczywista, i przez to wymowniejsza. I smutek. Bo oprócz niepokoju jest też rozpacz i strata.
Z literackiego punktu widzenia zapewne nie jest to arcydzieło, ale, jak zwykle, mam to serdecznie gdzieś. W moim własnym misiowym systemie oceniania (recencja o misiach - podobało misie/ nie podobało misie) powieść otrzymuje pięć misiów ;)
1 komentarz:
Ja nie mogę czytać takich cięzkich książek..za bardzo mnie przybijają ;/
Prześlij komentarz