czwartek, 21 lipca 2011

Deluzja

Gorąco. Parno. Duszno.
Opuchnięte kostki, zadyszka, złe sny.
Wczoraj w nocy przyśniło mi się, że rodzę martwe dziecko. CZUŁAM. Bolało. Obudziłam się, gryząc kołdrę. Oczywiście "ból" minął kiedy tylko otworzyłam oczy. Zapaliłam światło i dłuższą chwilę oglądałam pościel w poszukiwaniu śladów krwi. Ot takie tam drobne i niegroźne schizy stanu zwanego dowcipnie błogosławionym.
Jak na złość Wewnętrzny spał. Nie ruszał się zupełnie. Przerażenia, które mnie ogarnęło, po prostu nie da się opisać. Uspokoiłam się dopiero po godzinie, kiedy poczułam małą piętę, wbijającą mi się w żebra.

Z pewną obawą oczekuję dzisiejszej nocy.

...

środa, 20 lipca 2011

Pirata drogowego zmagania z aprowizacją

Ja dziś pirat, drogowy znaczy się. Życie zmusiło mnie brutalnie do zwizytowania centrum handlowego - skończyła się woda mineralna, a to, co ciecze z kranu, nadaje się co najwyżej do mycia. Małżonek jeszcze dobrych 6 tygodni nie siądzie za kierownicą, więc nie pozostało mi nic innego jak zapakować rodzinę do samochodu i przypomnieć sobie - jak to się robiło, no jak, sprzęgło, gaz, cholera gdzie ten hamulec... Od dawna nie jeździłam, bo znienacka łapią mnie silne skurcze, co na drodze byłoby bardzo niebezpieczne. Tym razem przezornie wybraliśmy porę, w której ruch jest niewielki. I słusznie - aż się prosiłam o nieszczęście. Szczegółów oszczędzę, bo nie ma się czym chwalić.
Moje poświęcenie zostało nagrodzone obiadem, którego nie musiałam sama gotować. Ale już zakupy musiałam poczynić sama, dziękiż Bogu choć za to, że małżonek dzieci zagospodarował stacjonarnie i nie miałam ich ze sobą.
Po załadowaniu wózka jedenastoma pięciolitrowymi baniakami wody, licznymi napojami, sokami i wszelakim innym dobrem, ledwie byłam w stanie ruszyć go z miejsca, spokojnie ważył z siedemdziesiąt kilo albo więcej ;). Budziłam zgrozę i przerażenie wśród licznych obecnych w sklepie ciężarnych kobiet (południowa pora to istny wysyp ciężarówek i matek z wózkami), ślicznych, wdzięcznych, starannie ubranych i umalowanych, drepczących na obcasikach, dzierżących w dwóch paluszkach koszyki z ekologiczną wędlinką i organicznymi warzywkami. Swoją drogą jak to łatwo rozpoznać kto jest w ciąży pierwszy raz ;)
Wymieniłam porozumiewawcze, zmęczone uśmiechy z równie jak ja obciążoną i zaciążoną mamą, holującą dodatkowo energicznego dwulatka i jego grający rowerek. Wcisnęłam się do kasy pierwszeństwa, rozpychając się dyskretnie brzuchem, przetargałam zakupy na taśmę a potem z taśmy, zostałam obdarzona współczującym komentarzem kasjerki (pani w ciąży i takie ciężkie rzeczy, ojej, biedna...) i ufff, alleluja, byłam wolna. Półwisząc na wózku, z wściekłą determinacją w oczach pełzłam w ślimaczym tempie, dobiłam do rodziny i na koniec poprawiłam sobie humor  lodami z bitą śmietaną (Wewnętrzny będzie wielki, dietę szlag trafił, ale już mi wszystko jedno).
Przedostatnim wyzwaniem było zaparkowanie w garażu, kiedy wybieraliśmy miejsce garażowe przy zakupie mieszkania, musieliśmy mieć jakieś zaćmienie umysłu... Nie umiem tam sama zaparkować, za ciasno jest. Małżonek musi stać obok i pokrzykiwać - "jeszcze cofnij, jeszcze, nie, w drugą stronę odbij, no prostuj kierownicę, do tyłu, już, no nie tak, jeszcze odbij, nosz w lusterka patrz w lusterka!" i tak dalej :) Nigdy nie wiem w którą stronę mam kręcić (mąż krzyczy jedynie - kręć w drugą! a ja nie pamiętam która była pierwsza ;) i gdyby nie czujniki parkowania (cudowny wynalazek, Nobla ktoś powinien za to dostać ;)) moja piękna Corolka wyglądałaby już jak zużyta puszka po konserwach :)
Jeszcze tylko przeniesienie zakupów na miejsce docelowe i już. Mission accomplished. Za wysiłki płacę teraz bólem kości miednicy przy każdym kroku, chyba zaraz rozpadnę się na kawałki.

Moja ręka (ta, która spotkała się z tłuczkiem) przestała przypominać siekane mięso, nabrała subtelnie sinobłękitnego koloru i daje się zginać w nadgarstku, więc jest dobrze. Gdyby nie wrodzona zdolność do szybkiej regeneracji, nie pożyłabym chyba długo. Z takim talentem do samouszkodzeń wyeliminowałabym się już dawno temu.

Ku odprężeniu i uśmiechnięciu - piosenka moja kochana, tematycznie, o piratach :) Dawno, dawno temu oglądałam magazyn "Morze" tylko dla tej czołówki ;)
The Pirates and Mike Brady - "Victory". Czaduuuu!!! :)))

37tc

Zaczynamy 37tc. Jeszcze dwa tygodnie i zielone światło. Zaczynam się bać, nie tyle samego rozpakowania, co logistyki okołoporodowej :/ Ja sama z dziećmi, mąż w pracy, bez samochodu. Będzie musiał wziąć taksówkę, przyjechać do domu, a ja dopiero wtedy będę mogła ruszyć do szpitala, też taksówką. Panicznie się boję, że nie zdążę, taksówka się spóźni, i jeszcze ta cholerna Warszawa - korki, remonty, pozamykane ulice. Staram się o tym nie myśleć za dużo, ale myśli się jakoś samo... 


poniedziałek, 18 lipca 2011

W(y)padki cd.

Tłuczek do mięsa to w rękach kobiety broń straszliwa. Zaś w rękach kobiety, która ledwie się trzyma w pionie ze zmęczenia jest to narzędzie niebezpieczniejsze od bomby. Przy okazji tworzenia obiadu uszkodziłam blat kuchenny oraz usiłowałam dość energicznie acz zupełnie niechcący przetworzyć własną dłoń na kotlet, skutkiem czego prezentuje się teraz trochę jak skrzyżowanie poduszki z mięsem mielonym ;P Ale nie jest tak źle jak wygląda.
Małżonek najpierw skonstatował, że jestem nienormalna, z czym potulnie się zgodziłam (bo jak tu się nie zgodzić); następnie, w celu uniknięcia dalszych strat w ludziach i rzeczach, zażądał scedowania na niego wszelkich czynności wymagających użycia przedmiotów niebezpiecznych.

Szukając usilnie jasnych stron życia odkryłam dziś, że na placu zabaw pod blokiem łapię zasięg naszej wifi :) Odetchnęło me uzależnione od netu serce i wyczuwalnie spadł mi poziom agresji :)

Imię

Wewnętrzny nadal jest bezimienny. Wszyscy pytają, czy mam już imię dla niego. Miałam, owszem, ale zmieniłam zdanie, a raczej zmieniono mi je. Teraz myślę, bo wypadałoby mieć kilka koncepcji, żeby jakąś dopasować do  nowonarodzonej buzi.
Ciągnie mnie do takich imion jak Beniamin, Emanuel albo Nataniel, dla mnie absolutnie przepiękne. Obawiam się jednak, że są zbyt, jakby to rzec, ekstrawaganckie jak na dzisiejsze czasy. Ewentualnie postaram się wcisnąć mu tak na drugie ]:-> Jakby co, nie będzie się przyznawał ;)
Może Tymoteusz? Albo Szymon?
W opcji są też: Filip, Eryk, Olaf (słabość mam do Skandynawii :), Dominik, Dawid, Joachim, Mateusz, Marek...
A jak się nie będziemy mogli zdecydować, to po prostu dostaniesz mój Synku na imię Adam. Imieniny będziesz obchodził z mamą. W Wigilię. O.