piątek, 9 października 2009

Pozytywnie pieluchowo

No i nadeszła ta wiekopomna chwila, kiedy ciekawośc po paru latach zwyciężyła przyzwyczajenie i wątpliwości i zapieluchowalam Ankę wielorazowo ;) Wymówką po temu stała się plama na tyłku Młodej, która nie znikała od miesiąca mimo intensywnych zabiegów różnorakiej natury.
Lekarz pierwszego kontaktu zasugerował stanowczo alergię na pampersy marki pampers, co ja ochoczo podchwyciłam (nie wierzyłam i dalej nie wierzę że to alergia, bo nie znikło;) ).
No i mając tak piękne, medyczne usprawiedliwienie dla szaleństwa, rozpoczęłam zakupy ;)
Nikt mnie nie uprzedził, że to tak wciąga :D Wcale nie gorzej niż chusty a może nawet lepiej, bo produkty jakby tańsze, do tego w ciągłym użyciu - dzieciak może nie chcieć się nosić ale sikać jednak będzie ;)
Nie mamy szans na kupno pasujących rozmiarowo kieszonek ani AIO bo szyte są zawyczaj do 14-16 kilo, a Ania ma prawie 15. Nie wydam 70 złotych na pieluchę, która starczy na miesiąc :)
Na razie najbardziej odpowiadają nam pieluchy składane - prefoldy (z prefoldów najbardziej odpowiadają nam Babykicks konopne, ale cenę mają zaporową...), bambusowa tetra (wspaniała w dotyku, łatwo się dopiera i chłonna jak diabli) oraz tetra niebielona (też bardziej chłonna od zwykłej). Cudowne i niedrogie są pieluchy frotte, chłonne, mięciutkie i bardzo wielofunkcyjne. Straszną frajdę mam z klamerek Snappi, mała rzecz a cieszy jak nie wiem co ;) Żeby Młoda miała sucho używam polaru pociętego na kawałki - kawałek do pieluchy i można żyć, dopóki dołem nie zacznie lecieć ;) Zafundowałam Ance też odrobinę luksusu - wkładki z jedwabiu, leczące odparzenia. Nie wierzyłam, że to działa, ale działa, naprawdę. Szok.
W zakupowym szale nabyłam kilka otulaczy - Imse Vimse, Bambinex i mięciutki Kikko, ale PULowe otulacze z rzepami potrafią porysowac Młodej okrągły brzuszek albo tłuste udka, więc czaimy się na bezrzepowe wełniane galoty, mam nadzieję, że będą pasowały. Ciut bardziej skomplikowane w obsłudze, bo po każdym praniu (ręcznym) trza je moczyć w gaciowej zupie z lanoliną coby je zaimpregnować, ale jakoś to przeżyję, wszak jestem matką niepracującą, siedzę w domu i nic nie robię to i gacie mogę pomoczyć ;)
Całe to zawracanie głowy z pieluchami odpowiada mi z jednego powodu. Nie chodzi mi ani o straszną "chemię" (nadal zakładamy jednorazówki na noc i na dłuższe wyjścia) bo się chemii nie boję, co już nieraz udowodniłam nie tylko w wirtualu ale i w realu; ani o produkowanie nieekologicznych śmieci. Po prostu mam taki, jakby to powiedzieć - nawyk, obsesję, natręctwo... Zmieniam pampersy co godzina, półtorej, kiedy Młoda zostawała w pampku na dłużej ja dostawałam szału i aż mnie trzęsło, oczami duszy widziałam te miliardy bakterii, możliwe zakażenia, odparzenia, syf i tak dalej. A kiedy zdejmowałam i wyrzucałam suchego albo prawie suchego pampka miałam okropne uczucie że coś się bardzo marnuje :) A teraz mogę sobie zmieniać pieluchy tak często jak uważam za stosowne, wyprać i już.
Ciekawa jestem czy i kiedy mi się znudzi ;)