sobota, 20 lutego 2016

Badanie

Matju: Mama, otwórz paszczę.
Ja: [posłusznie otwieram paszczę]
Matju: [wkłada mi do gęby patyk i zagląda] Wszystko w porządku!
Ja: To znaczy?
Matju: Nie masz żadnych... uczuć!

No, to faktycznie w porządku ;) Chciałabym ;)

piątek, 19 lutego 2016

Śmiechajki

Jakie było życie przed założeniem rodziny? Ktoś pamięta?

Parent Fantasy Hotline

Hehe. Ja już nie pamiętam, to było tak dawno. Żeby sobie przypomnieć też musiałabym zadzwonić na linię specjalną ;)

Szczególnie bawi mnie ten skecz w kontekście dzisiejszego powrotu Męża z tygodniowej podróży służbowej. Wrócił z uśmiechem na twarzy, stęskniony i pełen optymizmu oraz dobrych chęci. Po dwóch godzinach wygląda jakby chciał z powrotem spakować walizkę i wsiąść w pierwszy lepszy samolot dokądkolwiek ;)


środa, 17 lutego 2016

Cel, pal

Dzieci - mistrzowie operowania poczuciem winy. Z precyzją mordercy wymachującego piłą łańcuchową.
Są jak wilki, wyczuwają słabość i bezbłędnie uderzają tam, gdzie zaboli ;)

"Nie kochasz mnie, jakbyś mnie kochała to kupiłabyś mi lego ninjago!"
"Nie kochasz swoich dzieci, nic cie nie obchodzi, że Mateusz mnie pobił!" (od dwudziestu minut oglądają Gumballa, tłukąc się przy tym na kanapie i wyjąc jak potępieńcy, gdybym leciała na każde zawycie, oszalałabym albo ich po prostu wydusiła).
"Gdybyś mnie kochała dałabyś mi więcej cukierków niż Mateuszowi!"
"Zapomniałaś o.... (tu wstawić cokolwiek, od sprawdzenia pracy domowej albo zakupu gumy do żucia po opłacenie składki na wycieczkę), musisz mi to wynagrodzić! Kup mi gazetkę Barbie z temperówką!"
"X ma .... (tu wstawić cokolwiek w cenie powyżej 300 złotych: Furby, iPad, telefon, konsola...), jej mama ją kocha, gdybyś mnie kochała to też byś mi kupiła! Ale jesteś niedobrą mamą i na pewno mi nie kupisz."
"Jesteś złą mamą, bo... (podałam legginsy w niewłaściwym kolorze, nie zrobiłam kakao, nie pozwoliłam siedzieć do 21.00 przed tv, itd)

Czasem odnoszę wrażenie, że wychowywanie dzieci jest niczym niekończąca się próba odtańczenia flamenco na polu minowym. Gdzie, czego byś nie próbował, i tak raz za razem wylatujesz w powietrze.

Fun fact: kiedy byłam mała, nienawidziłam gadki mojej mamy o tym jaka była biedna, wychowywała się na wsi i nie miała żadnych zabawek i tak dalej i że ja nie powinnam się domagać bo mam dość. Obiecywałam sobie, że ja... moim dzieciom... nigdy...
Teraz z pełnym przekonaniem wstawiam podobną gadkę mojemu potomstwu :D I oni jej nienawidzą tak samo jak ja kiedyś ;)
Jaka piękna symetria ;)






Światełko...

... w tunelu.

Zazwyczaj Matju przychodzi mnie obudzić między 5.00 a 5.30. Czasem wcześniej. Rzadko później.
Nawet jeśli nie przychodzi mnie obudzić, budzę się sama, i z drżeniem serca oczekuję na jego przybycie. Będzie płakał, czy nie będzie płakał? Będzie się awanturował czy przytulał? Foch czy niefoch?
Obudzona bladym świtem jakoś niewiele mam zasobów na uspokajanie czterolatka, sama potrzebuję, żeby ktoś mnie uspokoił, ale cóż poradzić, taka sytuacja ;)

Nigdy nie kryłam, że poranne wstawanie nie jest moim ulubionym zajęciem i, jeśli to możliwe, wolałabym dłużej pogrzać się pod kołdrą. Tylko, że nic nie działało. Matju zawsze wie czego chce. Ale...

Otóż przyszedł dziś do sypialni o 6.30, z szerokim uśmiechem stanął przy moim łóżku, nachylił się, dał mi buziaka i niepewnym tonem spytał:
- Czy wstałem o dobrej godzinie?

Wzruszyłam się jak świeżo zbronowana ziemia. Kochany synku, niech ci tak zostanie.

Gdyby dziesięć lat temu ktoś powiedział mi, że będę MARZYĆ o wysypianiu się do 6.00 rano, powiedziałabym że się z koniem na łby pozamieniał. Och, życie jest pełne niespodzianek.


wtorek, 16 lutego 2016

Do słuchania

Jeśli ktoś lubi klimaty typu: horror, tajemnica, teorie spiskowe, siły nadprzyrodzone, to tutaj są dwa dobre podcasty do słuchania, w języku language.

Pacific Northwest Stories

Tutaj o jednym z owych podcastów pisze The Guardian. Pochlebnie. 

Zmyślone opowieści doprawiono szczyptą nauki i historii, dzięki czemu: a) jest bardziej prawdopodobnie / mniej niewiarygodnie oraz b) można dowiedzieć się czegoś ciekawego (wiecie co to jest komat pitagorejski? ;) Nie? Ja w sumie też nie, bo za cholerę nie rozumiem wyjaśnienia na Wikipedii ;) ).
Ponadto rzecz rozgrywa się w dużej mierze w miejscach, zwanych zbiorczo po polsku Wybrzeżem Północno Zachodnim, które to miejsca podobno są bardzo piękne. Nie wiem, nie byłam, ale na zdjęciach podoba mi się szalenie. Wycieczkę w tamte rejony wpiszę sobie na listę marzeń. Chyba będę potrzebować większej skarbonki.


Ukryty wymiar

Co widzą niedospani ludzie, tłoczący się o 7.30 na przystanku autobusowym w kierunku miasta?

Widzą wysoką, niestarannie ubraną i nieuczesaną matkę z kilkuletnim synem. Widzą jak syn biegnie do osiedlowej furtki, otwiera, przepuszcza matkę. Matka dziękuje, bierze syna za rękę, idą. Wszystko wygląda normalnie.

Ludzie widzą jak dwadzieścia metrów dalej syn staje jak wmurowany i oznajmia, że chce pić.
Być może widzą jak matka próbuje wytłumaczyć, że nie ma ze sobą wody ani pieniędzy i że za kilka minut w przedszkolu (do którego jest bardzo, bardzo blisko, ludzie nie wiedzą, ale matka wie, nie wybrałaby się bez wody w daleką drogę) syn dostanie tyle picia ile tylko zechce. Jeszcze chwilka.

Widzą jak syn zaczyna podnosić głos i odmawia pójścia dalej. Widzą jak matka ciągnie go za ramię do przejścia dla pieszych, a on krzyczy "nieeeee!". Widzą jak syn chce się wyrwać prosto na ulicę, między samochody, a matka trzyma go obiema rękami.

Po drugiej stronie ulicy syn staje w błocie, tupie i mówi, że nie pójdzie dalej jeśli nie dostanie pić. TERAZ. Matka wreszcie traci cierpliwość i wrzeszczy. Syn zaczyna płakać. Nadal krzyczy "nie". Nie chce iść, chociaż na dojście do przedszkola potrzebują już tylko 3-4 minut. Ludzie nie wiedzą, syn nie wie, choć powinien, ale matka wie i ewidentnie doprowadza ją to do szału. Wyraźnie wściekła ciągnie syna za rękę dalej i za zakretem znikają z oczu publiczności zgromadzonej na chodniku. Koniec przedstawienia.

Czego nie widzą niedospani ludzie, tłoczący się o 7.30 na przystanku autobusowym w kierunku miasta?

Nie widzą porannej walki syna z matką o wszystko: o serek waniliowy, który jest nie taki jak trzeba, o ubieranie, o robienie kupy, o mycie zębów, o zakładanie butów, o wychodzenie z domu. Starszych sióstr, które rano nie podrapią się samodzielnie po tyłku, jeśli się im o tym nie przypomni i wiecznie się kłócą. Nie widzą, że ojciec wyjechał i matka musi ogarnąć sama to, co zazwyczaj z trudem ogarniają we dwoje. Nie widzą niewyspania, które od dziesięciu lat ciągnie się za matką jak ołowiana kula i powoli wykańcza. Nie widzą problemów osobistych, których nie wypada opisywać, bo, jak sama nazwa wskazuje, są osobiste, ale bolą jak ropiejąca rana co nie ma szans się zagoić w najbliższej przyszłości. Nie widzą wreszcie żalu ani poczucia winy, dławiących matkę cały czas od momentu, kiedy straciła cierpliwość.
Nie trzeba rzucać słowem, ani biblijnym kamieniem. Nikt nie ukarze krnąbrnej matki boleśniej, niż ona sama.

Kiedy byłam Doskonałą Mamą, czyli zanim zaszłam w ciążę, wiedziałam wszystko lepiej. Patrzyłam z potępieniem na takie krzyczące matki. Przecież z dzieckiem można rozmawiać, wytłumaczyć mu, dzieci są mądre, zrozumieją. Ta kobieta jest niewydolna i nieudolna, jak tak można, MNIE SIĘ TO NIGDY NIE ZDARZY. Wiem co mam robić.
Zabawne, prawda?

Troje dzieci, depresja i stany lękowe nauczyły mnie pokory i wstrzemięźliwości w wydawaniu sądów. Zdaje mi się, że ludzie, którym puszczają nerwy, najbardziej potrzebują wsparcia, a nie potępiających spojrzeń, świętojebliwej wyższości i werbalnych kopniaków. Z doświadczenia wiem, że odrobina życzliwości potrafi błyskawicznie obniżyć temperaturę konfliktu.
Każdego.


I staram się o tym nie zapominać.