piątek, 13 listopada 2015

Zrób szczeniaka z ziemniaka

Z cyklu: Mroczne Piękno Znalezione w Sieci.

OTO RADZIECKA KSIAŻKA DLA DZIECI, ilustrowana rysunkami, ewidentnie pokazującymi jak robić zabawki z... ziemniaków i zapałek.

Proszzz, obrazeczek na zachętę:


Prawda, że przepiękne? Mnie się zjeżyły włosy na głowie, szczególnie w kontekście tego, co stało się w kolebce Jedynie Słusznego Ustroju już kilka lat po wydaniu tego arcydzieła.

wtorek, 10 listopada 2015

Macierzyństwo - wyzwanie dla ludzi o mocnych nerwach (i żołądkach)

Pisałam już kiedyś o rotawirusie i wywołanym przezeń megapawiu na podłodze. (Matka sprząta.)
Prawdopodobnie pisałam kiedyś o systematycznie zasikiwanej pościeli ( i nie tylko pościeli). (Matka przebiera i pierze.)
Na pewno pisałam kiedyś o zawartości pieluchy (pozwolę sobie uściślić, że nie chodzi mi o siku) rozsmarowanej na meblach, ścianach i dywanie. (Matka załamuje sie nerwowo, czyści i dezynfekuje wszystko jak leci, puszczając od czasu do czasu dyskretnego pawika do podręcznej miski.)

Dziś miałam okazję rozszerzyć moje macierzyńskie kompetencje.

Otóż Matju panicznie boi się wydmuchiwania nosa. Dopóki był mały, masakrowałam go w razie potrzeby aspiratorem Katarek, podłączanym do odkurzacza (który niezmiennie polecam, znaczy aspirator, nie odkurzacz). Kiedy podrósł, stosowanie przemocy stawało się coraz bardziej utrudnione - spróbujcie utrzymać nieruchomo czterolatka o wzroście 115 i wadze mniej więcej 21 kilo: zapewniam, że to spore wyzwanie.
Po zebraniu kolekcji siniaków w różnych miejscach zdecydowałam, że metody hitlerowskie należy zastąpić stymulacją kory mózgowej, czyli muszę wziąć chusteczkę i przemówić dzieciakowi do rozumu.
Przemawiałam i przemawiałam do zachrypnięcia, całymi tygodniami, bez widocznych efektów. Boi się i już, dmuchał nie bedzie, matka, sp......aj, znaczy yyy... daj sobie spokój. Każdy kolejny katar zbierał coraz gorsze żniwo i trwał coraz dłużej (wiadomo, że zatkany permanentnie nos to istne SPA dla bakterii).
Przy ostatnim katarze, który trwa już od ponad tygodnia, zdarzyło się właśnie dziś, że po nieprzespanej nocy, półprzytomna o piatej rano, kazałam Młodemu dmuchać w chusteczkę, tylko... zapomniałam wziąć chusteczki. Matju zasmarkał mi zielonym glutem palce i był z tego powodu tak szczęśliwy, że niemal fruwał. Od tej pory dmucha tylko mamie w rękę... Bez chusteczki.

A potem ludzie się dziwią, że wino. Przecież na trzeźwo się, kurde, nie da.


niedziela, 8 listopada 2015

Poważna decyzja

Chcę obciąć włosy, zapisz mnie do fryzjera! Nie chcę obcinać włosów, chcę mieć kucyk! Mam dość długich włosów, tylko kołtuny się robią! Zapisz mnie do fryzjera! Nie zapisuj mnie do fryzjera! Aua, boliii! Nie mogę się rozczesaaaać!

Po kilku miesiącach mentalnych i werbalnych zmagań z samymi sobą, panienki definitywnie zażądały wizyty u fryzjera. Wcale im się nie dziwię, matka ma dwie lewe ręce do fryzur i jedyne co potrafi to krzywy warkocz ;) Kiedy patrzę na ślicznie uczesane królewny w szkole (francuski warkocz z boku głowy, korona, zygzakowaty przedziałek, kłos, no cuda panie cuda) to sie wstydzę, bo ja tak nie umiem. Więc po co się mają dzieci frustrować. Ciach i już.

Postrzyżyny nastąpiły wczoraj rano. Efekt jest, uważam, miły dla oka:



U Ani na nosie widac jeszcze resztki opuchlizny i blednący siniak, o którym zapewne napiszę w szerszym kontekście, jak tylko opadną mi emocje. Powiem jedynie, że szkoła nie zawsze przyjaznym miejscem jest.