Odetchnęłam. Cicho zamknęłam drzwi, opanowałam drżenie kończyn i skierowałam się do łóżka. Nagle szczęknęła klamka... Jakżeby inaczej - Zuzia się obudziła. Hurra.
Po krótkich przepychankach: "mamo, obudziłam się, mamo nie mogę zasnąć, mamo, popilnuj mnieeeee" i kulaniu się po Zuziowym łóżku, chciałam machnąć na wszystko ręką i pójść sobie, ale Zuza wpadła w szloch. W końcu wydusiła z siebie: "czy mogę iść do waszego łóżka?". Ach oczywiście córko, możesz. Resztę nocy spędziłam splackowana między małżonkiem a córą, zmarznięta (Zuzia ściągnęła ze mnie kołdrę) i obolała.
Dziś Ania jest tragicznie niewyspana, bo, mimo nocnych atrakcji, wstała przed szóstą rano. Płacze, wije się, awanturuje się, wyje, krzyczy, rzuca się na podłogę. Odmawia zaśnięcia, chociaż kilka godzin drzemki przydałoby się jej bardzo. A mnie jeszcze bardziej.
Do końca dnia jeszcze co najmniej sześć godzin. Aaaaarrrrghhhh.