sobota, 27 grudnia 2014

I po świętach

Można lizać rany duszy, planować dietę (nic nie jadłam, skąd ta opona na brzuchu?!) a przede wszystkim rozkoszować się faktem, że wszystko wróciło do normy. Do przeżycia został tylko Sylwester. Nie ogladam telewizji, więc 7/8 okołosylwestrowego szału kompletnie mnie omija, i bardzo dobrze.
W tym okresie miewam trudne do powstrzymania ataki mizantropii.


Na szczęscie są książki. W necie zaczęły fruwać literackie podsumowania roku 2014, w związku z czym lista książek do przeczytania wydłuża mi się w niekontrolowanym tempie. I jest to jedyna pozytywna konstatacja, która przychodzi mi do głowy.

piątek, 26 grudnia 2014

Dawka

Nie wiem ile jedna osoba może znieść wrogości, pretensji, biernej agresji i przypierdalania się, zanim się załamie. Pewnie trochę może, jeśli ma silną motywację. Kiedy takowej brak, erozja osobowości postępuje dość żwawo. Święta przyspieszają ten proces co najmniej dwukrotnie.



czwartek, 25 grudnia 2014

Półmetek

Dzieci jeszcze nie znudziły się prezentami. Ania dostała DVD z "Frozen" (to jej ukochany film) i dzieci obejrzały go dziś dwukrotnie. Domagały się trzeciego razu, ale Tata zaprotestował.

Uczę się pilnie na egzamin, starając się ignorować łomot do drzwi i wrzaski w korytarzu. Spokój. Tylko spokój może mnie uratować.
ZEN-on.

Bydlęta klękają

Msza dla dzieci. Kazanie.

Xsiondz: Wokoło żłóbka było dużo zwierząt, które dawały Panu Jezuskowi ciepło. Jakie to były zwierzęta?
Zu [ochoczo do mikrofonu na cały kościół]: Trzej królowie!


Xsiondz: Oprócz osiołka, jakie zwierzę było jeszcze obok Pana Jezuska? Jak w tej kolędzie ".... i osiołek".
Jakieś Dziecko [na szczęście nie moje]: BYDLĘ!




środa, 24 grudnia 2014

...

Zuza obcięła Mateuszowi włosy.


Tak samo kilka lat temu upiekszyła Anię. Myślałam, że coś do niej dotarło, bo ewidentnie wtedy nie byliśmy zachwyceni. Ale widać nie. Sznurek między uszami najwyraźniej nie przetwarza infomacji innych niż nazwy batonów i postaci z bajek.
Jestem po prostu wściekła, to już nawet nie złość, to furia, więc na tym poprzestanę, żeby się nie nakręcać.

Jestem jeszcze bardziej wściekła, bo przede mną dwa tygodnie siedzenia z nimi w domu, wszak hojna pani minister darowała dziecinkom dwa tygodnie wolnego, za co życzę jej żeby oblazły ją wszy i karaluchy wielkości żab. Dwa pierdolone tygodnie. To chore. To głupie. Boję się pomyśleć co się będzie tutaj działo. Praca się sama nie zrobi, a w styczniu dodatkowo mam jeszcze egzaminy.
Mam ochotę strzelać.

wtorek, 23 grudnia 2014

(Fail)start

Dziewczynki ubierają choinkę (jaka to ulga móc wreszcie scedować ten przykry obowiązek na dzieci!) a Mąż udał się do Castoramy. Na poszukiwanie części do spłuczki. Którą to część zepsułam ja, albowiem zachciało mi się mieć kostkę toaletową wrzucaną do spłuczki, ale jakoś umknął mi fakt, że nie każdą spłuczkę otwiera się tak samo więc coś w środku pękło na skutek mych delikatnych działań... Mąż miłosiernie i w duchu przedświątecznego wybaczenia nie urwał mi głowy, za co niech mu Bozia wynagrodzi.
Prezenty w większości spakowane. Jeszcze tylko trzeba poodkurzać. Nie wiem po co i nie chce mi się, ale Mąż nalega a po akcji ze spłuczką myślę, że dyplomatycznie będzie uczynić zadość jego życzeniom.


Sezon na:

uważam za otwarty.

[edit] Choinka ubrana do połowy a dziewczynki już się biją i "mamooo, weź ty to zróoooob", "mamooo, niech Ania ubieeraaa", "mamooo ale mnie się nie chceee, niech Zuzia to robiiii" ;) Moja krew ;) Moje małe, kochane Grinche :P

I jeszcze bliżej...

Obejrzałam na jutubie filmik o walce o karpia w Lidlu i zwątpiłam w ludzkość. Czy wszyscy oszaleli? Czy we wszystkich krajach święta wygladają podobnie? Wojna na kły i pazury w supermarketach, kilkudziesięcioosobowe kolejki do każdej kasy, każdy kolejkowicz z wózkiem wypchanym paszą w ilości, która spokojnie wystarczyłaby na przetrwanie apokalipsy zombie? Nerwy, poszczekiwanie i przepychanki. Potem w domu jeżdżenie na szmacie i powarkiwanie na rodzinę, bo przecież "na święta musi być czysto" (serio, musi? a czemu? ten przymus by mnie śmieszył, gdyby nie był taki straszny.). Stanie przy garach do późnej nocy. A potem dwa dni wpierdalania przed telewizorem, bo przecież to całe żarcie trzeba zlikwidować. Więc wpychać, wpychać, łykać leki na zgagę i niestrawność i wpychać do oporu. Bo święta. Rodzina zgromadzona wokół stołu, po przedświątecznym obłędzie nagle pozbawiona celu i skazana na odpoczynek. Mało kto wie, co ze sobą zrobić w takiej sytuacji. Na szczęście jest wódka. Polejże Jezuniu moja perełkoooo....
A potem "gdzie idziecie na Sylwestra"?
Aaaaarghhh. Śmierć, zniszczenie, anihilacja. Jestem inkarnacją Grincha.


poniedziałek, 22 grudnia 2014