sobota, 26 października 2013

Angina

Gorączka, która nękała Matju od czwartkowego wieczoru to angina.

Jesteśmy wszyscy nieco zmęczeni.


czwartek, 24 października 2013

Przestrzeń odzyskana

Kolejna drobna radość - dwóch miłych panów właśnie zabrało ode mnie kojec i krzesełko do karmienia, posłużą kolejnemu młodocianemu. Czemu mnie to tak cieszy? Bo zrobiło się pięknie i luźno. Nagle duży pokój zrobił się baaardzo duży. Przestrzeń, zawłaszczona przez okołodzieciowe duperele, powoli wraca do stanu normalnego.
Co tydzień, kiedy potomstwa nie ma w domu, rzucam się na dzieciopokój i wywalam średnio 4-5 60litrowych worków na śmieci, wypełnionych dziełami sztuki z kartonu, połamanymi zabawkami, rysunkami, wycinankami oraz okruchami ciastoliny i setką innych odpadów.
Jedną z rzeczy, które przyprawiają mnie o śmierć mózgu, jest właśnie to zawłaszczanie przestrzeni przez dzieci i ich gadżety. Mimochodem, po cichutku, tu klocuszek, tam samochodzik, tu laleczka tam książeczka i nagle nie ma w domu ani jednego kąta wolnego od zabawkowego chłamu. Siadasz i w tyłek kłuje cię BenTen, w sedesie pływają Bakugany, podłoga równomiernie posypana jest mieszanką połamanych kredek i klocków, a w łóżku wita cię czułe "koooocham cię!" Szczeniaczka Uczniaczka. Ratunku.


Przegrana batalia serca z rozumem

Rozum mówi - kobieto, zaczynasz przypominać kulę do zorbingu, trzeba by zrzucić z parę kilo.

Serce mówi - jest ci smutno, za dużo jesieni, za mało słońca, ogólna masakra, dół i brak sił. Potrzebujesz CZEKOLADY. I czekolady. I jeszcze więcej czekolady.

Jak zwykle, poszłam za głosem serca i wyprodukowałam cztery blachy czekoladowych ciasteczek. 1/3 zniknęliśmy razem z Mateuszem od razu po wyjęciu z piekarnika. 





Mleko i ciasteczka. Mniam.

środa, 23 października 2013

Cytat dnia

“Some friends don't understand this. They don't understand how desperate I am to have someone say, I love you and I support you just the way you are because you're wonderful just the way you are. They don't understand that I can't remember anyone ever saying that to me. I am so demanding and difficult for my friends because I want to crumble and fall apart before them so that they will love me even though I am no fun, lying in bed, crying all the time, not moving. Depression is all about If you loved me you would.”

― Elizabeth Wurtzel, Prozac Nation

Zapasy

Kolektywnym wysiłkiem całej rodziny, pod kierownictwem Taty, trzy kilogramy wściekle ostrych papryczek jalapeno zostały zamarynowane w siedmiu obiecujących rajskie doznania smakowe słoikach.



Ja byłam odpowiedzialna za krojenie. Po raz kolejny życie mi przypomniało, że po krojeniu jalapenos nie należy, na przykład, dłubać w nosie. Chyba, ze chcemy, by w paroksyzmie bólu i oparach kapsaicyny rozpuścił nam się mózg.


Zuzia przyjęła na siebie odpowiedzialne zadanie dystrybucji przypraw.



W tym roku zamarynowaliśmy papryczki razem z wnetrznościami, bez patroszenia. Ostatnio były za łagodne, wolimy takie, które bolą dwa razy - przy wprowadzaniu do organizmu oraz przy opuszczaniu go ;)

Pomysł na...

... edukację seksualną w szkołach.


Gwarantowany sukces.

wtorek, 22 października 2013

Muzyczna perełka

Lubię Walk Off The Earth. Kiedy na nich patrzę, nie mogę się nie usmiechać :)

Tutaj świetny cover Taylor Swift. Śmiem twierdzić, że lepszy od oryginału (który też lubię) :)

niedziela, 20 października 2013

Hahahahahahahahahahaaaaaaaaaaaa!!!!!!

Joe Hill - "Heart-shaped box" - SPOILER

Tekst zawiera informacje na temat zakończenia powieści :) Żeby nie było, że nie ostrzegałam, jakby co ;)

Książka została przetłumaczona na polski.

Rockman W Średnim Wieku ma zamiłowanie do makabry. Zgromadził kolekcję dziwnych i strasznych rzeczy, od szesnastowiecznej czaszki po snuff film. Pewnego dnia na aukcji w internecie kupuje sobie ducha. Prawdziwego.
Duch okazuje się niezbyt trafionym nabytkiem. Żeby zapobiec katastrofie, Rockman W Średnim Wieku musi dogrzebać się do prawdy, nie tylko o duchu ale i o sobie oraz kimś, kto był mu kiedyś bliski.

Zaczęłam czytać. Przebrnęłam przez jakieś 20% książki i przysypiałam. Niby coś się działo, ale niemrawo a główny bohater to antypatyczny nadęty dupek i trudno było nie kibicować duchowi w próbach usunięcia go z tego świata.
Zastanowiło mnie - czemu taka książka ma tak dobre recenzje? Pogrzebałam tu i ówdzie i dowiedziałam się, że Joe Hill to pseudonim. Autor nazywa się Joseph King i jest... tadaaaam!... synem Stephena Kinga. Wszystko jasne.
Moje oczekiwania względem powieści gwałtownie wzrosły. I, o dziwo, powieść zaczęła je trochę spełniać. Tak mniej więcej od połowy.
Najbardziej byłam zaskoczona swoim stosunkiem do głównego bohatera. Autor poprowadził go bardzo ładnie, w miarę postępu akcji dowiadujemy się o nim coraz więcej i początkowa antypatia powoli zmieniła się w sympatię. Zaczęło mi zależeć na tym, żeby mu się jednak udało :)
Poza tym wszystko poprawnie, zgrabnie napisane, nie błyszczy oryginalnością wprawdzie, ale wybaczam, nie jestem wymagająca. Zaskoczeń ani olśnień nie dało się stwierdzić,  za to była rozrywka na przyzwoitym poziomie. Najbardziej mnie ujął HAPPY END. Serio, ktos wreszcie napisał horror z happy endem, całe życie na to czekałam ;)
Całość sprawia wrażenie raczej pisarskiej wprawki, niż bestsellerowej powieści. Tym niemniej jest to przyzwoita, dobrze czytalna, rzemieślnicza robota :)

TGIM



Wszyscy ludzie - TGIF (Thank God It's Friday)
Ja - TGIM (Thank God It's Monday)

Oby do poniedziałku.