piątek, 27 stycznia 2012

Latający Klusek

W drodze powrotnej dostałam w samolocie koszyk dla Młodego. Teoretycznie przeznaczony jest dla dzieci do 6 miesięcy, do 10kg wagi. Klusencjusz mieścił się w niego na wcisk, nie mógł się ruszyć, więc znienawidził ten pojemnik od pierwszego wejrzenia. Włożony do środka protestował tak energicznie, że ściany drżały, więc usypiałam go na rękach i dopiero porządnie zaśniętego odkładałam.


Na szczęście był to nocny lot, więc młodzież głównie spała snem sprawiedliwego, dzięki czemu i ja na większość czasu padłam jak ścięta kosą.
Przesyłam szczególne pozdrowienia miłej pani stewardessie, która okazała się mamą noszącą :) Zobaczyła Kluska w Ergo, zagadała do mnie i wyjawiła, że ona swoje dziecię nosi w chuście :)

Wszystkim podróżującym drogą powietrzną polecam rozwiązanie bezwózkowe - dzieć w nosidle to naprawdę wygoda, zwłaszcza kiedy ciągnie się ze sobą tyle bagażu co ja...

czwartek, 26 stycznia 2012

Czas zwolnił

Czas zwolnił... Jak to jest, że najlepsze chwile trwają mgnienie oka a te najgorsze ciągną się całą wieczność, niczym ocean szarego kisielu?
Nadal trwam w szoku adaptacyjnym. Wycięta z przyjaznego, spokojnego środowiska i rzucona w wir domowej apokalipsy chodzę i rozglądam się po mieszkaniu niewiele widzącym wzrokiem ;) Dziewczynki powitały mnie czułym - "mamooo, masz prezenty?" ;)
Rozpakowałam walizki. Trzeba zrobić pranie. Jutro Małżonek wyjeżdża służbowo do Japonii. Zrobić zakupy. Popłacić rachunki. Sprzątnąć, i to porządnie.
Co ja tu robię? Trzeba było się rozejrzeć na lotnisku, wcisnąć do luku bagażowego któregoś z samolotów i wiać, wiać...

Było mi DOBRZE. Byłam zaopiekowana, głaskana i zabawiana. Pytano mnie jak się czuję i na co mam ochotę. Niczego ode mnie nie żądano, nie oczekiwano i nie wymagano. Bliscy ludzie, błogość, ciepełko, przyjazny dom, przyjazny kraj (tambylcy są tak uprzejmi, że dla przeciętnego Polaka jest to nie do zniesienia;)). Wielkie przestrzenie (na mnie działają kojąco) i świeże powietrze (poważnie, kiedy wysiadłam w Warszawie, myślałam, że się uduszę). Wszędzie wokoło ulubiony język (nie, żebym była szczególnie gadatliwa w języku language ;P ale słuchac lubię).
Mało dziwne, kochani, ze po powrocie czuję się jak noworodek wyrwany przemocą z łona matki :P

Ciocia i Wujek porządnie rozpieścili Młodego, i bardzo dobrze :)


Klusek był równie zachwycony jak ja. Nie poznawałam własnego dziecka - z małego potwora terrorysty zamienił się w uśmiechniętego, pogodnego, gugającego dzidziusia jak z reklamy. Tym sposobem matka przekonała się po raz kolejny, jak wielki wpływ ma otoczenie na zachowanie niemowlaka. Cisza, spokój, czułość i uwaga, w sumie niewiele potrzeba, ale jak trudno to osiągnąć :/

Klusek w huśtawce:

I, nieco zszokowany, na wycieczce :)


W planach wyjazdowych nie miałam zwiedzania. Pora roku niesprzyjająca, gospodarze głównie w pracy, niemowlak. Odpoczywałam, obżerałam się smakołykami :P...



...spacerowałam...

...po okolicy, która wygląda o mniej więcej tak (cudne są tamtejsze domki, bardzo mi się podobają, chociaż większość jest absolutnie nierozróżnialna):


oglądałam tv (w domu nigdy nie mam czasu, no i brakuje mi anglojęzyczych kanałów, które dają mi złudzenie że rozwijam zdolności językowe ;)) Obijałam się :)

No, trochę szybkiego zwiedzania też się odbyło, oto kilka zdjęć z cyklu "tu byłam":





Ten szyld w polskiej dzielnicy mnie kompletnie pokonał: ;)




Przekonałam się, że moje depresyjne momenty w większości spowodowane są sytuacją zewnętrzną: przemęczeniem, samotnością, zamknięciem w domu i stresem. Wystarczyło zmienić środowisko, pozbyć się presji, odpocząć i znikły ataki płaczu, napady szału, nieuzasadniona złość i myśli samobójcze. Ale już czuję, że ten ciężar wisi nade mną, i za jakiś czas łupnie z całą mocą.
Udało mi się wyjrzeć ze swojej klatki i obrzucić ją wzrokiem od zewnątrz. Nabrać dystansu. Zaczęły majaczyć plany, kiełkują zalążki decyzji. Może tym razem uda mi się znaleźć właściwy kierunek. A może jeszcze nie.
Ogólnie, jednak, jest nieźle :)
Przynajmniej na krótko udało mi się osiągnąć Stan Perfekcyjnej Szczęśliwości ;), który wygląda tak:


Cóż mogę rzec... Chyba tylko DZIĘKUJĘ :****

Wróciłam

Wróciłam. Rozpakowałam się. Przechodzę szok adaptacyjny. Jak pozbieram myśli to napiszę :)