sobota, 1 listopada 2014

Jak żywa?

MAMO, MAMO!!! Patrz, zrobiłam ciasteczko-ciebie!!!! I zaraz cię polukruję!!!! MAMOOO, TO TY!



Uderzające podobieństwo. Nieprawdaż?

Krzyk

awantura, bek, chaos, eksklamacje, głos, głosik, głosy, gwałt, gwar, hałas, harmider, huk, jazgot, jęk, kakofonia,  klangor, kocia muzyka, kociokwik, krzyki, kweres, larum, mętlik, młyn, mowa, nawoływanie, odgłosy, okrzyk, pisk, płacz, pogwar, pohukiwanie, pokrzyk, pokrzykiwanie, pomruk, popłoch, poruszenie, porykiwanie, poszum, raban, rejwach, rozgardiasz, rozgłos, rozgwar, ruch, rumor, rwetes, ryczenie, ryk, skowyczenie, skowyt, skowytanie, szept, szum, szumek, śpiew, tumult, wezwanie, wołanie, wrzask, wrzawa, wycie, wykrzyknienie, zaklęcie, zamęt, zamieszanie, zawołanie, zgiełk

czyli inaczej

weekend z trojgiem dzieci

w domu.

Na uczelni, podczas zajęć z psychologii stresu, dowiedziałam się, że hałas jest najsilniejszym spośród fizycznych stresorów i najtrudniej się do niego przystosować.
Poziom decybeli >60 (60 db to dźwięk odkurzacza, maszyny do szycia albo kilku osób energicznie rozmawiających w pomieszczeniu) jest już dla organizmu stresujący. Niektórzy znoszą to lepiej, inni gorzej.
Płaczące niemowlę generuje około 85 db.
Krzyczące niemowlę generuje między 100-110 db.
Krzycząca grupa dzieci, przerwa w szkole - około120 db. Tyle samo co uderzenie pioruna albo koncert rockowy.

Moje dzieci nie osiągają końca skali, ale kiedy są razem, w jednym pomieszczeniu, natężenie hałasu wynosi zapewne powyżej setki.
Każdy taki weekend to udręka, ból głowy i zszarpane nerwy.
Nie mogę wyjść, mam pracę do zrobienia i sporo nauki. Naukę mogę przełożyć, ale pracy się nie da. Muszę skończyć to co muszę skończyć, niezależnie od warunków.
Mąż nie może wyjść, jest chory.

Myśli, które kłębią mi się w głowie nie nadają się do upublicznienia.

[edit: 17.00] Desperacka próba uspokojenia nastroju. Zagniotłam ciasto na ciasteczka, dałam foremki i kazałam wycinać.


Niestety, nie mogą jakoś dojść do porozumienia. Nadal jest bardzo głośno. W planach mam jeszcze lukrowanie, jeśli to nie pomoże, to nie wiem.

piątek, 31 października 2014

Halloween

Jest coś nieodparcie pociągającego w tym pseudoświęcie, festiwalu mroku i koszmaru.
Upiekłam "wiedźmie paluszki". Wyszły bardzo smaczne. Dzieciom się podobały.

Wyciągnęłam gałki oczne.


W szkole nie będzie żadnej zabawy, bo jest to niezgodne z naszą tradycją. Świętą, wielowiekową, jedynie słuszną i katolicką. W sumie wszystko mi jedno, odpadł problem stroju na bal.

Oprócz tego, wszystko jak zwykle.
Rano chciałam popędzić dziewczynki, bo coś wolno im szło przygotowywanie się do wyjścia. Weszłam do ich pokoju a tam...


Matju leżał w szafie na półce i udawał dzidziusia (czyli piszczał, bo dzidziusie, jak wszyscy wiemy, głównie piszczą) a Zu śpiewała mu kołysankę.

Małżonek powrócił z podróży służbowej na Filipiny. Opowiedział mi w jakim fajnym hotelu mieszkał, jakie smakołyki zajadał, jakie ciekawe rzeczy widział. Ja w zamian opowiedziałam mu jak zmywałam pawia z podłogi oraz biegunkę ze spodni i w nocy zmieniałam zarzyganą pościel. Okazaliśmy sobie nawzajem pełne zrozumienie ;)

Dostałam na osłodę życia filipińskie cukierki z mleka w proszku, suszone mango w czekoladzie oraz takie śliczne coś (zdjęcie z neta, bo moje gdzieś wcięło)
:


To są butelki w kształcie miniaturowych, ceramicznych kamieniczek. W środku jest trunek o nazwie Dutch Genever, 35 volt mocy, produkcji Bolsa. KLM rozdaje takie cudeńka w charakterze suwenirów w biznes klasie, wygląda na to, że już od lat '50. Alternatywnie można je też kupić online :) Strasznie mi się podobają :) Jak to mawiają na Allegro - "zdjęcie nie oddaje ich uroku" ;) ;)

wtorek, 28 października 2014

Rozmowy

Matju: Jeśtem Mateusz.
Ja: Tak, świetnie, a ja jak mam na imię?
Matju: Mama.
Ja: Nie, na IMIĘ, mam imię.
Matju: No MAMA!
Ja: Ale jak sie nazywam?
Matju: eeeee, zapomniałem.


Ja: Jeśli nadal tak się będziesz zachowywac to jutro nie pojedziesz na wycieczkę.
Ania: Ale wiesz, ja mam to tak trochę w nosie.

Zu: Mamo, a M powiedziała mi, że w czekoladzie jest coś od czego można złapać Ebola.
Ja: W czekoladzie? Ona zmyśla.
Zu: A co jeśli nie?
Ja: Wiem, że zmyśla, to bzdury.
Zu: Ale co jeśli to prawda? Ona przeczytała o tym W INTERNECIE!

I tutaj odczułam głęboką pokusę żeby nie wyprowadzać jej z błędu. Może udałoby się Ebolą wyplenić czekoladowy nałóg. Może i ja powinnam w to uwierzyć ;)


Keep calm...


Mission accomplished!









Miałam zapytać, czy w moim wieku jeszcze wypada nosić takie pantofelki, ale szczerze mówiąc wisi mi to ;)

Bąbak

Dynia z mordą stała na blacie w kuchni.
Matju wszedł i aż się zapowietrzył.

Mat: Ooooo! Dynia!!!!
Ja: Tak, to dynia Zuzi.
Mat: To bąbak!
Ja:?
Zuza: To wampir...
Mat: Bąpir?
Zuza: Tak, bąpir, yyyy... znaczy wampir.
Mat: Nieeee. To PUMPKIN!
Ja: Bardzo dobrze, to pumpkin czyli dynia, brawo.
Mat: Pumpkin pumpkin pumpkin!

Zu zabrała dynię do szkoły. Matju zorientował się poniewczasie.

Mat: Mamoooo! Gdzie jest pumpkin? Nie ma pumpkina!


Po nocnym kryzysie Matju zdrowieje w oczach. Nabrał przyspieszenia i zaczyna szaleć. Nadal ma gorączkę, ale już nie pawiuje. Odwołałam przedszkole do końca tygodnia i zastanawiam się teraz czy to było dobre posunięcie... Młody odzyskuje siły w takim tempie, że zaczynam się obawiać kolejnych pięciu dni spędzonych z nim w domu.

poniedziałek, 27 października 2014

Helołin

Znowu konkurs na świetlicy. Znowu zapotrzebowanie Najstarszej na dłubanki z dyni.

Korzystając z faktu, że Matju, wyczerpany chorobą, dużo drzemał, wypatroszyłam średniej wielkości dyńkę. Dziecko zażyczyło sobie mordę wampira. Zrobiłam co mogłam.

[zdjęcie mi znikło :( ]

W ramach wymiany przysług, postawiłam Najstarszą przy kupie dyniowych oślizłych flaków i nakazałam wydłubanie wszystkich pestek. Dziecko wykazało sie kreatywnością - użyła szczypczyków do kostek cukru, dwóch łyżek oraz widelca i nawet nie ubrudziła sobie rąk ;) Uprzątneła farfocle, wytarła blaty. Starałam się nie okazać szoku.
Upiekłam pestki i teraz zajadam. Dla każdego coś miłego. Należy mi się za rany kłute, które odniosłam podczas walki ze złośliwym warzywem.


Matju śpi nadal. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. 

Rota...

... wirus.

Matju wymiotuje od wczoraj. Dziś doszła biegunka. Raz mu lepiej, raz gorzej.
Pije, pomalutku je kukurydziane chrupki. Potem puszcza pawia. I znowu pije. I puszcza pawia.
Ma gorączkę, jest osowiały, sporo śpi. To akurat dobre - paw ma mniejszy zasięg. Ale prześcieradła zarzygał wszystkie....
I tak czuję się (tfu tfu) uprzywilejowana, bo z opowieści bliższych i dalszych znajomych wiem, że może być dużo, duuużo gorzej. Boję się szpitala.