Jakże się zdziwiłam kiedy większość moich poleceń została wykonana bez szemrania i bez opóźnień: posprzątały swój pokój (i to solidnie, bez upychania naręczy badziewia do szafy), pomogły mi z odkurzaniem mieszkania, umyły podłogę, pozbierały i poskładały swoje pranie... Z każdą uplywającą godziną miałam coraz niżej opadniętą szczękę.
W celu wytworzenia radosnego nastroju oczekiwania na Święta zasugerowalam, żeby zrobiły ozdoby okolicznościowe. Wzięły się za to z zapałem i powstały dwie girlandki choinek. Jedna w dużym pokoju:
A druga na łóżku Zu:
Powstaje również łańcuch choinkowy z kolorowego papieru, a jutro będą robione ozdoby z koralików do prasowania.
Matju był w przedszkolu, więc przez cały dzień nikt się z nikim nie pobił, nie pokłócił, nie szarpał i nie wrzeszczał. Było spokojnie, przyjemnie i nawet zabawnie. Po prostu normalnie.
Dziewczynki ozdabiały lukrem własnoręcznie upieczone pierniczki. Zu (pod moim czujnym okiem) robiła lukier: różowy i błękitny (moje czujne oko było zbędne, bo okazało się, że moja córka radzi sobie świetnie bez nadzoru).
Usmarowały stół, blaty, podłogę, swoje ubrania, niezliczoną ilość łyżek i łyżeczek, patyczków, szpatułek i Bóg wie czego jeszcze . W końcu wymieszały obra lukry razem, dzieki czemu uzyskały kolor oberżyny, albo - według mojej skrzywionej percepcji - zakrzepłej krwi ;) W tej lukrowej posoce unurzały piernikowe bałwanki, które teraz wyglądają jak kanibale po posiłku albo bloby ulepione z kaszanki ;) Zdjęcia nie będzie ;)
Tego się mniej więcej spodziewałam, ale zupełnie nie spodziewałam się, że... wejdę do kuchni po całej akcji a tam bedzie POSPRZĄTANE. Powycierały stół, podłogę, wyczyściły naczynia po lukrze (nie mam złudzeń, na pewno wszystko zjadły), pozbierały sztućce i włożyły je do zlewu. Nie miałam tam już nic do roboty ni poprawiania.
Usiadłam przy kuchennym stole ze łzami wzruszenia w oczach. Ojej, ojej. Nie oczekuję, że im tak zostanie, ale zachowam to wspomnienie na zawsze ;)
Przyprowadziłam Matju z przedszkola i juz było normalnie: kłótnie, przepychanki, ryk i orka na ugorze ;) W sumie dobrze, bo przez cały dzień wszystko było takie przyjemne, że czułam się wytrącona z równowagi i niepewna co robić ;) Razem z synem wróciła rutyna ;)
Po ciężkim i pracowitym dniu należał się dzieciątkom jakiś relaks. O, proszę jakie grzeczne:
Czuję się pozytywnie przygotowana na Święta :) Niech będą dobre :)
Wszystkim życzę spokojności, pogody ducha, odporności na problemy; dużo czasu na przyjemności; komfortu na każdym poziomie: od finansowego po emocjonalny :) Wesołych Świąt :)