sobota, 21 lutego 2015

Boys will be boys

Matju skacze. Rzuca się. Biega. Ślizga się. Robi fikołki. Staje na głowie. Ciska przedmiotami. Średnio raz na piętnaście minut robi sobie krzywdę i wybucha wrzaskiem. Boli nóżka, boli rączka, boli główka, uauauaaaaaaaaaaa!!!!!! Mamaaaaaaa!!! Podmuuuuchaaaaaaaaj!!!!!!! Auauauauauaaaaaaa!!!!!

Wyje przez kilka minut, przyprawiając mnie o nerwowe drgawki, po czym uspokaja się i kontynuuje wywrotową działalność. Nie wyciągając ABSOLUTNIE ŻADNYCH wniosków z doznanych cierpień. ŻADNYCH. Za to ja wyciągam... Uspokajacza z szafki z lekami albo wino z lodówki, bo ileż można bez znieczulenia słuchać krzyku?
Mąż w powietrznej drodze do zimowego piekła (kierunek: Boston, temperatura -12, śniegu po dachy), a ja zostałam na straży domowego ogniska. Mam, nie ukrywam, szaloną ochotę zalać owoż ognisko pianką gaśniczą i wiać gdzie pieprz rośnie.

Stink i Eryk z Klapką dotrzymują mi towarzystwa (wzięło mnie dziś na starocie, duchowy powrót do czasów, kiedy byłam młoda, szczupła i pełna idiotycznej nadziei):

czwartek, 19 lutego 2015

Wieczoryki


Ta bezradność, kiedy wizja upragnionego, wyczekanego wieczoru (który miał ci przecież zapewnić romantyczne sam na sam z książką, niezbędne do życia nawet bardziej niż nutella i wino) oddala się w niebyt. Przy akompaniamencie wrzasków, marudzenia, licznych żądań i dobitnych fochów z tupaniem i treningiem bokserskim. Z twoją twarzą w charakterze treningowego worka.


Nie pomaga czytanie, opowiadanie bajek, otulanie kołderką, buziaki i dobranoce. W końcu poddajesz się, włączasz bajki i liczysz na to, że potwór sam padnie. Nie tylko nie pada, ale wydaje się coraz żwawszy. Domaga się konwersacji, albo chociaż cierpliwego wysłuchiwania tego co ma do powiedzenia. Należy dodać, że nie są to fascynujące newsy godne pierwszych stron gazet. Ani elokwentne monologi na temat zagadnień, które cię interesują.
Słuchasz gęgania, odpowiadasz - tak tak, oczywiście, no co ty powiesz kochanie! - i donosisz kubki wody oraz krakersy (dziecko jest głodne), boleściwie spoglądając na zegarek i obserwując jak twój wolny czas kruszy się po kawałeczku. No bo co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Możesz spędzić ten wieczór a) względnie spokojnie, albo b) walcząc z wyłażącym z pościeli zaryczanym kłębkiem złości. Wybór jest prosty.

Trzeba unikać nerwowości, bo nie będę w stanie zasnąć. A rano ten sam potwór obudzi mnie przecież wyciem "maaaamoooooooo! maaaaaamooooooo!" o piątej. Jeśli będę miała szczęście. Jeśli nie, to około 4.30. Czemu? Nie wiem. Prawdopodobnie dlatego, że może.





Przedświt


Nasza codzienna mała apokalipsa. Płacz i zgrzytanie zębów.
Średnia stawia mniej lub bardziej czynny opór, a na wszelkie próby interwencji reaguje jak górnicy pod Sejmem.
Stoi dziś przed szafą i zaglada do środka.

Ja: Dziecko, ubierz się, jest już mało czasu.
Średnia: Ale nie wiem co mam założyć.
Ja: [zagladam do szafy i widzę splątany kłąb ubrań, rajstop, bielizny i zabawek] Gdybyś miała posprzątane to nie miałabyś tego problemu. Właśnie dlatego warto dbać o porządek. Wybierz coś, po południu posprzątasz ten syf.
Średnia: [FOCH. Siada na łóżku i patrzy w ścianę. Czas płynie.]
Ja: Ubierz się, ja muszę jeszcze ubrać Mateusza i zrobić śniadanie Zuzi.
Średnia: [FOCH].

Za 15 minut przychodzę do pokoju, Średnia siedzi nadal i patrzy w ścianę.

Ja: UBIERZ SIĘ, ZARAZ MUSICIE WYJŚĆ!!!!!
Średnia: [Śmiertelnie obrażona wywleka z szafy sukienkę i rajstopy i zaczyna się ubierać  w tempie ślimaka na haju]

Ja: [stan maniakalno depresyjny, bardzo chcę ich wszystkich wydusić i trafić do celi z miękkimi materacami i darmową działką dragów]
Średnia: [Widząc, że tracę nerwy, śmieje się złośliwie i robi wszystko jeszcze wolniej]

Wieczorem przypominam o przygotowaniu ubrań na nastepny dzień. Oczywiście nikt tego nie robi, bo po co. Gdybym ja im szykowała ubrania to owszem, ale same? Nieee.
Wieczorem przypominam również o sprawdzeniu plecaków i zapakowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy na nastepny dzień. Czy ktoś to robi? Nieee. Gdybym ja to zrobiła za nie, to chętnie, ale same? A po co? Mogę stać nad nimi i powtarzać do zdarcia gardła, ale skutek jest żaden.
Dziś na przykład Średnia na dwie minuty przed wyjściem zaczęła krzyczeć że nie ma portfela, bo Najstarsza jej gdzieś schowała. Kazałam pójść do pokoju i poszukać.

W pokoju panuje syf jak w domach bohaterów "Hoarders". Co wieczór Mąż goni dzieci do sprzątania, lecz jego definicja sprzątania różni się znaczaco od mojej. Dla niego "posprzątane"= "nic nie leży na podłodze". Dzieci sprzatają w ten sposób, że zgarniają wszystko z podlogi jak leci i wpychają gdzie się da. Skutkuje to brudnymi skarpetkami wepchniętymi między zgruchmanione książki, ścinkami i kawałkami plasteliny zmieszanymi z zabawkami w koszykach, i tak dalej.
Średnia stanęła nad tym bajzlem i zaczęła sie wściekać, że nie ma portfela. Popatrzyłam i trafił mnie ostateczny szlag. Wyrzuciłam cały pierdolnik na środek pokoju, zapowiedziałam, że ma minutę na znalezienie portfela oraz że po powrocie ze szkoły oczekuję generalnych porządków. Jak nie, to wkroczę z workiem na śmieci i chętnie pomogę.
Portfela nie było w pokoju. Najstarsza zasugerowała, żeby może sprawdzić w plecaku. I proszę, cud, portfel jest. Gdyby sprawdziła plecak wieczorem, tak jak prosiłam, nie byłoby problemu.
Ale co ja tam wiem.



wtorek, 17 lutego 2015

Sprawy różne

Zu chce hodować patyczaki. PATYCZAKI. Robale. W terrarium. Help...

Sprawdzam dziś pracę domową. Stopniowanie przymiotników. Co widzę?
DOBRY. DOBRZEJSZY. NAJDOBRZEJSZY.
Powiedziałam, że zastanowię się nad patyczakami, kiedy ona zastanowi się nad przymiotnikami.

Anka lubi świnie. Chce mieć małą świnkę. Zapytałam, czy może być morska. Nie, nie może. Za krótko żyje. Odrzekłam, że zwykłe świnie nie żyją jakoś specjalnie długo. Na to Anka, z niezmąconą pewnością siebie odparła, że nie szkodzi, przynajmniej będziemy mieli szynkę...
Parsknęłam śmiechem, doceniając pragmatyzm i ponownie zasugerowałam świnię morską. Nie, świnka morska nie, ale może być konik. Morski.

Matju na szczęście jest jeszcze w wieku, w którym bardziej pożąda Lego Star Wars niż zwierzątka.

Patyczaki. Mój Boże. Do tego świnia. Konik morski. Tylko patrzeć a obudzę się pod jednym dachem z tarantulą, pytonem i kolonią egzotycznych ślimaków.

Może po prostu akwarium z sympatyczną rybką? Chociaż obawiam się, że mogłabym ją pomylić z lustrem. Bo po dniu z dziećmi wyglądam właśnie tak.


poniedziałek, 16 lutego 2015

Telewizja dogania życie

Koleżanka na fejsiku bardzo pięknie wypunktowała program Telewizji Polskiej na walentynkowy wieczór. Parskłam gorzkim śmiechem.

22:25 "W matni"
00:05 "Żywe trupy"
00:50 "Żywe trupy"
01:45 "Wyrolowani"

Mój Boże, idealne, perfekcyjne, doskonałe. Dokładnie tak jest :D