sobota, 21 lutego 2015

Boys will be boys

Matju skacze. Rzuca się. Biega. Ślizga się. Robi fikołki. Staje na głowie. Ciska przedmiotami. Średnio raz na piętnaście minut robi sobie krzywdę i wybucha wrzaskiem. Boli nóżka, boli rączka, boli główka, uauauaaaaaaaaaaa!!!!!! Mamaaaaaaa!!! Podmuuuuchaaaaaaaaj!!!!!!! Auauauauauaaaaaaa!!!!!

Wyje przez kilka minut, przyprawiając mnie o nerwowe drgawki, po czym uspokaja się i kontynuuje wywrotową działalność. Nie wyciągając ABSOLUTNIE ŻADNYCH wniosków z doznanych cierpień. ŻADNYCH. Za to ja wyciągam... Uspokajacza z szafki z lekami albo wino z lodówki, bo ileż można bez znieczulenia słuchać krzyku?
Mąż w powietrznej drodze do zimowego piekła (kierunek: Boston, temperatura -12, śniegu po dachy), a ja zostałam na straży domowego ogniska. Mam, nie ukrywam, szaloną ochotę zalać owoż ognisko pianką gaśniczą i wiać gdzie pieprz rośnie.

Stink i Eryk z Klapką dotrzymują mi towarzystwa (wzięło mnie dziś na starocie, duchowy powrót do czasów, kiedy byłam młoda, szczupła i pełna idiotycznej nadziei):

6 komentarzy:

Unknown pisze...

Moze jakaś aura cholerna dzisiaj. U nas od rana maaarudzenie i pisk. Niech już ten dzien minie

Kaja pisze...

Mój w Bostonie od tygodnia i jeszcze będzie tydzień. Mówi, że w nocy było -22.
Tak, w Krakowie ferie. Tak, moje środkowe dziecię, nigdy-nie-chorujący syn ma 39 stopni.
I też wyciągam uspokajacze. ;)

Cuilwen pisze...

:( :( :(

Krysia to uszyła pisze...

Tak sobie myślę czemóż ach czemusz nie mam w domu gaśniecy?
Tekst - w punkt!

Krysia to uszyła pisze...

Hmm to dysortografia czy mój przeuroczy tablet wszystko lepiej ode mnie wiedzący taki piękny tekst wysmarował???

Cuilwen pisze...

Hahahaha :D atak autokorekty? ;)