czwartek, 19 lutego 2015

Przedświt


Nasza codzienna mała apokalipsa. Płacz i zgrzytanie zębów.
Średnia stawia mniej lub bardziej czynny opór, a na wszelkie próby interwencji reaguje jak górnicy pod Sejmem.
Stoi dziś przed szafą i zaglada do środka.

Ja: Dziecko, ubierz się, jest już mało czasu.
Średnia: Ale nie wiem co mam założyć.
Ja: [zagladam do szafy i widzę splątany kłąb ubrań, rajstop, bielizny i zabawek] Gdybyś miała posprzątane to nie miałabyś tego problemu. Właśnie dlatego warto dbać o porządek. Wybierz coś, po południu posprzątasz ten syf.
Średnia: [FOCH. Siada na łóżku i patrzy w ścianę. Czas płynie.]
Ja: Ubierz się, ja muszę jeszcze ubrać Mateusza i zrobić śniadanie Zuzi.
Średnia: [FOCH].

Za 15 minut przychodzę do pokoju, Średnia siedzi nadal i patrzy w ścianę.

Ja: UBIERZ SIĘ, ZARAZ MUSICIE WYJŚĆ!!!!!
Średnia: [Śmiertelnie obrażona wywleka z szafy sukienkę i rajstopy i zaczyna się ubierać  w tempie ślimaka na haju]

Ja: [stan maniakalno depresyjny, bardzo chcę ich wszystkich wydusić i trafić do celi z miękkimi materacami i darmową działką dragów]
Średnia: [Widząc, że tracę nerwy, śmieje się złośliwie i robi wszystko jeszcze wolniej]

Wieczorem przypominam o przygotowaniu ubrań na nastepny dzień. Oczywiście nikt tego nie robi, bo po co. Gdybym ja im szykowała ubrania to owszem, ale same? Nieee.
Wieczorem przypominam również o sprawdzeniu plecaków i zapakowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy na nastepny dzień. Czy ktoś to robi? Nieee. Gdybym ja to zrobiła za nie, to chętnie, ale same? A po co? Mogę stać nad nimi i powtarzać do zdarcia gardła, ale skutek jest żaden.
Dziś na przykład Średnia na dwie minuty przed wyjściem zaczęła krzyczeć że nie ma portfela, bo Najstarsza jej gdzieś schowała. Kazałam pójść do pokoju i poszukać.

W pokoju panuje syf jak w domach bohaterów "Hoarders". Co wieczór Mąż goni dzieci do sprzątania, lecz jego definicja sprzątania różni się znaczaco od mojej. Dla niego "posprzątane"= "nic nie leży na podłodze". Dzieci sprzatają w ten sposób, że zgarniają wszystko z podlogi jak leci i wpychają gdzie się da. Skutkuje to brudnymi skarpetkami wepchniętymi między zgruchmanione książki, ścinkami i kawałkami plasteliny zmieszanymi z zabawkami w koszykach, i tak dalej.
Średnia stanęła nad tym bajzlem i zaczęła sie wściekać, że nie ma portfela. Popatrzyłam i trafił mnie ostateczny szlag. Wyrzuciłam cały pierdolnik na środek pokoju, zapowiedziałam, że ma minutę na znalezienie portfela oraz że po powrocie ze szkoły oczekuję generalnych porządków. Jak nie, to wkroczę z workiem na śmieci i chętnie pomogę.
Portfela nie było w pokoju. Najstarsza zasugerowała, żeby może sprawdzić w plecaku. I proszę, cud, portfel jest. Gdyby sprawdziła plecak wieczorem, tak jak prosiłam, nie byłoby problemu.
Ale co ja tam wiem.



9 komentarzy:

Kajka pisze...

Czytałam gdzieś, że dzieciom powinno się pozwolić poznać konsekwencje swoich zachowań. Tzn, że jak się guzdrają, to nie zdążą na czas do szkoły, pójdą w brudnych ciuchach, bez przyborów szkolnych, z nieodrobionymi lekcjami itd. Chętnie bym wprowadziła u siebie, ale jest jedno ale ... konsekwencja spadła by na mnie, bo ja, wyrodna matka, nie zrobiłam, nie wychowałam, nie dopilnowałam. I w ogóle złą matką bym była. I tyle w temacie. Moi mają posprzątane, bo sama robię porządek, segregację. Idea porządku w pokoju dziecięcym wg mojego męża jest podobna do twojego, więc jeśli chcę mieć porządek to ... muszę go zrobić sama. Wrrrr. Wkurw.

Ka pisze...

Heh... mam w domu toczka w toczke to samo - tylko ze tylko jeden bzdzil i dopiero w tym roku dopiero pojdzie do szkoly...
(to sie dopiero zacznie, juz to czuje...)

Ale jakos tak sie czlowiek/matka podbudowuje przy czytaniu. Bo ze inni tez tak maja, jak ja.... :-)

U nas tez zabawki itp "samesie" rozrzucaja i nikt nie czuje potrzeby ich sprzatniecia.
Ale ile to stekania, buntu, placzu... codziennie jest.
Sama bym sobie chetnie tyle postekala, ale czy kots sie tym przejmie?

Czasami tez wywalam wszystko na srodek, czasami przynosze wor na smieci. Haha. Nie ma litosci dla muchy. Ani teraz, ani nigdy

Cuilwen pisze...

Moje dzieci mają gdzieś konsekwencje. Zuza może nie odrabiac pracy domowej bo jej to zwisa :) Do szkoły mogą się spóźnić, im to zwisa.
Tylko, że rano do szkoly zabiera je sąsiadka, która musi zdążyć tu i tam, jadą autobusem, a autobus nie będzie czekał. I nie chcę robić wbrew sąsiadce, która czyni mi sporą grzeczność, holując moje dzieci ze sobą. I to głównie o nią mi chodzi. Dlatego się tak denerwuje i zależy mi żeby były gotowe na czas. Im nie zależy. Im na niczym nie zależy, może tylko na zabawkach i bajkach. I czekoladzie. Na resztę mają wywalone kompletnie.

Cuilwen pisze...

Sobie stękam na blogu ;) tyle mojego ;)

GOSIA pisze...

u nas: już 4. dzień szukamy legitymacji szkolnej. Zapowiedziałam przedwczoraj, że w sobotę będzie generalne sprzątanko.... I wczoraj nie wytrzymałam I posprzątałam młodemu pokój... sama...Beznadzieja. wiem.

MF pisze...

Tu nie ma chyba złotej rady, choć i u nas worek śmieciowy działa :)

Cuilwen pisze...

Muszę wyjasnić jedną rzecz, żeby nie było wątpliwości - jak chcę, żeby było posprzątane to sprzątam sama ;)
Ale rzadko chcę ;)

Kajka pisze...

Zastanawiam się, czy jakby im odciąć kompy, komórki, zabawki i inne przyjemności w ramach kary to coś by dało? Bo przyznam się szczerze, czuję się bezsilna ostatnio. Zwłaszcza przy najmłodszym, bo najbardziej charakterny.

Cuilwen pisze...

Nie dałoby. Przynajmniej u moich nic nie daje, to jest kara dla nas nie dla nich.