czwartek, 19 lutego 2015

Wieczoryki


Ta bezradność, kiedy wizja upragnionego, wyczekanego wieczoru (który miał ci przecież zapewnić romantyczne sam na sam z książką, niezbędne do życia nawet bardziej niż nutella i wino) oddala się w niebyt. Przy akompaniamencie wrzasków, marudzenia, licznych żądań i dobitnych fochów z tupaniem i treningiem bokserskim. Z twoją twarzą w charakterze treningowego worka.


Nie pomaga czytanie, opowiadanie bajek, otulanie kołderką, buziaki i dobranoce. W końcu poddajesz się, włączasz bajki i liczysz na to, że potwór sam padnie. Nie tylko nie pada, ale wydaje się coraz żwawszy. Domaga się konwersacji, albo chociaż cierpliwego wysłuchiwania tego co ma do powiedzenia. Należy dodać, że nie są to fascynujące newsy godne pierwszych stron gazet. Ani elokwentne monologi na temat zagadnień, które cię interesują.
Słuchasz gęgania, odpowiadasz - tak tak, oczywiście, no co ty powiesz kochanie! - i donosisz kubki wody oraz krakersy (dziecko jest głodne), boleściwie spoglądając na zegarek i obserwując jak twój wolny czas kruszy się po kawałeczku. No bo co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Możesz spędzić ten wieczór a) względnie spokojnie, albo b) walcząc z wyłażącym z pościeli zaryczanym kłębkiem złości. Wybór jest prosty.

Trzeba unikać nerwowości, bo nie będę w stanie zasnąć. A rano ten sam potwór obudzi mnie przecież wyciem "maaaamoooooooo! maaaaaamooooooo!" o piątej. Jeśli będę miała szczęście. Jeśli nie, to około 4.30. Czemu? Nie wiem. Prawdopodobnie dlatego, że może.





5 komentarzy:

PrzeKora pisze...

:-)

Paulina pisze...

Ja staram się nie zwracać na nich uwagi (właśnie w ramach rozrywki moi synowie przeliczają posiadaną kasę, czyt. wywalili wszystkie drobniaki:))
- co chwila powtarzam 'ja mam wolne, zróbcie/weźcie sobie sami, byle byście nie wychodzili z pokoju swojego'... oczywiście wychodzą co chwila ;)

Ka pisze...

Znam, znam ten bol....!!!
Moja pierworodna jedyna zawsze byla bardzo oporna na spanie, od samego poczatku!
Oprocz poznego usypiania i (mimo tego) wczesnego wstawania, potrafila tez sie budzic w srodku nocy i nie spac przez minimum 2 godziny. To dopiero byl fun.
Prawdziwy demon nocny.

Cuilwen pisze...

Paulina, też! też tak robię :D "Obsłużcie się sami, co jest, ręce wam urwało?" na co Średnia tupie i krzyczy "NIE KOCHASZ SWOICH DZIECI TY NIEDOBRA MAMO!" :D Więc przy okazji mogę poćwiczyć zapasy z poczuciem winy ;)

Ka, moje też... Zuza za niemowlęcia miała taki przyjemny zwyczaj że budziła się koło pierwszej w nocy i nie spała do czwartej, potem dawała zadrzemać mniej więcej do 5.30-6.00 i hajda, zaczynamy nowy dzień... Straszne to, prawda? Po jakimś czasie człowiek zaczyna się zastanawiać czy to jest jakaś kara i dlaczego na litość boską taka surowa, i czy mozna umrzec z braku snu... I czemu inni rodzice mają łatwiej i jeszcze patrzą na mnie z góry jakbym to ja robiła coś źle...
Mroczne lata.

Paulina pisze...

Twoje dzieci opanowały wyższy poziom grania na uczuciach... :D